Na co dzień mają ręce pełne roboty, bo oprócz codziennych obowiązków w domu i lekcji do odrobienia, po szkole zawsze znajdą jeszcze choć trochę czasu dla innych. Mają kilka lub kilkanaście lat, ale doskonale już wiedzą, że warto pomagać.
Kiedy pytam: „co mały może?”, z oburzeniem odpowiadają krótko: „mały może wiele!”. A na poparcie zaraz płynie cała litania spraw i akcji, które przeprowadzili młodzi wolontariusze – członkowie Szkolnych Kół Caritas.
Wielkość niemierzona linijką
W całej diecezji jest ich już ponad 120. Działają nie tylko w podstawówkach i gimnazjach, ale i w szkołach średnich. Ich członkowie zamiast wisieć na trzepakach albo buszować w internecie, po lekcjach biegną przyklejać kartki albo zrobić zakupy starszym sąsiadom. Jak mówią zgodnie: i na jedno, i na drugie czas się znajdzie. Podejmują rozmaite akcje, od zbiórek żywności i pieniędzy, po mycie okien i towarzyszenie osobom samotnym. – U nas koło istnieje dopiero od stycznia, ale już przygotowywaliśmy kartki świąteczne, dzięki którym do naszych najuboższych kolegów ze szkoły trafi ły paczki – mówi Marcel Godlewski z koszalińskiej Trójki. – Odkąd należę do SCK, chyba więcej widzę. Może łatwiej mi teraz zauważać, że koło mnie są ludzie, którzy potrzebują pomocy – zastanawia się młody wolontariusz.
On i jego koledzy udowadniają, że jeśli tylko włoży się trochę serca, można zrobić bardzo wiele. – Mamy małe ręce, ale wielkie serca. Takie, których nie zmierzy się linijką – mówi z dumą jeden z najmłodszych wolontariuszy w „firmowej” koszulce sięgającej niemal do kolan. Widać od razu, że przypadły mu do gustu życzenia, które chwilę wcześniej wszystkim małym wolontariuszom z diecezji składał bp Edward Dajczak. – Życzę wam, żebyście mieli wielkie serca, które mierzy się miłością – mówił biskup diecezjalny na koniec Mszy św.
Oczy i uszy otwarte
Maluchy pomagają też modlitwą. Jak podkreślają opiekunowie szkolnych kół, to niezmiernie ważny aspekt ich działalności, o którym nie można zapominać. Bywa, że są też oczami i uszami dorosłych. – To właśnie dzieci często podpowiadają nam, gdzie trzeba iść z pomocą, bo dzieje się coś złego – potakująco kiwają głowami nauczyciele. – Sami nie wszystko widzimy, bo wiele spraw rozgrywa się za zamkniętymi dla nas drzwiami. Nieco starsi, jak Oliwia Szostek z Kołobrzegu odwiedzają szpitale. Razem z koleżankami przekonują, że można pomagać i bez pieniędzy. – My włączyliśmy się do akcji pisania kartek do chorych dzieci. Albo odwiedzaliśmy je w szpitalu, zanosząc misie. Nie wymaga to dużo czasu, a zrobiliśmy coś, co sprawiło mnóstwo radości – mówi uczennica.
Raz do roku członkowie SCK spotykają się, żeby poświętować. Tym razem zamienili w wielki plac zabaw pole przy szacownym skrzatuskim sanktuarium. Zjechało ich tu blisko pół tysiąca. Rozpoczęli od Eucharystii i spotkania z bp. Edwardem Dajczakiem. Dostojna, gruntownie remontowana świątynia niemal pękała w szwach. Młodzi ludzie z całej diecezji zapełnili szczelnie ławki i podłogi. Wielu z nich przywiozło ze sobą transparenty i flagi. Żeby nie było wątpliwości, że nawet w najmniejszych parafiach też nie brakuje do pracy małych chętnych rąk.
Po Mszy św. dzieciarnia wysypała się przed sanktuarium, gdzie już czekały na nią rozmaite atrakcje. Dmuchana zjeżdżalnia i ściana do wspinaczki, scena, na której każdy mógł zademonstrować swoje umiejętności wokalne, słodkie pączki oraz wszystko, co potrzebne do dobrej zabawy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.