Dobro jest jak czyste powietrze. Nie rzuca się w oczy. Za to gdy pojawia się smog...
Nie powiem, bardzo mnie zaciekawiły wyniki badań dotyczące powodów, dla których pogorszył się stan psychiczny młodych ludzi. Mnie też od lat już się wydaje – podobnie jak wielu innym – że dorośli w trosce o swoje pociechy przesadzają. Organizowanie młodym całego czasu wolnego, wyręczanie w tym, co spokojnie mogliby robić sami i zwalnianie z wszelkiej odpowiedzialności nie sprzyjają dorośleniu. A więc i temu, co jest celem wychowania: przygotowaniu do wejścia w dorosłe życie. O jednym aspekcie tego problemu nie tak dawno zresztą pisałem (Recepta na wychowanie bandyty). Teraz te moje/nasze intuicje potwierdzają naukowcy. Czy wpłynie to na zmiany w podejściu do młodych? Nie sądzę. Przecież nie od dziś wiadomo, ze wyniki badań naukowych dobre są tylko wtedy, gdy potwierdzają istniejącą teorię. Gdy jej przeczą – szybko są zapominane. Aż chciałoby się do całej sprawy dorzucić jeszcze parę (bo niekoniecznie tylko trzy) groszy, ale że pisał wczoraj o sprawie ks. Włodzimierze Lewandowski, na tym poprzestanę.
Chciałbym za to zauważyć dziś co innego. Nie, nie problem. Żeby nie było, że tylko narzekam :) Chodzi mi dostrzeżenie dobra, które dzieje się wokół nas, a którego, podobnie jak powietrza, często nie dostrzegamy. To dobre porównanie, prawda? Gdy powietrze jest dobre, znaczy czyste, nikt się nad tym nie rozwodzi. Gdy „się psuje”, przychodzi smog, w dzwon na trwogę uderzają wszystkie media. Z dobrem bywa podobnie. Jest mało atrakcyjne, rzadko trafia na czołówki gazet, programów informacyjnych czy portali internetowych. Ale jest. I jest go całkiem sporo. Tylko...
Myślę np. o tym dobru, które dzieje się w naszych parafiach. W każdej, codziennie odprawiana jest co najmniej jedna Msza... No OK, ogarnianie modlitwą całego Kościoła i świata to dla wielu nic nie znaczący rytuał. Ale już taka spowiedź... Czy to nie wspaniale, że całkiem sporo katolików regularnie przygląda się swojemu życiu i wyznaje, że nie są tacy, jak być powinni? To chyba znacznie lepsze niż trwanie w przekonaniu, że z mojej strony wszystko jest OK, a w razie konfliktu winni są „oni”, prawda? To próba, by stawać się ciągle lepszym.... A ile przy tym okazji, by znaleźć pociechę w różnych życiowych tarapatach? I to, w przeciwieństwie do porad psychologów, całkiem za darmo... Wielkie, rzadko dostrzegane dobro...
Myślę też o odwiedzaniu chorych. Przez kapłanów i nadzwyczajnych szafarzy, z Komunią. Nawet z perspektywy niewierzącego takie odwiedziny, zamienienie przy okazji paru słów, to umocnienie chorego w cierpieniu. Zwłaszcza gdy dodatkowo mieszka sam, rzadko widuje ludzi...
Otwierając oczy na dobro myślę o ministrantach, którzy choć nieraz są jeszcze dziećmi, podejmują całkiem na serio zadania w świecie dorosłych. Ot, zadzwonienie, żeby ludzie wiedzieli kiedy klęknąć, kiedy wstać... Myślę o dzieciach Maryi, o scholach, chórach, myślę o „Kościele – organizatorze wypoczynku” – i dla dzieci i dla dorosłych... Myślę też o wspieraniu biednych. W mojej parafii nie tylko przez rozdawanie codziennie kilkudziesięciu osobom pomocy żywnościowej, ale i trwającą od lat na jej terenie akcję „Światło familoków”, o pomocy dla uchodźców z Ukrainy... Bardzo tego wszystkiego dużo.
Tak, warto mieć oczy otwarte na dobro. Bez tego człowiek gorzknieje. Wiem o czym mówię, doświadczam tego na sobie samym :) A więc – oczy szeroko, uważnie, by dostrzec dobro, którego do tej pory nie zauważaliśmy
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).