Tychowo. Z Ewangelią od domu do domu

Nie zrażają się spojrzeniami zza firanki czy brakiem czasu na rozmowę. - A mogę się za ciebie pomodlić? - pytają po prostu. Bywa, że to otwiera drzwi i serca.

Reklama

Przyjechali z całej Polski. Wielu z nich o Tychowie, małym miasteczku w zachodniopomorskim, wcześniej nawet nie słyszało. Nie znają tych, do których Bóg ich posyła. Nie mają też ze sobą nic poza Pismem Świętym i identyfikatorem z pieczątką parafii. Będą iść od domu do domu i mówić: „Jezus cię kocha”.

- Nasze doświadczenie pokazuje, że są ludzie, którzy czekają na to, że ktoś do nich przyjdzie z Dobrą Nowiną. I wiemy też, że niejednokrotnie takie spotkania i rozmowy prowadzą do przełomów. Czasem ktoś odszedł od Kościoła, bo został w nim zraniony, a tu Kościół przychodzi do niego z miłością, z prośbą o przebaczenie, nawet jeśli to nie ten konkretny człowiek jest winowajcą - wyjaśnia ks. Rafał Jarosiewicz, szef koszalińskiej Szkoły Nowej Ewangelizacji, która zorganizowała dwudniową akcję w tychowskiej parafii.

Zanim ewangelizatorzy parami (jak apostołowie) ruszą na wyznaczone przez proboszcza ulice, ks. Rafał przypomina o tym, że głoszenie wymyka się ze sztywnych ram.

- Nie powiecie człowiekowi na ulicy, który chce z wam rozmawiać, że nic z tego, bo wy się spieszycie, żeby zdążyć obejść wszystkie domy. Albo jeśli ktoś będzie chciał was poczęstować. Macie czas dla każdego, kogo Pan wam postawi na drodze. Macie ofiarować ciepło, życzliwość, otwartość. Idziecie z miłością, patrzcie sercem - mówi.

Reszta to sprawa Pana Boga. Czy zagadnięty przyjmie Jezusa jako Pana i Zbawiciela? A może ktoś za sprawą modlitwy ewangelizatorów zostanie uzdrowiony? Wiele dokonuje się po cichu, w sercach ludzi, ale ewangelizatorzy są też świadkami spektakularnych rzeczy. Ksiądz Rafał przez lata posługi ewangelizacyjnej ma wiele takich historii. Poznaje je ze świadectw usłyszanych w kościele lub z maili, które przychodzą później na skrzynkę mailową biura SNE. Opowiada o jednym z wyjść, gdy ewangelizatorzy nie zdążyli nawet otworzyć ust, kiedy poleciał na nich stek wyzwisk. Zanim krewki facet ich przegonił, powiedzieli tylko: „Jezus cię kocha”. Co działo się dalej, ekipa dowiedziała się od samego bohatera wydarzenia.

- Ten człowiek chciał popełnić tego dnia samobójstwo. Leżał na torach i czekał na pociąg. Przypomniał sobie słowa ewangelizatorów, uświadamiając sobie, że jeśli to prawda, to wszystko, co on zbudował w swojej głowie, jest kłamstwem. Wstał z torów i zaczął szukać tych ewangelizatorów. Znalazł ich wieczorem w kościele - opowiada duszpasterz nim wsiądzie do mobilnej kaplicy i z Panem Jezusem odwiedzą mieszkańców wsi należących do parafii. Drugiego dnia się zamienią: to ewangelizatorzy pojadą tam, gdzie nie ma kościołów. 

Dla Karola to pierwsza taka akcja. Jako biznesmen z gadaniem z obcymi nie ma żadnego problemu, ale już rozmowa o Bogu to inna para kaloszy.

- Czasami trudno się przełamać. A i ludzie różnie to przyjmują - przyznaje.

Do dzisiaj wspomina reakcję kobiety, której oddał niepotrzebny mu przewód do drukarki. - Mówię, że nie chcę pieniędzy, żeby tylko "Ojcze nasz" za mnie zmówiła. Aż odskoczyła! Zanim zdążyłem zareagować rzuciła mi pieniądze i uciekła - śmieje się. - A kto inny, kiedy poprosiłem o zdrowaśkę za jakąś drobną pomoc, obiecał odmówić cały Różaniec - dodaje. Karol całe życie oddał Maryi. Z oddaniem firmy długo zwlekał. Aż niemal wszystko się posypało. - Powiedziałem: „Albo mi to zabierz, albo to uzdrów”, bo inaczej doprowadzi mnie to do upadku. No i się zaczęło dziać! Najpierw myślałem, że naprawdę stracę firmę. Wszystko, co było nieuczciwe, kupione za łapówkę, budowane na jakiejś niegodziwości, musiało zniknąć. Dopiero wtedy zaczęło się układać - wyjaśnia swoją motywację. Teraz chce opowiadać o tym innym, że lepiej się żyje z Panem Bogiem.

Zuzanna ma już za sobą debiut w roli głosiciela Dobrej Nowiny.

- Trafiłyśmy do starszej kobiety. Zapytałyśmy, czy wie, że Jezus ją kocha. Rozpłakała się. Bo w jej całym 82-letnim życiu, nigdy tego nie usłyszała. To mi pokazało, że warto - wspomina, nim zastukają do pierwszych tego dnia drzwi.

Otwierają się, choć niechętnie. Podobnie jest u jednych i drugich sąsiadów, ale to ich nie zniechęca. Kiedy spotkanemu brakuje czasu na rozmowę, pytają, czy mogą się pomodlić za jego pracę.

Lubelsko-warszawska dwójka ewangelizatorska też się nie zraża. W jednym domu im nie otworzyli, w innym gospodarz zerkał zza firanki, z dwóch kolejnych - pogonili. Ale w kolejnym drzwi stanęły otworem.

- I usłyszeliśmy tam piękne świadectwo miłości do Boga - opowiadają zachwyceni  spotkaniem Maria i Adrian. Ona już kiedyś ewangelizowała na ulicy, on z natury jest introwertykiem, więc taka akcja to dla niego potężne wyzwanie.

- Pragnienie serca, żeby dzielić się miłością, której się doświadczyło, jest większe niż twoje ograniczenia. Tego nie da się zatrzymać dla siebie - mówią zgodnie mimo różnicy wieku.

Czy z ziarna, które sieją będą owoce? Wieczorem, choć to dzień powszedni, kościół się zapełnia. Ci, którzy przyszli na Eucharystię, zostają też na wieczorze uwielbienia, słuchają świadectw, uznają Jezusa za Pana i Zbawiciela. Bez problemu znajdują się miejsca w domach gotowych ugościć ewangelizatorów na nocleg.

- To potrzebna nowość. Bo niby ludzie ciągle słyszą o Bogu w kościele, ale już o tym, jak Bóg działa w życiu konkretnego człowieka raczej za często nie rozmawiają. Ewangelizatorzy mają szansę dotrzeć tam, gdzie ksiądz w sutannie już nie. No i na gadanie księdza można machnąć ręką, na świadectwo osoby świeckiej - trudniej. Bardzo dzisiaj potrzeba takich świadectw - nie ma wątpliwości ks. Andrzej Sołtys, tychowski proboszcz.

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama