Dziś przypada 18-ta rocznica śmierci Jana Pawła II. W całej Polsce sprawowane są liturgie i czuwania modlitewne z tej okazji oraz zorganizowane są papieskie marsze. Tegoroczne obchody odbywają się jednak w cieniu oskarżeń, jakie w początkach marca zostały wysunięte wobec Jana Pawła II.
Trwająca od trzech tygodni dyskusja z udziałem historyków, badających zagadnienie stosunku Karola Wojtyły jako metropolity krakowskiego do przestępstw księży na tle seksualnego molestowania małoletnich, dowodzi, że reportaż Marcina Gutowskiego „Franciszkańska 3” oraz książka Ekke Overbeeka „Maxima culpa. Jan Paweł II wiedział” zawiera oskarżenia, które nie znajdują potwierdzenia w źródłach.
Zdaniem dr hab. Łucji Marek z krakowskiego IPN, od lat badającej akta dotyczące Karola Wojtyły, obu tych dziennikarskich produkcji nie można nazwać wiarygodnymi. „Nie są to dzieła, których autorzy starają się obiektywnie przeanalizować i ocenić materiały źródłowe, do których mieli dostęp. Nie badają ich w krytycznym spojrzeniu, uwzględniając specyfikę tych źródeł oraz konfrontując je z innymi materiałami, chociażby szerzej ze źródłami tej samej proweniencji, czyli innymi dokumentami wytworzonymi przez komunistyczny aparat bezpieczeństwa” - twierdzi ekspertka. Dodaje, że „badania przeprowadzone przez Marcina Gutowskiego i Ekke Overbeeka nie są zgodne z warsztatem badań historycznych, ani też z rzetelnym warsztatem dziennikarskim. Jest to ahistoryczna interpretacja i ahistoryczna ocena źródeł dawnych UB i SB znajdujących się dziś w zasobie Instytutu Pamięci Narodowej.”
Całe środowisko historyczne ma taką opinię. Nie znalazł się żaden historyk, który by pozytywnie ocenił reportaż „Franciszkańska 3” lub książkę „Maxima culpa”. Eksperci zarzucają obu autorom: ahistoryczność, brak właściwej krytyki źródeł oraz pisanie pod z góry założoną tezę. Takie samo stanowisko prezentują dziennikarze, którzy dotarli do tych samych źródeł w IPN, Tomasz Krzyżak i Piotr Litka, którzy od jesieni ub. r. publikują na łamach „Rzeczpospolitej” materiały na ten sam temat. Badania zarówno historyków jak i Krzyżaka i Litki, prowadzą do wniosku, że kard. Wojtyła bynajmniej nie ukrywał, czy nie zamiatał pod dywan przypadków pedofilii wśród księży, a kiedy się o nich dowiadywał, jego reakcja była szybka i skuteczna.
Nieuprawniona nadinterpretacja
Prześledźmy jeszcze raz główne tezy stawiane przez Gutowskiego i Overbeeka.
Zarzuty wobec kard. Adama Sapiehy
Pierwszy wątek dotyczy rzekomego, a otoczonego głęboką tajemnicą molestowania kleryków oraz młodych księży przez kard. Adama Sapiehę. Overbeek stawia tezę, że Karol Wojtyła był tego świadkiem już na etapie studiów w nieformalnym seminarium mieszczącym się w Pałacu Arcybiskupim na Franciszkańskiej 3. Autor książki twierdzi, że jako kleryk Wojtyła kształtował się w nimbie tajemnicy wobec tych przestępstw i zostawiło to na nim trwałe znamię na całe życie. Nadal więc, jako metropolita krakowski oraz jako papież tuszował te sprawy, otaczał je tajemnicą i nic nie zrobił, aby problem w Kościele rozwiązać.
