Obywatel ma prawo wyrażać swoje poglądy. Nie tylko przy wyborczej urnie.
Dwudziesty dzień marca, pierwszy dzień astronomicznej wiosny. Podobno rozpoczęła się dokładnie o 4:06. No, cieszę się i zmęczony późnojesienno-zimowymi pluchami, których w tym roku nie brakowało, witam ją z wielką radością :-)
Dziś też kolejny dzień protestu rolników… Tak, utrudnia życie. Ale nie tylko ten ich protest rozumiem, ale go popieram. Są pierwszymi, którzy na taką skalę odważają się wyrażać sprzeciw wobec ... eufemistycznie: niezbyt mądrych pomysłów urzędników z Brukseli. Bo przecież to nie tylko pomysły dotyczące rolnictwa, ale i dotyczące wielu innych dziedzin naszego życia. Wszystko niby w imię „zielonej przyszłości”. Niby, bo... Napisze tak: dopóki bogacze bez ograniczeń będą latać swoimi prywatnymi odrzutowcami nie uwierzę, że wprowadzanie kolejnych uderzających w zwykłych ludzi zmian, ma na celu ustabilizowanie klimatu. Nota bene ze swej natury zmiennego.
Urzędników ośmieliła w tym względzie pandemia. Zobaczyli na jak wiele upodleń zgodziły się społeczeństwa w imię ochrony swojego zdrowia. Teraz więc myślą – i mają sporo racji – że w imię inne szczytnej idei ludzie też przełkną konieczność większych wydatków na realizację tych idée fixe, w efekcie zaś na zubożenie i jeszcze większe uzależnienie od łaski tym „gospodarstwem” jakim jest Unia zarządzających. Mam jednak nadzieję, że nie przełkniemy. Że gotowanie tej żaby – stopniowe oswajanie nas z coraz gorszymi warunkami – jednak się nie uda.
Nie jestem politykiem. Mam jednak między uszami coś, o czym mówi się „rozum”. Znam też z grubsza postulaty katolickiej nauki społecznej. I podobają mi się. Bo są, moim zdaniem, dobrym wyważeniem między szacunkiem dla osoby, jednostki, a troską o dobro wspólne. I widzę, że proponowane nam dziś rozwiązania to droga w dokładnie odwrotnym kierunku.
Ot, jedna z podstawowych zasad katolickiej nauki społecznej to tzw. zasada uczestnictwa. Chodzi o to, że każdy członek społeczeństwa, obywatel, ma prawo i obowiązek wręcz, uczestniczyć w życiu społecznym. Choćby tylko przez udział w wyborach. Politycy w ostatnich latach robią wiele, by udział w życiu politycznym maksymalnie nam obrzydzić; by przekonać, że to nie ma sensu i lepiej, żebyśmy owszem, poszli na wybory, bo ktoś musi ich wybrać, ale potem już wszystko zostawili im, specjalistom, którzy wiedzą co trzeba zrobić. I nasze zdanie mają wtedy już w nosie. Ten brak szacunku do nas i uważanie nas – w jakieś mierze słusznie – za bezmózgich jełopów, widać w składanych nam mocno na wyrost wyborczych obietnicach. W ostatnich zaś dniach... Proszę zauważyć co zrobili włodarze niektórych polskich miast, zakazując rolnikom organizowania u siebie protestów. Rozumiem i rozumieją to rolnicy, że nie można blokować szpitala czy straży pożarnej. Ale zakaz organizowania protestu? To ni mniej ni więcej powiedzenie im, że możecie sobie gadać ile chcecie w swojej oborze, ale do MOJEGO miasta nie przyjeżdżajcie. Tak, piękna ilustracja szacunku dla człowieka. To w trosce o dobre samopoczucie mieszkańców? E tam. Raczej włodarzy tych miast. Bo czy w innych sprawach jakoś szczególnie dbają o dobro ich mieszkańców? Mylę się? To skąd na przykład to łupienie w opłatach parkingowych, zamykanie i zwężanie ulic i inne, podobne?
