Fejk nie fejk? Oto jest pytanie.
Rzadko zaglądam na swojego Facebooka. W nawale różnych obowiązków ciągle zapominam. Zresztą o prywatnych sprawach pisze tam bardzo rzadko, a jak kto ciekawy, co mam do powiedzenia, może zajrzeć na Wiara.pl. Dziś jednak zaglądnąłem. W powiadomieniach – o istnieniu których od lat zapominam permanentnie – rzuciła mi się w oczy informacja, że któryś z udostępnionych przez mnie postów zawiera fałszywe informacje, a sprawdzili to niezależni weryfikatorzy. Zaciekawiło mnie o cóż to mogło chodzić. Przy okazji okazało się, że jako zawierające „treści drastyczne i zawierające przemoc” zostały zakwalifikowane dwa inne moje inne posty. Jeden jeszcze w marcu, a że czas na zgłaszanie reklamacji minął, nie tak łatwo mi już dociec o co chodziło. Drugi całkiem niedawno, z rekomendacją jednego z tekstów cyklu poświęconego... „Hymnowi o miłości”. Zgłosiłem do weryfikacji, szybko błąd naprawiono. Ale... Jakim cudem post tak został zakwalifikowany? Błąd systemu? Ktoś jako zawierający takie treści to zgłosił? To pierwsze pół biedy. Drugie... Nie byłby to pierwszy przypadek tego sposobu walki z tym, co religijne. Tak czy siak, nie ma się w sumie czym przejmować.
Ten pierwszy przypadek, sprawdzony przez niezależnych weryfikatorów, okazał się jednak znacznie ciekawszy. Chodziło o puszczonego przez mnie dalej mema, przedstawiającego wielką, używaną w kopalniach odkrywkowych koparkę, na którym napisano ile to paliwa spala dla uzyskania takiej ilości metalu, by wystarczyło na jedną baterię do elektrycznej Tesli. Zdaniem weryfikatorów dane znacznie zawyżono, a samochody na baterie, to świetlana ekologiczna przyszłość. I tak owa konkretna koparka według specyfikacji ma spalać połowę albo nieco ponad połowę tego, co w memie napisano. Według specyfikacji – zauważę złośliwie. Do tego w określonym czasie jest w stanie przenieść więcej ziemi, niż na memie napisano. Tyle że nie podano ile więcej. Nie dziwię się, bo to będzie zależało od warunków i sprawności operatora. Ale „jest w stanie” – zauważmy – nie znaczy, że tyle i to zawsze się uda przenieść, prawda? No i w końcu – i to mnie zastanowiło najbardziej – że informacja na memie wprowadza w błąd, bo to, ile ziemi trzeba dla wydobycia takiej a takiej ilości metalu zależy od... bogactwa złoża.
Zdecydowanie. Przypominam jednak: chodzi o mema, nie naukową analizę złożonych procesów wydobywczych. No i skoro zależy od złoża, to może być ono nie tylko bardziej, ale i mniej wydajne, prawda? Nie? Tych słabszych się już nie wydobywa, bo się nie opłaca? Nie wiadomo. Nie napisano.
W tekście „antyfejkowym” było jeszcze o tym, ze to w ogóle nie tak, bo przecież metale potrzebne do produkcji baterii wydobywa się w różnych krajach i w różnych warunkach (nie tylko wykorzystując do pracy dzieci), po czym powołano się na specjalistów, którzy twierdzą, że samochody elektryczne są dla środowiska lepsze i że ich przewaga w tym względzie na tradycyjnymi będzie rosła. Kto opłaca tych specjalistów i czy są w takim razie wiarygodni, czytelnik już musi dociec sam. Ja już nie dociekałem. Ale gdy to czytałem, przypomniały mi się dwie historie.