Teza taka została wyciągnięta w oparciu o donos ks. Anatola Boczka z 1950 r. oraz wcześniejsze zeznania ks. Andrzeja Mistata, przesłuchiwanego przez Urząd Bezpieczeństwa w ramach przygotowań do wytoczeniu procesu księży z Kurii Krakowskiej. Tymczasem wiadomo, że ks. Boczek był komunistycznym kolaborantem i agentem bezpieki oraz działaczem kręgu tzw. księży patriotów. W marcu 1950 r. kard. Sapiecha suspendował go za tę właśnie działalność. Zaraz po tym fakcie ks. Boczek pisze (w formie zemsty) donos na kardynała, że rzekomo dopuścił się wobec niego molestowania seksualnego.
Podobne oskarżenie pojawia się w zeznaniach ks. Andrzeja Mistata, kapłana związanego z niepodległościowym podziemiem, brutalnie przesłuchiwanego przez UB w 1949 r. w ramach przygotowań do procesu księży z kurii krakowskiej. Jednak nie jest znany oryginał protokołu z tego przesłuchania, tylko późniejszy jego odpis, sporządzony przez funkcjonariusz UB Krzysztofa Skorowskiego, tego samego, który prowadził ks. Boczka. Materiały te zostały wysłane przez Skorowskiego do centrali UB w Warszawie, ale nie zostały tam uznane za dostatecznie wiarygodne, aby je wykorzystać.
A znając dalsze dzieje funkcjonariusza Skorowskiego - który zostaje „wypluty” ze struktur UB i skazany na więzienie za awanturnictwo i oszustwa - historycy stawiają zasadne pytanie, czy w ogólne ks. Mistat zeznał cokolwiek przeciwko kard. Sapieże, czy nie jest to późniejszy wymysł samego Skorowskiego. Sprawa ta z pewnością wymaga dalszych badań.
Nieuprawniona pedofilska charakterystyka ks. Piotra Lenarta i ks. Bolesława Sadusia
W świetle gruntownych badań w IPN – jak twierdzi dr Łucja Marek – nie da się stwierdzić, że księża ci dokonywali czynów molestowania seksualnego małoletnich. Jeśli chodzi o ks. Lenarta, to występuje on wyłącznie w książce „Maxima culpa”. Był to kapłan określający się jako „postępowy”, prowadzący dość lekki i zabawowy styl życia, ale nigdzie w aktach dawnej SB nie znajdujemy informacji, że dokonywał on lubieżnych czynów wobec małoletnich. Oberbeek przytacza treść donosu, z którego ma wynikać, że ponoć molestował on dziewczynki, ale badająca te same źródła dr. Marek dowodzi, że takiej informacji w nich nie ma. W oparciu o akta bezpieki nie da się więc udowodnić, że ks. Lenart dokonywał czynów pedofilskich a abp Wojtyła o tym wiedział i nie reagował.
Natomiast jeśli chodzi o ks. Bolesława Sadusia, to z akt IPN wynika, że był on homoseksualistą, natomiast nic nie wiadomo o molestowaniu przezeń małoletnich. Na początku lat 70-tych wychodzą na jaw skandale z udziałem tego księdza, ale na tle homoseksualnym, ale nie pedofilskim. A są to zupełnie inne rzeczywistości. W odpowiedzi na to kard. Wojtyła zdejmuje go ze wszystkich funkcji i godzi się na jego wyjazd za granicę do Austrii. A w liście do kard. Koeniga, metropolity Wiednia, prosi go o pomoc w tej sprawie. List ten – wysyłany oficjalną pocztą – nie zawierał informacji o trudnościach związanych z tym kapłanem, ale wiadomo, że wówczas za pośrednictwem kontrolowanej przez SB poczty, nie przesyłano tak wrażliwych informacji.
W każdym razie w świetle znanych dziś materiałów źródłowych nie da się dowieść, że ks. Saduś był pedofilem, a Wojtyła to ignorował. Rzecz z pewnością wymaga dalszych badań.
