Raciborzanie modlą się z Czechami i Polakami na cieszyńskim Śląsku.
Kto żyje tylko tym, co na ziemi, ten się przeliczy – powiedział podczas nabożeństwa fatimskiego w kościele Zwiastowania NMP i św. Katarzyny Aleksandryjskiej w Ropicach (Ropicy) ks. kanonik Jan Figura, proboszcz z Dankowic koło Czechowic-Dziedzic. Ropica leży po czeskiej stronie cieszyńskiego Śląska, tuż koło Trzyńca. W panoramie Beskidu Śląsko-Morawskiego widzianego stąd – a najlepiej widać ją z nowych pól golfowych nad Ropicami – góruje Wielki Jaworowy. Po drugiej stronie gór – Dzięgielów, Goleszów, Ustroń. Co ja tu w ogóle robię?
Modlitwa transgraniczna
Przyjechałem do Ropicy na to, co po czesku nazywa się „Pobožnost Fatimská”, a na polski chyba nie trzeba tłumaczyć. A przyjechałem dlatego, że w tych nabożeństwach od lat co miesiąc uczestniczy grupa wiernych z Raciborza. – Początek współpracy z parafiami czeskimi wiąże się jeszcze z czasami, kiedy duszpasterzem w Raciborzu był śp. ks. Stefan Pieczka. Wtedy bp Alfons Nossol namawiał nas, żeby parafie z pogranicza nawiązywały współpracę z południowymi sąsiadami. Nam się to marzyło, ale jak zacząć? Zadzwoniłem najpierw do proboszcza w Opawie, który jednak mnie zbył (w języku czeskim). Wreszcie trafiliśmy na ks. Kazimierza Płachtę, który wówczas był proboszczem w Opawie-Katarzynkach. Od tej pory zaczęliśmy się odwiedzać i spotykać na modlitwie – tłumaczy Krystian Niewrzoł, prezes raciborskiego Klubu Inteligencji Katolickiej.
Przed laty podczas odwiedzin w kościele Matki Bożej w Raciborzu parafianie ks. Płachty z Velkich Hostic uczestniczyli w nabożeństwie fatimskim. – Gościom z Czech bardzo się to spodobało. Rzuciłem hasło: nic prostszego, jak namówić swojego proboszcza i spróbować u siebie. Spróbowali. W ten sposób zadomowiło się to nabożeństwo w Velkich Hosticach. Kiedy ks. Płachta objął nową parafię w Ropicy, też wprowadził nabożeństwa fatimskie, ale ich początek sięga Raciborza. To jest jeden z owoców naszej współpracy, która trwa już od wielu lat – mówi K. Niewrzoł. Na modlitwę do czeskich Ropic przyjeżdża co miesiąc grupa kilkunastu osób, głównie ze środowiska KIK, dołączają do nich siostry Służebnice Ducha Świętego z „Annuntiaty”.
Parafia na Zaolziu
Ciekawostką jest, że pierwszym proboszczem w Ropicach (w latach 1808–1822) był pochodzący z Raciborza ks. Thomas Kortan. Od pięciu lat proboszczem jest pochodzący z archidiecezji krakowskiej ks. Płachta. – Chciałem być misjonarzem. Miałem już nawet wykupiony bilet do Brazylii. Wezwał mnie biskup i powiedział, że będę misjonarzem, ale trochę bliżej, w Czechach – wspomina ropicki proboszcz. Od niemal dwudziestu lat pracuje w diecezji ostrawsko-opawskiej. Od pięciu lat w Ropicach, na Zaolziu. Większość w parafii stanowią ewangelicy, katolików na 1500 mieszkańców jest około 500. – Jednak trudno odnosić to do warunków polskich. Tu jest zupełnie inaczej. Jest grupa tradycyjnie chodząca, wierna. A część katolików przychodzi tylko w święta – mówi ks. Kazimierz Płachta.
– U nas chodzą ci, co naprawdę chcą, którzy szczerze praktykują – podkreśla Jadwiga Król, która mówi po polsku z czeskim akcentem. Jej wujek i stryjek byli księżmi w czasach komunistycznych, rodzina była szczególnie szykanowana. – Cała rodzina przez to wycierpiała – mówi oszczędnie pani Jadwiga i uśmiecha się delikatnie. Potakuje jej Věra Šancerová, która mówi po czesku. To były najcięższe czasy, potwierdza. Księdza cieszy, że przybywa młodych do bierzmowania. W tym roku z parafii Ropice, Guty i Trzycież, w których duszpasterzuje, przystąpi do tego sakramentu 29 osób, ale w latach poprzednich było ich 10 i 20. Z inicjatywy młodzieży odbywają się weekendowe spotkania na plebanii. – Mamy całkiem szykowną grupę – cieszy się ksiądz, który latem w Ropicach organizuje też oazę. Warunki są spartańskie, młodzi śpią na materacach, na koniec rekolekcji wędrują 30 km w pielgrzymce do Frýdka-Mistka. – Ale tak przecież było na początkach oazy, proste warunki przynoszą lepsze owoce – podkreśla proboszcz.
Warunki czesko-polskie
– Ja się wyleczyłem z tego, żeby patrzeć, ilu na Mszę przyszło ludzi. Ja chcę przeżywać tę Mszę. A z drugiej strony tu jest po prostu inne duszpasterstwo. Tu nikt nawet księdza nie zauważy. Większość Czechów o sprawach religii mówi tak: mnie to nie interesuje. Przejeżdżając granicę, muszę zapomnieć, jak jest w Polsce, bo inaczej bym tu nie wytrzymał. Kiedy na początku w niedzielne popołudnie patrzyłem, jak masa ludzi, rodziny z dziećmi, wychodzi z kościoła w Pszczynie, to stałem i płakałem. Jak przyszedłem na poprzednią parafię, to na pierwszej Mszy zastanawiałem się, czy przypadkiem nie trafiłem do domu emerytów. Ale potem tak się udało zrobić, że na Roraty przychodziło ponad 200 dzieci – mówi ks. K. Płachta.
W parafii ropickiej duszpasterstwo prowadzone jest dwujęzycznie. Msze święte w niedzielę odprawiane są na przemian – po czesku i po polsku. Na stoliku leżą obrazki Matki Bożej Częstochowskiej i Praskiego Dzieciątka (a Jego figurka stoi na półeczce w nawie głównej). W majowe niedziele po Mszy na przemian nabożeństwa majowe i do Praskiego Dzieciątka. Na grobach napisy w językach polskim i czeskim. Na ulicy i w sklepie mieszanka językowa – czesko-polsko-śląska. Věra Šancerová podkreśla, że polski rozumie dobrze, choć w domu wszyscy mówią po czesku. – Inaczej przecież bym się nawet z sąsiadami nie dogadała – mówi. W spisie powszechnym, który obecnie odbywa się także w Czechach, zadeklaruje, że jest Ślązaczką. – Nie jesteśmy Czechami, Czesi są dalej. Ani Morawianami, my żyjemy tu – na Śląsku – tłumaczy mi. Różaniec odmawiają w obydwu językach, a także po łacinie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Archidiecezja katowicka rozpoczyna obchody 100 lat istnienia.
Po pierwsze: dla chrześcijan drogą do uzdrowienia z przemocy jest oddanie steru Jezusowi. Ale...
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.