W korku

Korek na autostradzie. Na szczęście po przeciwnej stronie, jadąc, przyglądamy się tylko. Na początku, jak się można domyślać, był tu korytarz życia. Kawałek pustej przestrzeni, auta poprzesuwane na sam skraj. Ale samego wypadku, karetki, innych służb już nie widać

Reklama

Ten zator ciągnie się na wiele kilometrów. Patrzymy na sznur tirów, osobówki... Im dalej, tym szyk bardziej się łamie. Po jakimś czasie widać otwarte drzwi, nerwowe kroki, komórki w rękach, próby zaglądania do przodu. Bo dlaczego właściwie stoją? Już nie wiadomo.

Ci z przodu mogą jeszcze pomyśleć: dobrze, że to nie my, dobrze, że to nie ja, że te samochody ustąpiły z drogi nie dla mnie. Tym przy końcu zostaje tylko zniecierpliwienie. Wszystkim: czekanie. Jakiekolwiek byłyby cele ich podróży – zostali zatrzymani.

Mam ten widok przed oczami w dniu takim jak dzisiaj – a to Dzień Pokrzyżowanych Planów. Nie pierwszy, nie ostatni zapewne. Jeszcze z tydzień, dwa temu człowiek się łudził, że tam podgoni, tupodjedzie, tamto nie jest takie pilne, z tego wyjść się uda psim swędem. A tu zamiast pogody ulewa i zawierucha, ktoś się przeprowadził, o czymś zapomniano. Efekt: nici z planów,nie ma co się szarpać. Kpi z nas nawigacja GPS: „Cel został osiągnięty”, chociaż tkwimy w mentalnym zaułku dobry kawałek dalej…

Że też my sobie nie umiemy tego świata przetłumaczyć! Może byłoby łatwiej z wiedzą dlaczego i po co. Nie musi to być przecież jakieś „dlaczego” niebosiężne. Być może wystarczyłoby zwykłe, tak jak tłumaczy się dzieciom: „jak deszczyk pada, to kwiatki będą rosnąć, a nad wodę pójdziemy innym razem”. Właściwie kiedy życzenia „szczęśliwego nowego roku” zmieniają się w „oby nie był gorszy niż poprzedni”? Może wtedy, kiedy już wiadomo, że jak zepsuł się nam odkurzacz, to zepsuje się też pralka? I że autobus nie tylko ucieknie, ale i nas błotem ochlapie? Hi, hi. Bawią te sytuacje. Po czasie i nie wszystkich, czasem przez łzy – ale bawią. Bo co nam zostało?

Pisze siostra Borkowska w „Mniszkach” o jednej ze świętobliwych przedstawicielek tego gatunku, że jej humor „bywał w przejawach dość barokowy”. Na przykład na łożu śmierci „uczuła nagle znaczne polepszenie i pewność, że umrze dopiero za tydzień”. Nakazała wtedy współsiostrom opuścić celę, a gdy te znalazły się w przyległym pokoju, cichutko „wstała, stanęła w drzwiach i nagle zawyła. Oczywiście, siostrzyczki przeraziły się do pół śmierci, myśląc, że to już duch panny kseni”. Podsumowuje autorka, iż humor Zofii Sieniawskiej „był w ścisłym związku z jej autentyczną pokorą, zresztąsławną. I chyba właśnie z pokory płynęła zdolność do szczerego bawienia się każdą rzeczą czy sytuacją, która miała w sobie coś zabawnego (…) w każdym razie na pewno jej to pomogło do życia miłością Bożą i nie przejmowania się niczym poza tym”.

 

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7