Kościół, dostosowując się do tego świata, nie może zapominać, że ma być dlań solą i światłem.
Smutny obraz wyłania się z tego, co o sytuacji w Kościele mówi przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski abp Stanisław Gądecki. (Kto nie wie, może zajrzeć TUTAJ i TUTAJ ). Zdecydowanie nie byle kto. A mówi nie tylko w kontekście synodu o synodalności, ale przede wszystkim niemieckiej „drogi synodalnej”, której tezy, także przez synod o synodalności, chcieliby niektórzy przeszczepić na grunt całego Kościoła. Cóż powiedzieć… Smutnych dożyłem czasów: pełnych zamętu tam, gdzie w świecie łatwo ulegającym modom i nowinkom dotąd widziałem ostoję stałości. To nie tak, że wiek odebrał mi umiejętność cieszenia się nowym. Na nowe inicjatywy zawsze byłem otwarty. I dość łatwo na przykład przychodzi mi pogodzić się z myślą o byciu członkiem Kościoła, który jest w społeczeństwie mniejszością. Trudno - tak też może być, całkiem ciekawe wyzwanie. Nad niewiernością wobec tego, czego uczył Chrystus i co przez wieki głosił Kościół przejść spokojnie nie potrafię. A właśnie o niewierności, która próbuje przedstawiać się jako „nowe światło” mówi (pisze) abp Gądecki. Jako świecki nie rozumiem, jak ustanowieni szafarzami Bożych tajemnic – jak ich nazwał św. Paweł – mogą stawiać się w roli ich poprawiaczy. Od szafarza wymaga się, żeby był wierny (1 Kor 4,1-2). Tylko tyle i aż tyle. Kiedy ten, kto jest szafarzem stawia się w roli właściciela, któremu wolno dowolnie rozporządzać swoim…
Drobiazg, ale znamienny. Wśród postulatów „drogi synodalnej” pojawia się temat święceń kobiet. No, na początek choćby tylko diakonatu. I tu pojawia się argument, że będzie to docenienie roli kobiet w Kościele… W tym miejscu mogę tylko westchnąć. No bo czy diakonat – nazwa pochodzi od greckiego słowa „służba” – jest dla czyjejś chwały? Co siedzi w głowach ludzi, którzy zapominając o nauce myjącego uczniom nogi Jezusa widzą w przyjętych święceniach głównie dowartościowanie i zaszczyt? Skąd to całkowicie nieewangeliczne przekonanie, że nazywanie tego służbą to tylko eufemizm, a chodzi w tym wszystkim o jakiś prestiż, bycie ponad innymi?
Jestem nadzwyczajnym szafarzem Komunii. Od ponad szesnastu lat. Tak, to jest zaszczyt. Ale po tych latach chodzenia w niedzielne poranki do chorych doskonale wiem też, że nie bez powodu nazywa się to posługą. Czasem nie ograniczającą się do przyniesienia chorym Pana Jezusa czy zamienienia z nimi paru życzliwych słów. Bywa, że trzeba przyjść w tygodniu z zakupami, bo nie miał ich kto zrobić; bywa, że trzeba zajrzeć, gdy coś zepsuło się w radiu czy telewizorze, bo niezdarne już ręce osłabionych wiekiem potrafią przy obsłudze takich urządzeń płatać różne figle. Czy do takiej służby trzeba święceń diakonatu? To dyshonor służyć bez nich?
Nie trzeba też święceń diakonatu, by pomóc przy rozdawaniu Komunii, gdy ludzi sporo a księży – np. w czasie wakacji czy kolędy – mało. Nie trzeba ich do czytania podczas liturgii słowa Bożego (prócz Ewangelii rzecz jasna). Rzeczy bardzo istotnej, bo od tego czy czytający rozumie co czyta, zależy w dużej mierze, ile mogą z tego zrozumieć słuchacze. Nie trzeba ich do rozdawania biednym kanapek, nie trzeba do szkolenia lektorów, do bycia animatorem grupy przygotowujących się do bierzmowania, nie trzeba, by przekazać podstawową wiedzę osobom przygotowującym się do chrztu albo tym, którzy zaniedbali chodzenie na religię, a teraz chcieliby zawrzeć ślub w Kościele; nie trzeba ani do prowadzenia nauk przedmałżeńskich ani do uczenia religii w szkole. Owszem, konieczne jest często jakieś specjalistyczne wykształcenie, takie czy inne predyspozycje, ale akurat święcenia do tego potrzebne nie są. Podobnie jak nie są potrzebne do tego, by doradzać proboszczowi w sprawach ekonomicznych, na jego zlecenie kupić co trzeba albo i posprzątać w kościele. Nikt nie zabrania służyć bez przyjęcia święceń. Dlaczego stawiać sprawę tak, jakby bez święceń diakonatu niewiele można było w Kościele zrobić? Służba bez nich gorsza? Dlaczego – to najważniejsze – święcenia uważać za sposób na docenienie tych, którzy służą?
Myślenie o święceniach diakonatu w kategoriach jakiegoś zaszczytu pokazuje, jak niektórzy daleko odeszli od ewangelicznego sposobu myślenia, a przesiąknęli tym, jak patrzy na sprawy świat. To w tym świecie „władcy narodów uciskają je, a wielcy dają im odczuć swą władzę” (Mt 20,25-26). Ale nie tak ma być między chrześcijanami, prawda? Uczniowie Chrystusa w ogóle nie mają być jak świat: mają żyjąc na tym świecie nie być z tego świata – wyjaśniał Jezus w wielkiej mowie w wieczerniku (to w Ewangelii Jana, 14). Mają być dla niego jak sól i jak światło. Tak uczył Jezus na początku Kazania na górze (Mt 5). A jeśli sól swój smak traci, na co się przyda? Nadaje się już tylko do wyrzucenia...
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.