Działania abp. Wojtyły w sprawie księży pedofilów: Loranca i Surgenta
Sprawy ta zostały gruntownie przebadane przez dr Łucję Marek z IPN jak i Tomasza Krzyżaka wraz z Piotrem Litką. Przedstawiają się następująco:
Sprawa ks. Józefa Loranca
Kard. Wojtyła dowiedział się o niegodnym zachowaniu ks. Józefa Loranca
2 marca 1970 r. Polegało ono na lubieżnym traktowaniu dziewczynek przychodzących na lekcje religii do kaplicy w Mutnem na terenie parafii Jeleśnia, gdzie był wikarym. 28 lutego, informacja ta dotarła do bezpośredniego zwierzchnika ks. Loranca, proboszcza parafii Jeleśna ks. Feliksa Jury. Do proboszcza przyszły matki wraz z dziewczynkami i zawiadomiły go o zachowaniu młodego księdza. Proboszcz nie lekceważy doniesienia ze strony matek i na osobności rozmawia z dziewczynkami. Na tej podstawie dochodzi do wniosku, że to, co mówiły matki, jest prawdą. Rozmawia też z ks. Lorancem, który w obecności matek przyznaje się i wyraża skruchę.
Następnego dnia ks. Jura jedzie do dziekana, rozmawia z nim i najszybciej jak to możliwe, umawia się na rozmowy w krakowskiej kurii. Przyjeżdża tam w poniedziałek 2 marca. W kurii ma stawić się także ks. Loranc.
W Krakowie z kard. Wojtyłą najpierw rozmawia proboszcz, informując o zdarzeniu. Z relacji ks. Jury wynika, że kard. Wojtyła jest wstrząśnięty tym co usłyszał, z początku ma pewne wątpliwości czy ks. Loranc mógł posunąć się tak daleko. Wzywa go do gabinetu i w rozmowie z nim utwierdza się w przekonaniu, że zarzuty są jednak prawdziwe. Decyzja kardynała jest natychmiastowa, zakazuje ks. Lorancowi powrotu na parafię, nakazuje mu udać się do swej rodziny i tam oczekiwać na dalsze decyzje. Jeszcze w tym samym tygodniu przekazuje proboszczowi decyzję o nałożeniu na wikariusza suspensy. Oznacza to zakaz wykonywania wszelkich czynności kapłańskich i oczywiście prowadzenia katechizacji. Wojtyła nakazuje też ks. Lorancowi udać się do klasztoru cystersów w Mogile i tam oczekiwać na wyniki dochodzenia prowadzonego przez stronę kościelną. Widzimy, że reakcja kard. Wojtyły jest bardzo szybka i radykalna. W pełni zgodna z prawem kanonicznym oraz elementarnymi zasadami uczciwości.
O zachowaniu ks. Loranca dowiadują się również terenowe władze partyjne i to one 3 marca powiadamiają Służbę Bezpieczeństwa, a ta podejmuje czynności sprawdzające. Na miejscu rozpytywani są kierownik szkoły w Jeleśni, matki dziewcząt, a także proboszcz. Na postawie zebranych informacji 12 marca prokurator podejmuje decyzję o wszczęciu śledztwa. Na skutek dalszych czynności, w tym przesłuchania świadków, prokurator przedstawia podejrzanemu zarzuty i postanawia zastosować wobec niego środek zapobiegawczy w postaci tymczasowego aresztu. Ks. Loranc zostaje zatrzymany 18 marca na terenie klasztoru w Mogile.
Jak informuje dr Łucja Marek w oparciu o swe badania w IPN, także pion śledczy Służby Bezpieczeństwa wysłał zapytania do komend powiatowych, na terenie których ks. Loranc pracował poprzednio w parafiach, z pytaniem czy dochodziły jakieś skargi bądź informacje na temat jego niewłaściwej postawy z nieletnimi. Nie uzyskano jednak potwierdzenia. Wszystkie odpowiedzi były negatywne. Z zachowanej dokumentacji SB nie wynika, co insynuuje Overbeek, „że arcybiskup Wojtyła miał problem z księdzem Lorancem, zanim wysłał go do Jeleśni”.
