Syndrom odchodzącego

Pełno tego wokół. Spychologia pełna westchnień: „Mnie to już nie dotyczy, niedługo urlop/odwołanie/emerytura, ale wy musicie!”.

Albo ten długotrwały stan zawieszenia, szlachetna niechęć do podejmowania decyzji, które będą rzutować na „następców” i przyszłość (a są inne?). Albo wtrącanie zawsze trzech groszy niezadowolenia, garść krytycznych uwag czy trzeba, czy nie trzeba, grymasy i przewracanie oczami wobec wszelkich inicjatyw – a jednocześnie na propozycje większego zaangażowania zawsze ta sama odpowiedź: „Ja to się właściwie tym nie zajmuję”.

Wzruszanie ramionami wobec ważnych potrzeb, bo przecież już nie zdążę. Wszystkie: „A nie mówiłam”, „Trzeba było pomyśleć”, „Mnie już tu nie będzie”… A także: „Po nas choćby potop” – decyzje pośpieszne, może i przemyślane, ale nieprzygotowane zupełnie. I nie, to nie jest mój rachunek sumienia (potknięcia wyraźniej widzimy u innych, czyż nie?).

W sumie nic takiego, postawy co najwyżej irytujące, świat się nie wali. Emerytury, dłuższe urlopy, przeprowadzki, oddelegowanie do innych zadań – normalka. Ale czy to nie przesada: chodzić w glorii „wiem, że nikt nie jest niezastąpiony” przez kilkanaście tygodni, miesięcy, nawet lat?!

Wyczekiwanie w blokach startowych na zmiany, które dopiero mają się ziścić, jest być może czymś zwyczajnym. Jednak to, jak ten czas rozgrywamy, nie jest (szukam jakiegoś trudnego słowa) nie oddziaływujące. Oddziałuje. I to bardzo. Bardzo. Bardzo!

Właściwie każdy jest, był, będzie w takiej sytuacji. Nie wiem, czy można się do tego jakoś przygotować. Ale róbmy coś. Stwierdzenie, że „nie warto” nie jest za każdym razem oznaką dojrzałości (tak myślę). Móc odpuścić, żyć asertywnie – super sprawa, ale czy nie odpuszczamy sobie zbyt często, zbyt wiele, zbyt łatwo?

Czasem nie wystarczy spektakularne zwycięstwo kiedyś, za jakiś czas. Nie wystarczy nadzieja, że Bóg czy anioł z nieba (z całym szacunkiem do duchowych spraw). Oferować sobie czy innym nadzieję na przyszłość, kiedy mamy dzisiaj jakieś środki (ubogie, ale mamy) i możliwości działania (skromne, ale mamy), to zupełnie nie fair.

Super byłoby być drugim Loyolą, ale jesteśmy sobą. Bliźni może i chcieliby mieć obok św. Franciszka, ale mają mnie. Nie Zelię, Maksymiliana, Felicytę – mnie. Mają dzisiaj mnie.

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
12 13 14 15 16 17 18
19 20 21 22 23 24 25
26 27 28 29 30 31 1
2 3 4 5 6 7 8