Normalnie to wstalibyśmy o piątej bez problemu. Byli co dzień na różańcu. Mieli posprzątane. Normalnie nie zapomnielibyśmy o…
Dziwnym trafem ta nasza normalność, do której wzdychamy, pełna jest rzeczy dobrych, trafnych, we właściwych wymiarach. Tyle że… Tyle że zawsze coś przeszkadza. Bo normalnie przecież jesteśmy cierpliwi, tylko ona była taka wkurzająca! Parafialne nabożeństwa są super, tylko proboszcz znowu… Normalnie mamy zadbane auto, tyle że w tym roku…
Nie chodzi już nawet o festiwal wymówek, ale skąd w nas to przekonanie, że generalnie jest ok, że normalność oznacza ciąg codziennych sukcesów, wpisuje się w ramy trzymania formy albo przynajmniej dzielnego uśmiechania się przez łzy? Że niby te wszelakie niedoróbki, robota po łebkach, powszednia słabość, codzienne klęski to już nie my?
Zacytujmy obserwację poety (Kazanie w Slough):
Wygłaszam je w kwadrans.
Przez cały ten czas między amboną
a kościelną publicznością
odstawia własny teatr dziecko.
Bawi się, płacze, gaworzy,
przewraca, wstaje, wrzeszczy, piszczy, kwili.
Na oczach rozentuzjazmowanej mamy.
„Jestem bogiem i niech tak zostanie” – brzmi komunikat.
Dwulatek jako nasza kwintesencja:
tokować bez końca,
mieć własną publiczność, skupić ją na sobie,
odebrać ją rywalom i odwlekać
„amen”.
(ks. Jerzy Szymik, z tomu „Cierpliwość Boga”)
Oczywiście nie namawiam, by uznać siebie za bezwartościowych czy by porzucić wysokie standardy i ambitne dążenia. Niekiedy jednak trochę byśmy odpuścili. Bo wymagania, jakie stawiamy sobie i innym w dziwny sposób na siebie nachodzą. Przynajmniej czasem. Czy nie jest tak? Czy te wszystkie próby przyłapywania bliźnich na nie dość dokładnym starciu stołu, krzywych uśmiechach, nieprzemyślanych słowach i Bóg wie jeszcze na czym – nie biorą się z tego, że my sami jesteśmy tacy idealni? A przynajmniej gdzieś w tle żywimy takie o sobie przekonanie? No, chyba że jesteśmy po prostu skromni i idealność zastąpimy chętnym biciem się w piersi (w stylu przecedzania komara i przeoczenia wielbłąda).
Nie twierdzę, że wszyscy tak mają. Ale czasem aż się chce pogratulować ludziom dobrego mniemania o sobie. Ja na przykład jestem świetna w tym co robię. Tyle ze zazwyczaj muszę robić coś zupełnie innego. Tosty z serem na kolację (to wszyscy chętnie zjedzą) zamiast popisowego dania pełnego aromatów i smaków (choć kulinarna metafora nie jest w moim wypadku najszczęśliwsza). Albo kolejne pranie zamiast delektowania się wysmakowaną lekturą. Normalnie, normalnie szok.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.