Późniejsze – po odbyciu kary więzienia - stopniowe przywracanie ks. Loranca do pracy duszpasterskiej odbywa się z wielką ostrożnością. Podobnie zresztą jest i dziś. Obecnie - nawet pomimo, że jesteśmy w zupełnie innej epoce i sprawy przestępstw duchownych na tle pedofilskim traktowane są bardzo rygorystycznie – to również duchowni, którzy odbyli karę więzienia, a nie zostali wydaleni ze stanu duchownego, są przywracani do pracy jako kapłani. Powierza się im różne obowiązki duszpasterskie za wyjątkiem pracy z dziećmi i młodzieżą. Zazwyczaj towarzyszy im kapłan, który pełni rolę kuratora, a taki powinien dziś być w każdej diecezji. Wówczas takiej funkcji nie było, ale rolę kuratora wobec ks. Loranca spełniał zakopiański proboszcz. Najpierw więc kapłan mieszka na terenie klasztoru sióstr, a dopiero po dwóch latach zostaje ponownie wikarym, ale za wyjątkiem możliwości pracy z dziećmi i młodzieżą. A na ostatnie lata pracy kapłańskiej zostaje kapelanem w szpitalu.
Sprawa ks. Eugeniusza Surgenta
Natychmiastowa reakcja kurii krakowskiej i kard. Wojtyły następuje również w przypadku drugiego z księży pedofilów, Eugeniusza Surgenta, który dopuszczał się niegodnych czynów z ministrantami. Overbeek stawia tezę, że kard. Wojtyła kierując ks. Surgenta do pracy w Kiczorze, gdzie dopuścił się on przestępstw, wiedział o słabości księdza do chłopców, oraz że z tego powodu był on często przenoszony z parafii na parafię. Tymczasem analiza akt SB – przeprowadzona przez dr. Łucję Marek - nie pozwala na wyciągnięcie tezy, jakoby wcześniej ks. Surgent był przenoszony z parafii na parafię z powodu molestowania małoletnich. Funkcjonariusze SB wielokrotnie podkreślają, że był on kapłanem bardzo konfliktowym. Szybko popadał w spory („kolizje”) z proboszczami, a przy tym miał umiejętność zjednywania sobie społeczności wiernych. W związku z tym dochodziło do konfliktów i podziałów na terenie parafii, gdzie przebywał.
Natomiast pierwsze – zawarte w źródłach dawnej SB - wiadomości o wykorzystywaniu seksualnym chłopców przez ks. Surgenta znajdujemy w czerwcu 1973 r. podczas jego podczas pracy w Kiczorze, należącej do parafii w Milówce. Do kurii w Krakowie dociera anonim w tej sprawie. Na podstawie analizy akt – jak przypomina dr Łucja Marek - dowiadujemy się, że reakcja kurii jest natychmiastowa. Wezwany w trybie natychmiastowym do Krakowa ks. Surgent rozmawia najpierw z bp. Pietraszką, a później kard. Wojtyłą. Dowiadując się o nadużyciach kardynał podejmuje natychmiast decyzję o usunięciami go z parafii i zakazie wszelkiej pracy. Wydala go też ze swej diecezji i oddaje do decyzji macierzystego biskupa, administratora apostolskiego w Lubaczowie. Ks. Surgent był bowiem kapłanem administratury apostolskiej archidiecezji lwowskiej w Lubaczowie (skrawek dawnej archidiecezji lwowskiej, jaki pozostał w granicach PRL). Choć pracował na terenie archidiecezji krakowskiej, to nie był formalnie do niej inkardynowany, więc nie podlegał władzy sądowniczej metropolity krakowskiego, lecz administratora apostolskiego w Lubaczowie. Niestety tam - ze względu na śmierć biskupa i okres wakatu jaki potem nastąpił – ks. Surgent nie zostaje osądzony, lecz po odsiedzeniu wyroku w więzieniu wyjeżdża na trwałe na ziemie poniemieckie na Pomorzu Zachodnim, gdzie nadal sprawuje posługę. Ale jest to zaniedbanie ze strony zwierzchników administratury apostolskiej w Lubaczowie, z czym kard. Wojtyła nie ma nic wspólnego.
