„Rycerz Niepokalanej” w rzeczywistości

Dwie rzeczy trzeba sobie uświadomić, kiedy się jedzie do Niepokalanowa. Najpierw trzeba sobie uprzytomnić, że drukuje się tam największe polskie czasopismo...

Reklama

Największe oczywiście, jeśli chodzi o nakład, nie o format: z górą 700 tys. egzemplarzy. Po wtóre, że to czasopismo uchodzi powszechnie za zakałę naszej cywilizacji, za truciznę naszego ludu na równi z „Tajnym Detektywem” i najgorszymi szmatławcami pornograficznymi. Doznało przy tym zaszczytu nie lada, właśnie z powodu tego nikczemnego charakteru: zajmują się nim nie tylko pisemka przeznaczone, jak ono, dla ludu, ale nawet „Wiadomości Literackie”, i to czasem we wcale długich rozważaniach.

Jest więc po co jechać do Niepokalanowa. Obiekt ten musi zainteresować zarówno pod kątem widzenia technicznym, jak i ze względu na rolę kulturalną, tak sławną i tak rzekomo zgubną. Wybrałem się zatem i ja, w dodatku z zamiarem z góry uplanowanym opisania swoich wrażeń. Niestety, 24-godzinny pobyt w tej – jak by to nazwać? – miejscowości, fabryce czy klasztorze – dał mi tych wrażeń tyle i tak różnorodnych, że nie czuję się na siłach spisać je wszystkie, choćby szkicowo. Już sama przechadzka po zakładach graficznych Niepokalanowa może przyprawić o zawrót głowy, nawet jeśli się nie jest zupełnie laikiem w pięknej sztuce drukarskiej; dziesiątki oddziałów, każdy ze swoimi maszynami, kartotekami, wykresami, zupełnie oddzielną i coraz inną pracą – ogromna różnorodność zajęć mieszkańców osady – przy tym ich dziwny tryb życia, jeszcze dziwniejsze wzajemne stosunki, sposób ubierania się, chodzenia, jedzenia – to wszystko jest stanowczo za silne, aby nie przyprawić o zawrót głowy człowieka „z zewnątrz”, który podchodzi do tego skomplikowanego zagadnienia bez przygotowania.

Ale kiedy się szereguje wrażenia i sądy, można po namyśle ująć cały Niepokalanów pod trzema kątami widzenia, które dopiero razem wzięte, przez swoją zbieżność dadzą pogląd na całość taką, jaka ona jest.

Pierwsze wrażenie

Najpierw punkt widzenia obserwatora, który przybywa bez uprzedzeń, ale i bez szczególnej sympatii, obserwuje całe osiedle od strony stacji, a wchodzi do niego powoli, rozglądając się i sądząc. Z tego punktu widzenia wrażenie jest fatalne. Proszę sobie wyobrazić na tle beznadziejnej równiny łowickiej, koło jakiejś stacyjki kolejowej grupę budynków drewnianych, parterowych albo jednopiętrowych, licho pociągniętych wapnem i krytych jakąś rozłażącą się papą; każdy z tych budynków ma inny styl – jeśli tego słowa w ogóle można tu jeszcze używać, każdy stoi inaczej, w innej linii; jedne proste jak chaty, inne wielkie jak kamienice podmiejskie, o ogromnych „nowoczesnych” oknach w pozornie ledwo trzymających się ścianach. Planu widocznie przy budowie nie było żadnego; wspólne jest wszystkim tym budynkom tylko jedno: beznadziejna pospolitość, atmosfera przedmieścia najgorszego gatunku. Ta pospolitość towarzyszyć będzie przybyszowi przez długi czas przy zwiedzaniu Niepokalanowa i nic tak jak ona nie wybija na zewnętrznej stronie osiedla swojego piętna.

Zaraz przy wejściu wrażenie pospolitości potęguje się. Mało pospolitości: zaniedbania i takiego braku stylu, że człowiekowi, który pochlebia sobie, że czuje po „nowoczesnemu” i lubi logikę, prostotę linii i porządek, robi się po prostu niewyraźnie. Jakaś kępka ordynarnych kwiatków, gęsto poprzerastana chwastami, otaczających półmetrową figurkę Matki Boskiej, najpaskudniejszej seryjnej roboty, takiej, jaką mieć musiała u siebie pani Dulska, okropnie słodkiej i na biało-niebiesko malowanej. Obok tego ścieżka otoczona czymś, co miało być trawnikiem. Naokoło jakiś ledwie trzymający się płot, bodaj że miejscami rozwalony, i maleńka budka, która przypomina mniej więcej domki celników. Żadnego napisu, żadnego zamknięcia, tylko przy okienku w budce dwie kartki papieru z nadrukiem: „Dzwonek do furty” i „«Mały Dziennik» 5 groszy tu do nabycia”.