Nie uczestnicz w życiu publicznym, swoje zdanie możesz mieć, ale nie wypowiadaj go głośno; bądź posłuszny władzy, bo władza wie lepiej. I potakuj. Wdrożeniu nas do takiej postawy służy też wszechobecna w mediach głównego nurtu propaganda. Jak w tych dawnych „ogólnowojskowych dowcipach”. „Z czego żołnierz ma buty? Żołnierz ma buty prosto z magazynu”. „Co żołnierz ma pod łóżkiem? Żołnierz ma pod łóżkiem porządek”. „Co żołnierz je? Żołnierz je(st) obrońca ojczyzny”. Do tego chce się nasz udział w życiu publicznym sprowadzić...
Mówi się, że syty nie rozumie głodnego. Smutne, że w relacji włodarza miast – rolnicy chodzi o sytych nie z powodu swojej pomysłowości i pracowitości, ale o sytych dzięki politycznym układom, pozwalającym im czerpać profity z tego, co wypracują inni….
Podobnie jest z inną kluczową dla katolickiej nauki społecznej zasadą: zasadą pomocniczości. To wskazanie, że jednostka „wyżej zorganizowana” powinna pomagać jednostce „niżej zorganizowanej” wtedy i tylko wtedy, gdy ta sobie z problemem nie radzi. Ot, gdy rodzina nie daje rady z utrzymaniem się, jest pomoc społeczna. Gdy gmina z czymś nie daje rady, jest powiat. I tak dalej. Ale wtedy i tylko wtedy, gdy te grupy „niżej zorganizowane” sobie nie radzą. Jeśli sobie radzą, nie powinno się w to co robią wtrącać. A co od lat widzimy? Jaka tam pomocniczość? Wy się nie znacie, my to zrobimy za was, my wam wasz świat najlepiej poukładamy, a wy róbcie co wam każemy. Koniec końców okazuje się, że to nie państwo ma służyć obywatelowi, ale obywatel państwu. Albo i Unii, której urzędnicy wyznaczyli sobie ambitne cele redukcji emisji CO2 (braki uzupełniając importem z krajów, w których nikt emisją CO2 się nie przejmuje)...
To dla naszego dobra oczywiście, to dla dobra przyszłych pokoleń. Kogo – spytam złośliwie – jeśli aborcja staje się konstytucyjnym prawem człowieka? Mam zresztą swoje lata. Pamiętam, że kiedyś już dla dobra „wszystkich” i „przyszłych pokoleń” wsadzano ludzi do więzienia. Ba: w takiej Północnej Korei trwa to do dziś…
Tęsknię czasem do lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia. Nie to że byłem młody. Ale to był czas, w którym wydawało mi się, że liczy się pomysłowość, zaradność, umiejętności i temu podobne. No i zdrowy rozsądek. Oznaką tego były rosnące jak grzyby po deszczu różne mniejsze i większe inicjatywy. Jasne, wiele było oszustw. Rolą państwa było stworzyć taki system, by nadużycia ukrócić. Tymczasem system zmienia się tak, że przestaje się w nim liczyć konkretny człowiek, a najważniejsze jest pozbawione twarzy „państwo”. A to, co nazywa się dobrem wspólnym, jest tak naprawdę dobrem jakieś wąskiej grupy bogaczy, którym ciągle za mało i ciągle chcą być jeszcze bogatsi...
Czas się obudzić. Ale... Myślę, że bez Bożej interwencji będziemy dalej, jak stada baranów, brnęli w te wszystkie głupizny. Całe szczęście, że coraz bliżej czas, gdy przeniosę się już do Wiecznego Królestwa....
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
„Trzeba doceniać to, co robią i dawać im narzędzia do dalszego dążenia naprzód” .
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).