Pierwsza to sytuacja, w której jeszcze w czasach studenckich ktoś tam opowiadał, że na jakiejś masowej imprezie było „chyba sto tysięcy ludzi”. Wiadomo, żadna sala tyle nie pomieści. Chodziło mu o to, że dużo. Na co odezwał się jeden z przysłuchujących się rozmowie, że sto tysięcy to niemożliwe, bo... i zaczął przeliczać metry kwadratowe, ludzi itd. Zupełnie nie zrozumiał konwencji wypowiedzi. Myślę, że i w tym wypadku ktoś nie zrozumiał konwencji mema. W nim przecież nie chodzi o podanie konkretnych danych, zwłaszcza gdy jak z wydajnością złoża i efektywnością pracy koparki chodzi o rzeczy zmienne, ale zasygnalizowanie jakiegoś problemu. Posłużenie się przesadą, hiperbolą, nie powinno być w takim wypadku traktowane jak podanie nieprawdziwej informacji. Przypomina mi to trochę czytających Księgę Rodzaju i traktujących opowieść o stworzeniu świata i człowieka jak opis kronikarza. Zero rozumienia gatunku, jakim jest opowiadanie mądrościowe, - czyli np legenda czy baśń. No ale...
Druga z historii przypominających mi się podczas lektury wspomnianego tekstu znacznie poważniejsza. Chodziło o budowę w naszym mieście spalarni śmieci. Kolega zaangażował się w działania, żeby jej nie było. Zadał sobie trud przeczytania opracowania na temat tego, jaka to ekologiczna ma być owa spalarnia. Generalnie – stwierdził – mało było w nim konkretów, mnóstwo ogólników. Przytoczył sporo ciekawych szczegółów, ale po latach pamiętam już tylko jeden: znajdujące się w opracowaniu stwierdzenie, że – cytat nie dosłowny, tylko co do sensu – obecnie istnieją już technologie pozwalające spalać śmieci bez większego negatywnego wpływu na środowisko. Jakoś tak. Prawda to? Oczywiście, jak najbardziej istnieją. Kolega zwrócił jednak uwagę na drobiazg: tam nie napisano, że w tej konkretnej, budowanej w naszym mieście spalarni, takie technologie zostaną zastosowane. Tam napisano tylko, że takowe istnieją. Różnica istotna, prawda?
Od tamtej pory teksty, w których ktoś chcąc mnie do czegoś przekonać, posługuje się fachowymi danymi, czytam ze szczególną ostrożnością. Pewnie nieraz daję się nabrać, ale pewne rzeczy jednak już zauważam. Z tego powodu na przykład rozumiem obawy antyszczepionkowców. Nie żebym sam był przeciw, ale ich rozumiem. Ot, w dyskusji z kimś o szczepieniach dzieci poprosiłem, żeby mi dał namiary na teksty naukowe dowodzące, że nie są one szkodliwe. W sensie skutków ubocznych znaczy się, bo że chronią przed konkretnymi chorobami wiadomo. Dostałem cała masę linków do różnych artykułów. Niestety, po angielsku. Czytanie specjalistycznych opisów w tym języku nie miało dla mnie sensu. Ale jeden był po polsku. Naukowców bodaj z Wrocławia. W abstrakcie owszem, napisano, iż nie stwierdzono, jakoby w badanej grupie szczepienia wywołały jakieś negatywne skutki uboczne. Tyle że w już w samym artykule, nie w jego skrócie, wyjaśniono dokładniej, o co chodzi. Nie stwierdzono, tak, ale uczciwie przyznano, że przy zastosowanej metodologii badań nie dało się tego zweryfikować. Czemu?
Badania prowadzono tylko na dzieciach zaszczepionych i nie można było porównać, jak badane parametry wyglądały w grupie niezaszczepionych. Tak wyraźnie to w opracowaniu napisano. Więcej, naukowcy nawet jasno stwierdzili, że do rozstrzygnięcia dylematu czy szczepienia szkodzą czy nie, potrzebne byłoby szersze badanie, obejmujące także dzieci niezaszczepione (w tamtych czasach nie było ich zbyt wiele, stąd trudność). No ale w dyskusjach ten naukowy artykuł funkcjonował jako potwierdzający tezę, że szczepienia nie mają żadnych negatywnych skutków dla zdrowia szczepionych dzieci.
No cóż... Prawda taka, że także walka z fake newsami może czasem służyć do ich tworzenia. A przynajmniej kneblowania tych, którzy mają całkiem uzasadnione wątpliwości. Okazuje się, że także w erze mediów społecznościowych może być tak, że ten ma rację, kto ma więcej środków, by za jej propagowanie i uciszenie przeciwników zapłacić
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W Rzymie zakończył się Międzynarodowy Kongres na temat teologii.