Pierwsze wrażenie nie znika, kiedy furtian, spory chłopiec o pyzatej twarzy i wesołym uśmiechu, w ciemnym habicie franciszkańskim ze śmiesznie małym kapturkiem wprowadził nas uprzejmie za furtę. Między budynkami i budyneczkami prowadzą źle utrzymane piaszczyste drogi; w cieniu domów kryją się jakieś mikroskopijne, naprędce z desek klecone komórki i szopy; po tym wszystkim biega gromada braciszków, przeważnie bosych, w fatalnie źle utrzymanych, poplamionych oliwą i smarem habitach. Na ściany domków pną się drewniane schody z nieheblowanych tarcic, takie mniej więcej, jakie się widuje w naszych dworskich spichlerzach, oczywiście na Kresach – bo w Poznańskiem i gospodarze mają lepsze. Kiedy się zwiedza warsztaty pełne wspaniałych, lśniących pras i intertypów, dygoczących przyspieszonym tempem rozpędzonych motorów i pełnych rozgwaru fabrycznego – wszędzie, na każdym kroku znajduje się coś, co przypomina pierwsze wrażenie bezstylowości: figurki Matki Boskiej, otoczone papierowymi kwiatkami, jacyś aniołkowie wykręceni w pasie po barokowemu, słodkie napisy w stylu XIX stu-lecia itd.

Niepokalanów owiany jest duchem nieprzeciętnej polskiej pospolitości, tej z przedmieścia małego miasteczka, mdłej i słodkawej. To nie jest tylko ubóstwo; ubóstwo może być utrzymane w liniach prostych i szlachetnych. Muszę się przyznać, że to pierwsze wrażenie ciążyło mi mocno; miałem przez chwilę nawet uczucie żalu, żem w ogóle przyjechał.

Organizacja

Rzecz jasna, że aby taka machina mogła sprawnie i tanio funkcjonować, musi być zorganizowana w sposób nowoczesny. Pierwsze wrażenie zaniedbania i nieporządku nasuwa od razu podejrzenie, że z tą organizacją nie musi być najlepiej. Tymczasem rzecz się ma wręcz przeciwnie: ci braciszkowie, którzy ze swoich zydli przyjmują przez cały dzień raporty kierowników sekcji pracy i przesuwają wskaźniki na harmonogramach, odbyli kurs organizacji pracy; wszystko, co się dzieje, rozkład sił roboczych, ich wydajność dzienna, sprawność poszczególnych oddziałów są przedmiotem dokładnego fachowego studium. Ogromna tablica na ścianie kierownictwa umożliwia w każdej chwili zorientowanie się, iloma i jakimi ludźmi dysponuje każdy z kierowników; harmonogramy wskazują od razu każde zaniedbanie; niezmiernie sumiennie – aż za sumiennie – prowadzone statystyki dają doskonałą kontrolę całości przedsiębiorstwa, jego rentowności, braków i w ogóle wszystkiego, czego dyrektor fabryki może potrzebować. Praca jest częściowo stayloryzowana pod kierunkiem wyszkolonych braciszków. Pełnoautomatyczna centrala telefoniczna wewnętrzna łączy wszystkie biura i warsztaty – a poza tym doskonale pomyślany system łączności zapewnia szybkie przekazywanie poleceń i zawiadomień piśmiennych. Sądzę, że dyrektor jakiegokolwiek zakładu tego typu mógłby być zadowolony, gdyby miał u siebie podobną organizację.

