Żeby ksiądz nie był sam

GN 23/2011 Legnica

publikacja 23.08.2011 06:00

Z biskupem Jerzym Maculewiczem, administratorem apostolskim w Uzbekistanie, o wyrzeczeniu, samotności w Azji oraz mięsie w Anglii rozmawia Jędrzej Rams.

Żeby ksiądz nie był sam Jędrzej Rams/ GN Ojciec biskup zabrał do Uzbekistanu obrazek przedstawiający zamek Legnickich Piastów. Otrzymał go od legniczan, którym udzielił sakramentu bierzmowania.

Jak misjonarz odczuwa modlitwę wstawienniczą za siebie? Można tego doświadczyć?

Bp Jerzy Maculewicz: – Oczywiście. Szczególnie będąc w takich krajach jak Uzbekistan, gdzie katolicy stanowią mniejszość. Kiedy przychodzą chwile zwątpienia, gdy chciałoby się zobaczyć już owoce tej naszej działalności misyjnej. A z drugiej strony chyba tam się wtedy doświadcza, jak wiele rzeczy czyni przede wszystkim sam Pan Bóg. Ja często proszę o modlitwę Wiele osób modli się szczególnie za misje w Uzbekistanie. Mam taki przykład. Co prawda, nie chodzi tu akurat o ludzi chorych, ale dwie niezależne od siebie grupy moich znajomych z Dąbrowy Górniczej, skąd pochodzę, podjęły się odmawiania Różańca. Tak powstał swoisty żywy Różaniec, gdzie każdy odmawia dziesiątek w mojej intencji. Inny przykład. W parafii franciszkańskiej dzieci z jednej z klas obiecały mi, że będą się modlić przez rok w intencji naszej misji. Nie zapominamy więc i prosimy o modlitwę.

Kościół zachęca, żeby ofiarować swoje cierpienie za misje. W jaki sposób ktoś, kto nie jest chory lub cierpiący, może włączyć się do tego dzieła modlitewnego?

– Myślę, że cierpienie ludzi chorych ma szczególne znaczenie. Oczywiście, nie należy do tego podchodzić tak, że ja chcę cierpieć, aby Bóg gdzieś coś zrobił. Tworzyć swoiste zakłady. Cierpienia przychodzą i nie są od nas zależne. Chodzi o umiejętność ofiarowania ich za Kościół lub za kogoś innego. Jak mówił pewien święty – jeżeli umiemy ofiarować coś za innych, nie myśląc tylko o swoim cierpieniu, wtedy Bóg pomaga znieść to cierpienie. Widzimy, jak Pan Jezus mówi swoim apostołom, że pewien rodzaj złych duchów może zostać wypędzony tylko przez post i jałmużnę. Wskazuje to nie tylko na wartość modlitwy, ale też i samego wyrzeczenia. Niedawno Episkopat Anglii i Walii na powrót poprosił, aby wierni tego Kościoła zaczęli przeżywać piątek bez jedzenia mięsa. Po II Soborze Watykańskim z tego zrezygnowano, a teraz zauważa się chęć powrotu do starej praktyki Kościoła. Czasami zastanawiam się, jak w Uzbekistanie głosić sens wyrzeczenia od mięsa. Jak tamtejsi ludzie mogą sobie tego odmawiać, skoro nawet nie stać ich, żeby w ciągu tygodnia zjeść kawałek mięsa. Zawsze pozostaje jednak możliwość, aby odmówić sobie też czegoś innego.

Czy jest jakaś szczególna intencja „misyjna”, w jakiej możemy się pomodlić?

– W sierpniu przyjeżdża do nas ks. Andrzej Józefów. Pochodzi on z diecezji legnickiej. Zanim zdecydował się na misje, pracował w Chojnowie. Był już u nas dwukrotnie i podjął decyzję o przyjeździe do Uzbekistanu. Będzie pracował w Urgenczu, miejscowości oddalonej o 1000 km od Taszkientu, stolicy kraju. Aby dostać się do tego miasta, trzeba pokonać pustynię. Na razie będzie tam sam. Dlatego szczególnie chciałbym poprosić wiernych diecezji legnickiej o wsparcie modlitewne dla tego kapłana. Żeby nie odczuwał tak mocno samotności. Żeby czuł, że ci, którzy są mu bliscy, krajanie, są z nim. Niezależnie od tylu tysięcy kilometrów, które będą ich dzieliły. Żeby poprzez to wsparcie modlitewne czuł sens, że warto tam być i siać to ziarno, do czego nas Jezus zobowiązał.

Samotność jest najbardziej dotkliwą udręką młodego misjonarza?

– W moim życiu nigdy nie było tak, że byłem sam. Rozmawiając jednak z braćmi, którzy byli sami przez jakiś czas w pracy misyjnej, wiem, że jest to ciężkie doświadczenie. Są – oczywiście – wierni, ludzie, którzy przychodzą, z którymi się pracuje. Ale często to my jesteśmy tymi, którzy są dla nich. Brakuje nam kogoś, z kim możemy porozmawiać, podzielić się swoimi doświadczeniami. W Uzbekistanie dużą wartością jest to, że większość duchowieństwa stanowią franciszkanie. Raz w miesiącu spotykamy się na dniu skupienia. Przeżywamy go razem dla wszystkich duchownych w Taszkiencie. Chcę, żeby w tym spotkaniu brał też udział ks. Andrzej. Właśnie w celu duchowego podbudowania i poczucia, że nie jest sam. A z drugiej strony modlę się do Boga, żeby znalazł się jakiś drugi kapłan, tak żeby ks. Andrzej nie był samotny w swojej parafii. Pan Jezus powiedział, że tam, gdzie jest dwóch lub trzech, i On tam jest. A wtedy na pewno będzie łatwiej.