Diecezja katowicka ma 100 lat

Wywiad z dr. Andrzejem Grajewskim.

Reklama

Powstaje wtedy nieformalna, grupa księży, którzy nie uznają władzy ks. Piskorza. Pod pretekstem wycieczek turystycznych w Beskidy, spotykają się w klasztorze sióstr szkolnych w Bielsku, przy parafii św. Mikołaja. Tam zastanawiają się, co dalej robić w tej sytuacji. Organizowali także zbiórki na utrzymanie biskupów, bo byli oni pozbawieni jakichkolwiek środków.

Ks. Piskorz kontynuuje też budowę katowickiej katedry…

– A jednocześnie idzie na daleko idące ustępstwa przy tej budowie, ponieważ władze komunistyczne nie chciały, aby, jak było to w pierwotnym projekcie, wysoka kopuła z krzyżem górowała na nad całym miastem. W stosunku do dzisiejszej bryły, miała ona być zdecydowanie wyższa.

– Po zakończeniu budowy dochodzi do absurdalnej sytuacji: biskup katowicki nie może poświęcić swojego kościoła katedralnego.

– W ogóle poświęcenie katedry to był skandal, ponieważ nie powinna ona być konsekrowana w sytuacji, kiedy nie ma biskupa. Ks. Piskorz takich uprawnień nie miał. Namówił jednak do tego biskupa częstochowskiego Zdzisława Golińskiego. I tak katedra została poświęcona 30 października 1955 roku. To strasznie zirytowało bp. Adamskiego, który napisał ostry list do bp Golińskiego.

Słynne jest zdjęcie, gdy umundurowani górnicy wnoszą na barkach fotel, na którym siedzi mocno schorowany bp Adamski. Jak to się stało, że jednak hierarchowie powrócili do Katowic?

– Kiedy Prokuratura Generalna wydała orzeczenie, uniewinniające trzech biskupów z Katowic, bp Adamski uznał, że można wracać. 27 września 1956 r. przyjechał do Katowic wraz z bp Bieńkiem. No ale skończyło się to bardzo źle, ponieważ ks. Piskorz zawiadomił UB, że biskupi wrócili. UB przyjechało i znów ich wywiozło. Z powrotem trzeba było zaczekać, aż do czasu, kiedy z Komańczy do Warszawy wrócił prymas Wyszyński. Już w czasie rozmów w Komańczy postawił sprawę jasno, że razem z nim do diecezji wracają biskupi śląscy oraz więziony wówczas biskup kielecki Czesław Kaczmarek.

W listopadzie 1956 roku, kiedy w sprawie ich powrotu nadal się nic nie działo, zaczyna się oddolny ruch w diecezji, który współorganizuje m.in. ks. Franciszek Blachnicki. Petycja, którą podpisują księża i świeccy trafia do Warszawy, wraz z delegacją składającą się m.in. z górników i hutników. Oni w czasie rozmów z Zenonem Kliszko, najbliższym współpracownikiem Gomułki mówią wprost, że biskupi muszą wrócić, bo jak nie, to będzie strajk. Nie znam drugiego takiego przypadku, żeby w tak masowej skali w czasach stalinowskich ludność wystąpiła w obronie swoich biskupów. I to wszystko razem wzięte powoduje, że władza mięknie i jest decyzja o powrocie. Wyjeżdżają po nich z Katowic samochodami ks. Blachnicki z ks. Gaworem.

7 listopada 1956 roku w Kępnie zjeżdżają się wszyscy i zabierają bp. Bieńka. Następnie przyjeżdżają na Śląsk i zatrzymują się najpierw w Piekarach Śląskich. Tam przed obrazem Matki Bożej dziękują za swój powrót i dopiero później wracają do kurii, gdzie ks. Piskorz nerwowo przekazywał wszystkie dokumenty. Był strasznie zszokowany, że nagle jego władza kończy się z dnia na dzień i że nikt już mu nie pomoże, bo decyzje już zapadły.

Powiedział Pan, że biskupi wracając do Katowic, zatrzymali się w Piekarach Śląskich. To jedno z ważniejszych miejsc w archidiecezji.

– Dla mnie najważniejsze.

Na czym polega fenomen Piekar i odbywających się tam pielgrzymek stanowych?

– Ten fenomen opisują słowa Augusta Hlonda z 15 sierpnia 1925 roku: „Ludu śląski! Ktokolwiek dochodzi przyczyn twej głębokiej wiary, musi pójść do Piekar. Bez nich nie można ani twej duszy zrozumieć, ani twego życia religijnego ogarnąć. Tylko ten je zupełnie pojmie, kto cię widział przed cudownym obrazem i przejrzał związek między nim a tobą. Bo Piekary to filar, na którym sama Opatrzność oparła twą wiarę”.

Fenomen Piekar opisuje też, powiedziałbym daleka od katolickich sympatii, Pola Gojawiczyńska w książce „Ziemia Elżbiety”. Jest tam kapitalny opis żywotności fenomenu piekarskiego. Piekary skupiały nie tylko Ślązaków z polskiej części, ale też pielgrzymów z Opolszczyzny, chociaż mieli oni oczywiście Górę Świętej Anny. Mimo tego ci ludzie z terenów bardzo bliskich, czyli z Bytomia, Zabrza, Gliwic i okolicznych wsi chodzili z pielgrzymkami do Piekar. Obraz Matki Bożej był sławny już od XVII wieku, kiedy zyskał jakby opinię świętości po tym, jak jego obecność przyczyniła się do ustania zarazy w Pradze, a później w Hradec Kralove.

Niesamowite jest też to, że król Jan III Sobieski zawierzył swoją wyprawę do Wiednia właśnie przed Matką Bożą Piekarską. Musiało coś w tym być, bo proszę sobie wyobrazić, że Sobieski wyrusza na odsiecz Wiednia i nagle zmienia trasę po to, żeby przyjść przed obraz, który jest wtedy w malutkim drewnianym kościółku. Każda godzina się liczy, a on nagle robi przerwę i jedzie do Piekar. Dlatego też święto Matki Boskiej Piekarskiej (12 września) jest obchodzone w rocznicę zwycięskiej bitwy pod Wiedniem.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
12 13 14 15 16 17 18
19 20 21 22 23 24 25
26 27 28 29 30 31 1
2 3 4 5 6 7 8

Reklama