Ale o wartości tej organizacji, jak zresztą o wartości każdej – a poza tym o czymś innym jeszcze, o czym przyjdzie nam pomówić – świadczą najlepiej jej wyniki, cyfry nakładu „Rycerza”. Podaję dane udzielone mi przez kierownictwo tego działu za miesiąc sierpień:

■ Rok 1922 – 5 tys. egzemplarzy

■ Rok 1923 – 5 tys. egzemplarzy

■ Rok 1924 – 10 tys. egzemplarzy

■ Rok 1925 – 25 tys. egzemplarzy

■ Rok 1926 – 40 tys. egzemplarzy

■ Rok 1927 – 50 tys. egzemplarzy

■ Rok 1928 – 81 tys. egzemplarzy

■ Rok 1929 – 117,5 tys. egzemplarzy

■ Rok 1930 – 292,75 tys. egzemplarzy

■ Rok 1931 – 432 tys. egzemplarzy

■ Rok 1932 – 534 tys. egzemplarzy

■ Rok 1933 – 679 tys. egzemplarzy

■ Rok 1934 – 622 tys. egzemplarzy

■ Rok 1935 – 693 tys. egzemplarzy

We wrześniu bieżącego roku nakład osiągnął 702 tys. egzemplarzy. Nieprzerwany, niemal geometryczny wzrost! Jeden tylko rok 1934 wykazuje spadek liczby abonentów, lecz wskutek cofnięcia szeregu abonamentów bezpłatnych, których „Rycerz” daje ogromną ilość. Dał się więc odczuć kryzys i tutaj; ale to słabe wahnięcie („nadrobione” zresztą natychmiast, bo już w grudniu tegoż roku) nic nie znaczy wobec nieprzerwanego, zadziwiającego istotnie wzrostu nakładu. Trzeba dodać, że w czerwcu bieżącego roku osiedle przystąpiło do nowej, znacznie większej imprezy, mianowicie do wydawania „Dziennika”, który bije obecnie w dzień powszedni około 80 tys., a w niedzielę blisko 100 tys. egzemplarzy dziennie Dodajmy nakład wieloarkuszowego „Kalendarza” (ostatni numer w [liczbie] 526 tys. egzemplarzy, projekt na 1936: 650 tys.) – a będziemy musieli przyznać, że organizacja pracy w Niepokalanowie działa sprawnie i zadowalająco. Nie trzeba zapominać także, że równocześnie z pracą wydawniczą szły budowy, wykonywane przez tych samych braci, i że obciąża ich poza tym praca około utrzymania i ubrania z górą 200 „nieproduktywnych” mieszkańców Niepokalanowa – nowicjuszy i chłopców z małego seminarium.

I pierwsze wrażenie znika bez śladu. Pod osłoną grubej bezstylowości kryje się tutaj właśnie niezwykły i wielki styl: zakład przemysłowy, który nie tylko nie zawalił się pod uderzeniem kryzysu, ale, jak gdyby go nie było, rozszerzył niesłychanie produkcję i rośnie niemal w oczach. „Rycerz” zyskuje ostatnio 5-10 tys. abonentów miesięcznie; „Mały Dziennik”, zapoczątkowany tak niedawno, z górą 500 dziennie. „Kupimy za miesiąc 381 pospieszną prasę rotacyjną – mówi mi naczelny redaktor, młody księżyna o jasnych oczach i w takim samym szarym habicie, jaki noszą braciszkowie – ale boję się, że będziemy mieli ćwierć miliona przed styczniem, a oni do tego czasu nie zmontują”. Wystarczy zresztą wsłuchać się w gorączkowe tempo całego życia osiedla, popatrzeć na niekończące się stosy papieru wyrzucane bez przerwy przez maszyny, aby zdać sobie sprawę, że dzieje się tu coś niezwykłego.

*

O. Innocenty Józef Bocheński (1902-1995), dominikanin,święc. kapł. 1932, dr fil., dr teol., logik, w latach 1964-1966 rektor uniwersytetu we Fryburgu, w 1987 odznaczony przez władze RP na uchodźstwie Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski, senat RP ustanowił rok 2020 Rokiem Ojca Józefa Marii Bocheńskiego. Odwiedził Niepokalanów wczesną jesienią 1935 i przygotował jedyny przedwojenny reportaż o tym klasztorze – o tyle wartościowy, że jest świadectwem osoby patrzącej z zewnątrz na życie i pracę braci.

Powyższy tekst pochodzi z książki "Ojciec Kolbe nie wszystkim znany – wybór wspomnień". Wydawnictwo Ojców Franciszkanów Niepokalanów.

„Rycerz Niepokalanej” w rzeczywistości

«« | « | 1 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7