Przyjmujący oazowiczów górale niekonieczni musieli znać program formacyjny Ruchu, ale swoją prostą wiarą i intuicją wyczuwali, że to, co robi ksiądz Blachnicki ma sens.
Ksiądz Blachnicki miał wizję żywego Kościoła. W jej realizację zaangażował dziesiątki, jeśli nie setki moderatorów i animatorów. Chcąc być politycznie poprawnym dodać należy moderatorek i animatorek. Od ostatnich, czyli animatorów i animatorek, „uzależniając” sukces formacji. „Bo jeśli zabraknie księdza, na Mszę świętą zawsze można iść do najbliższego kościoła. A podstawą jest mała wspólnota i odpowiedzialny za nią animator”. Nie pamiętam skąd cytat, ale kogoś mi tu brakuje…
Początki oazy związane są w Pieninami, Podhalem i Beskidem Sądeckim. Przy czym mamy na myśli nie tylko opisaną w sobotę przez księdza Tomasza Kopią Górkę. To także dziesiątki, jeśli nie setki gospodarstw, domów, przyjmujących dzieci, młodzież i dorosłych, podzielonych na tak zwane oazy wielkie. Przyjmujący oazowiczów górale niekonieczni musieli znać program formacyjny Ruchu, ale swoją prostą wiarą i intuicją wyczuwali, że to, co robi ksiądz Blachnicki ma sens. Dlatego przyjmowali pod swój dach, często ryzykując…
W jednym z takich domów siedzę teraz, spoglądając na spowijające Gorc chmury. Nadciąga burza.
Znaleźliśmy się tu, w 1986 roku, przypadkiem. Dzięki absurdom PRL-u. Mającą gościć nas rodzinę szantażowano. Jeśli przyjmie oazę nie dostanie paszportu do Kanady, gdzie od prawie 20 lat mieszka mąż gospodyni. „Księża, wybaczcie, dzieciak chce do ojca. Musiałam…” Oczywiście nikt nie miał za złe. Pojechaliśmy szukać nowego miejsca. I pewnie byśmy wrócili z przysłowiowym kwitkiem, gdyby nie kolejny absurd. Został nam ostatni adres, ale zaczynało brakować paliwa. Wracamy… Poczekaj, mówię do kolegi, jeśli w Zabrzeżu dostaniemy czerwoną, będzie to znak, że możemy jechać dalej i Pan Bóg szykuje jakąś niespodziankę.
Tu wyjaśnienie dla niewtajemniczonych. Benzyna była wówczas na kartki. Oficjalnie można było ją kupić za 49 zł. Ale nieoficjalnie, już bez kartek, kosztowała 100 zł. Jednego czerwonego Waryńskiego. Dla bezpieczeństwa nikt nie pytał o paliwo bez kartek.
Jest czerwona? – zapytałem pracownika ówczesnego CPN-u. Dla księży zawsze… Nie wiem po czym poznał. Byliśmy „po cywilnemu”. W każdym razie wlaliśmy „pod korek” i zapełniliśmy dwa kanistry. Wystarczyło, by jechać dalej i szukać. Tak trafiliśmy do Zasadnego.
Kardynał Wojtyła, w latach siedemdziesiątych, mówił o miejscach, mających swój lokalny geniusz – „genius loci”. Przy czym nie miał na myśli konkretnej wioski. Bardziej okolicę. Więc Krościenko, Tylmanowa, Tylka, Krośnica… Także Zasadne. „Księże, co jest takiego specyficznego w tym Zasadnem, że moje dzieciaki chcą tam jeździć” – pytała matka. „Nic, droga kończy się sto metrów poniżej domu”. Przyjechała, poszła pod jesion nad domem i nie mogła się napatrzeć. „Rozumiem moje dzieci” – rzuciła przed odjazdem.
Oczywiście pamiętać trzeba, że urok miejsca, ów genius loci, jest wielką dodaną do tego, co stanowi istotę oazy. Czyli formowanie postaw, kształtowanie dojrzałej relacji z Jezusem, ideał człowieka wolnego wyrażający się w „posiadaniu siebie w dawaniu siebie”, odkrywanie swojego miejsca w Kościele poprzez służbę. To wszystko – zaryzykujmy tezę – lepiej „siada” na człowieku w górach niż na przykład nad morzem. Ostatecznie chrześcijaństwo jest wąską i stromą drogą na szczyt.
Historia takich miejsc jak Zasadne dzieli się na to, co uchwytne i to, co nieuchwytne.
Pierwsze mieści się w opowieściach ze spotkań w grupach, wyprawach otwartych oczu czy wielu wręcz pełnych humoru sytuacjach. „Amerykanie mają skrzypka na dachu, a my mamy skrzypka w stodole” – o animatorze muzycznym na Oazie Dzieci Bożych. „Mojżesz, przez Morze Czerwone, przeprowadził Izraelitów suchą nogą; niestety błoto nie chciało rozstąpić się przed nami, gdy moderator wyciągnął nad nim laskę” – Noc Paschy na drugim stopniu.
O drugim wie Pan Bóg, czasem spowiednik. Bywa, po czasie, dowiaduje się proboszcz. Gdy wracający z oazy zaczyna angażować się w życie swojej parafii. Przy czym nikt, pewnie nawet sam zainteresowany, nie wie, czy to owoc spotkania w grupie, spowiedzi, systematycznego Namiotu Spotkania, czy przykładu animatora, obierającego wespół z innymi ziemniaki na obiad. Być może wszystko razem wzięte….
Spoglądam przez okno… Droga kończąca się sto metrów przed domem jest czasem zaprzeszłym. Asfaltem można dojść niemal pod Gorc. Też znak czasu. „Przecieracie – mówił o młodych księżach stary proboszcz – nowe szlaki w duszpasterstwie. Za wami pójdą inni”. Patrząc z okna na Gorc, na tę nową, wiodącą pod szczyt drogę, uświadamiam sobie, że wbrew temu, co może się wydawać, jako Kościół jesteśmy dalej niż w roku 1986. Nie cofnęliśmy się. Przeciwnie. Gdy czarnowidze głosili koniec, śmierć, prorocy wytyczali nowe drogi, po których krocząc dziś zajść można dalej i wyżej.
Dla cierpliwych bonus. Kilka fotek z wczorajszego, wieczornego spaceru.
Tam, gdzie zboża jeszcze w kopy stawiają... pic.twitter.com/HioIRgoyYs
— W.Lewandowski ن (@LewandowskiW) 16 sierpnia 2023
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Piotr Sikora o odzyskaniu tożsamości, którą Kościół przez wieki stracił.