Wyjaśnienia wymaga kwestia donosu, jaki miał trafić do kurii krakowskiej kilka lat wcześniej, a dotyczącego molestowania chłopca przez ks. Surgenta, za co nałożona została na niego kara przez biskupa z Lubaczowa. Nie ma żadnej informacji jakoby o sprawie dowiedział się kard. Wojtyła, gdyż była ona załatwiana na niższym szczeblu kurialnym. W każdym razie donos ten posłużył do skłonienia ks. Surgenta do współpracy z SB w 1969 r. Ale skoro ks. Surgent już w kilka miesięcy później zrywa tę współpracę, oznacza to, że dane zawarte w donosie nie miały twardego potwierdzenia. Kwestia ta wymaga oczywiście pełnego wyświetlenia w oparciu o dalsze badania archiwalne.
Potrzeba dalszych badań
Konkludując, należy stwierdzić, że w oparciu o dotychczasowe badania historyczne dokumentacji służby bezpieczeństwa PRL znajdującej się w archiwach Instytutu Pamięci Narodowej, nie ma podstaw by postawić tezę, że kard. Karol Wojtyła w okresie kiedy był metropolitą krakowskim, przenosił księży z parafię na parafię z powodu ich zachowań pedofilskich i nie reagował należycie na doniesienia o tych przestępstwach. Uprawniona natomiast jest teza, że reagował prawidłowo, a nawet ponadstandardowo, jeśli chodzi o realia epoki.
Oczywiście, dla pełnego wyjaśnienia sprawy należy przebadać jeszcze istniejące zasoby archiwalne, w których można domniemywać istnienia dokumentów dotyczących tego samego tematu. A są to akta personalne księży z archidiecezji krakowskiej, znajdujące się w zasobach archiwalnych tejże archidiecezji, akta Urzędu ds. Wyznań, który w czasach PRL bezpośrednio kontrolował Kościół, współpracując ze służbą bezpieczeństwa, a także inne źródła. W ramach tych ostatnich niezbędne jest pilne (ze względu na upływ czasu) dotarcie do żyjących jeszcze świadków tamtych wydarzeń i uzyskanie od nich relacji.
W tym kontekście z zadowoleniem należy przyjąć decyzję o powołaniu zespołu ekspertów, którego celem ma być zbadanie kwestii pedofilii wśród księży i reakcji na to władz kościelnych w okresie PRL, jaka zapadła na zebraniu plenarnym KEP w dniu 14 marca br. Jest to bardzo ważna decyzja, choć spóźniona co najmniej o kilka lat. Miejmy nadzieję, że w zespole tym znajdą się kompetentni i wiarygodni dla opinii publicznej historycy, oraz że zacznie on niezwłocznie pracować.
Na marginesie można zauważyć, że gdyby decyzje w ramach KEP zapadały wówczas kiedy należy, i gdyby był przez biskupów brany pod uwagę głos świeckich ekspertów, którzy apelowali o powołanie takiej komisji od kilku lat, to mielibyśmy już wiarygodny raport, a kształt obecnej publicznej dyskusji wokół Jana Pawła II przebiegałby inaczej. A „rewelacje” ogłoszone przez Gutowskiego i Overbeeka skutkowałyby znacznie mniejszym spustoszeniem w świadomości społecznej.
Marcin Przeciszewski / Warszawa
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.