Dzięki Papieżowi, dzięki jego odwadze dostrzeżono, że nie na wszystko się trzeba godzić i nie na wszystko trzeba bezradnie patrzeć rozkładając ręce.
Jan Paweł II akurat trafił na moment, kiedy trzeba było wiele rzeczy na nowo wyciągać i je umiejętnie porządkować. Chociażby kwestia zdrowej antropologii: dobro człowieka, człowiek drogą Kościoła, człowiek w Kościele musi znaleźć i wytłumaczenie samego siebie, ale także i oparcie dla wszystkich swoich zadań w świecie. Temu człowiekowi należy poświęcić bardzo wiele uwagi i Papież bardzo zdecydowanie potrafił pokazać, że i politycy, i to nie tylko chrześcijańscy, i Kościół, i to nie tylko hierarchia, wszyscy razem musimy się umieć jakoś zatrzymać, zastanowić i pokazać, jak człowiekowi dzisiaj pomóc w dochodzeniu do tego, co nazywamy tak bardzo uczenie „podmiotowością człowieka”, by był on stworzeniem, które ma świadomość swojego miejsca w świecie, ale równocześnie, że świat także konkretnemu człowiekowi zawsze coś tam zawdzięcza na miarę tego, kim on jest, jakie zadania spełnia. Ta wielka odwaga Papieża Wojtyły, aby człowiekiem się zająć i bardzo drobiazgowo rozważyć to, co ogólnie wsuwamy pod pojęcie praw człowieka i praw obywatelskich, sprawiedliwości społecznej i wszelkiej innej. To jest zadanie, które Papież wyciągnął i myślę, że świat z tego korzysta bardzo mocno.
Kiedy byłem parę lat temu w Boliwii, u naszych księży z diecezji opolskiej, którzy tam pracują, to spotykałem bardzo wiele osób, od chociażby uniwersytetu i wydziału teologicznego w Cochabamba, w Santa Cruz, wszędzie mówiono o tym, ile zawdzięcza Boliwia i tamtejszy Kościół Janowi Pawłowi II. Przez inspirację, przez pokazanie niektórych płaszczyzn, których normalnie się jakby nie dostrzega, a jednak dzięki Papieżowi, dzięki jego odwadze dostrzeżono, że nie na wszystko się trzeba godzić i nie na wszystko trzeba bezradnie patrzeć rozkładając ręce. Tego chyba uczył wyjątkowo silnie i zdecydowanie, ale też odważnie i uczciwie, pokazując, że zadaniem chrześcijanina nie jest tylko walka dla samej walki o swoje prawa. Zadaniem chrześcijanina jest tworzenie świata odpowiedniego do godności człowieka, ale którą trzeba dobrze zrozumieć. Stąd myślę, że wszędzie, gdziekolwiek pojawia się znajomość nauki Papieża, od Japonii do Alaski, na pewno jest to ogromny dar. Papież pokazał, że dla biednych i bogatych, dla silnych i słabych miał cos do powiedzenia i chyba to zaowocowało. I dzisiaj dostrzegamy, że Papież praktycznie biorąc nie ma takiego tematu, którego by nie poruszał, przez który nie chciałby pomóc człowiekowi. To jest chyba jakby pośrednia odpowiedź na ten niezwykły kształt pontyfikatu, który z jednej strony stoi w kontinuum tych długich 20 wieków losów Kościoła. A równocześnie był to Papież, który rozumiał, że akurat ten kairos, ten czas szczególny, który dała mu Opatrzność, trzeba także wykorzystać do analizowania dzisiejszego świata, ale także i patrzenia w przyszłość, bo znowu stawką jest człowiek, któremu trzeba wyjść naprzeciw.
- A z drugiej strony ten brak czy ograniczenie władzy świeckiej, politycznej Papieży okazał się właśnie jakimś argumentem za, stworzył pewną nową jakość, gdy chodzi o obecność Papieża, Namiestnika Chrystusowego w tym świecie konkretnego człowieka, konkretnych jego potrzeb i nadziei, a czasem właśnie rozpaczy. Kiedy Papież stał się dużo bliższy, inaczej powiązany ze światem tymczasowej władzy, a jednocześnie Papież-robotnik, Papież z doświadczeniem dramatów współczesnego świata, jego tragedii, jaką była druga wojna światowa. Ten bliski Papież przemienił też czasem życie zwykłych ludzi..
Bp J. Kopiec: Jak najbardziej. Gdyby wejść w analizę, jako historyk, sytuacji papiestwa i możliwości spełniania przez Papieży ich posługi od wczesnego średniowiecza do XIX wieku, to ukazuje się niezwykle wyraźnie, jak Papieże byli jednak uwikłani, skrępowani swoją rolą polityczną, tą bardzo konkretną – państwem kościelnym na terenie Półwyspu Apenińskiego, w tym dziedzictwie starego Imperium Romanum. Ale równocześnie było to dziedzictwo, które w średniowieczu było zrozumiałe. Chodziło o zapewnienie sobie autorytetu w ramach jednej wspólnoty chrześcijańskiej, bo przecież i królowie, i cesarze byli także członkami tego samego Kościoła, ale inaczej rozumiano kompetencje i ich granice. Stąd spory, które istniały, a równocześnie Papieże, którzy – co tu dużo ukrywać – zwłaszcza, jako przedstawiciele określonego systemu władzy dbali przede wszystkim o to, aby uznawać ich autonomię i możliwość samodzielnego kreowania swoich priorytetów – używając dzisiejszego określenia – w polityce zapewniającej im należne miejsce.
Okazało się, że to łączenie władzy świeckiej z duchowną absolutnie w parze nie szło i możemy dzisiaj oczywiście ubolewać, że dwór papieski był często dworem książęcym, królewskim, imperialnym. Możemy ubolewać, że Papieże skrępowani polityką nie zawsze mieli czas, by dokładnie się wsłuchiwać w to, co jest w ludzkich sercach. Możemy ubolewać, że rozłam Kościoła spowodowany Reformacją nie wydał od razu ludzi, chodzi o Papieży, którzy by umieli stanąć na czele pewnego ruchu i powiedzieć: „Nie tędy droga! Musimy zacząć od siebie.” Ileż przecież było różnych podchodów, dróg, którymi święci ludzie dochodzili także i do Papieży, nakłaniając ich, by rozpoczynali podejmować swoje zadania w duchu Prymatu Piotrowego, a nie tylko w duchu władców świeckich.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).