Z biskupem Jerzym Maculewiczem, administratorem apostolskim w Uzbekistanie, o wyrzeczeniu, samotności w Azji oraz mięsie w Anglii rozmawia Jędrzej Rams.
Jak misjonarz odczuwa modlitwę wstawienniczą za siebie? Można tego doświadczyć?
Bp Jerzy Maculewicz: – Oczywiście. Szczególnie będąc w takich krajach jak Uzbekistan, gdzie katolicy stanowią mniejszość. Kiedy przychodzą chwile zwątpienia, gdy chciałoby się zobaczyć już owoce tej naszej działalności misyjnej. A z drugiej strony chyba tam się wtedy doświadcza, jak wiele rzeczy czyni przede wszystkim sam Pan Bóg. Ja często proszę o modlitwę Wiele osób modli się szczególnie za misje w Uzbekistanie. Mam taki przykład. Co prawda, nie chodzi tu akurat o ludzi chorych, ale dwie niezależne od siebie grupy moich znajomych z Dąbrowy Górniczej, skąd pochodzę, podjęły się odmawiania Różańca. Tak powstał swoisty żywy Różaniec, gdzie każdy odmawia dziesiątek w mojej intencji. Inny przykład. W parafii franciszkańskiej dzieci z jednej z klas obiecały mi, że będą się modlić przez rok w intencji naszej misji. Nie zapominamy więc i prosimy o modlitwę.
Kościół zachęca, żeby ofiarować swoje cierpienie za misje. W jaki sposób ktoś, kto nie jest chory lub cierpiący, może włączyć się do tego dzieła modlitewnego?
– Myślę, że cierpienie ludzi chorych ma szczególne znaczenie. Oczywiście, nie należy do tego podchodzić tak, że ja chcę cierpieć, aby Bóg gdzieś coś zrobił. Tworzyć swoiste zakłady. Cierpienia przychodzą i nie są od nas zależne. Chodzi o umiejętność ofiarowania ich za Kościół lub za kogoś innego. Jak mówił pewien święty – jeżeli umiemy ofiarować coś za innych, nie myśląc tylko o swoim cierpieniu, wtedy Bóg pomaga znieść to cierpienie. Widzimy, jak Pan Jezus mówi swoim apostołom, że pewien rodzaj złych duchów może zostać wypędzony tylko przez post i jałmużnę. Wskazuje to nie tylko na wartość modlitwy, ale też i samego wyrzeczenia. Niedawno Episkopat Anglii i Walii na powrót poprosił, aby wierni tego Kościoła zaczęli przeżywać piątek bez jedzenia mięsa. Po II Soborze Watykańskim z tego zrezygnowano, a teraz zauważa się chęć powrotu do starej praktyki Kościoła. Czasami zastanawiam się, jak w Uzbekistanie głosić sens wyrzeczenia od mięsa. Jak tamtejsi ludzie mogą sobie tego odmawiać, skoro nawet nie stać ich, żeby w ciągu tygodnia zjeść kawałek mięsa. Zawsze pozostaje jednak możliwość, aby odmówić sobie też czegoś innego.
Czy jest jakaś szczególna intencja „misyjna”, w jakiej możemy się pomodlić?
– W sierpniu przyjeżdża do nas ks. Andrzej Józefów. Pochodzi on z diecezji legnickiej. Zanim zdecydował się na misje, pracował w Chojnowie. Był już u nas dwukrotnie i podjął decyzję o przyjeździe do Uzbekistanu. Będzie pracował w Urgenczu, miejscowości oddalonej o 1000 km od Taszkientu, stolicy kraju. Aby dostać się do tego miasta, trzeba pokonać pustynię. Na razie będzie tam sam. Dlatego szczególnie chciałbym poprosić wiernych diecezji legnickiej o wsparcie modlitewne dla tego kapłana. Żeby nie odczuwał tak mocno samotności. Żeby czuł, że ci, którzy są mu bliscy, krajanie, są z nim. Niezależnie od tylu tysięcy kilometrów, które będą ich dzieliły. Żeby poprzez to wsparcie modlitewne czuł sens, że warto tam być i siać to ziarno, do czego nas Jezus zobowiązał.
Samotność jest najbardziej dotkliwą udręką młodego misjonarza?
– W moim życiu nigdy nie było tak, że byłem sam. Rozmawiając jednak z braćmi, którzy byli sami przez jakiś czas w pracy misyjnej, wiem, że jest to ciężkie doświadczenie. Są – oczywiście – wierni, ludzie, którzy przychodzą, z którymi się pracuje. Ale często to my jesteśmy tymi, którzy są dla nich. Brakuje nam kogoś, z kim możemy porozmawiać, podzielić się swoimi doświadczeniami. W Uzbekistanie dużą wartością jest to, że większość duchowieństwa stanowią franciszkanie. Raz w miesiącu spotykamy się na dniu skupienia. Przeżywamy go razem dla wszystkich duchownych w Taszkiencie. Chcę, żeby w tym spotkaniu brał też udział ks. Andrzej. Właśnie w celu duchowego podbudowania i poczucia, że nie jest sam. A z drugiej strony modlę się do Boga, żeby znalazł się jakiś drugi kapłan, tak żeby ks. Andrzej nie był samotny w swojej parafii. Pan Jezus powiedział, że tam, gdzie jest dwóch lub trzech, i On tam jest. A wtedy na pewno będzie łatwiej.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).