Ukraina będzie pamiętać długo zniszczenie kraju i nienawiść. W Turcji i Syrii będzie trwała pamięć doznanej pomocy.
„Będziecie słyszeć o wojnach i o pogłoskach wojennych; uważajcie, nie trwóżcie się tym. To musi się stać, ale to jeszcze nie koniec! Powstanie bowiem naród przeciw narodowi i królestwo przeciw królestwu. Będzie głód i zaraza, a miejscami trzęsienia ziemi. Lecz to wszystko jest dopiero początkiem boleści” (Mt 24, 6nn).
Znamy te słowa, tak mówił Jezus do swych uczniów, gdy po wyjściu z ogromnej i pełnej przepychu świątyni jerozolimskiej, pokazywali Mu jej wspaniałość, jakby pierwszy raz tu przyszedł; on tu już był jako niemowlę. A i później regularnie bywał w Domu Ojca. Dziś jego słowa „głód i zaraza, a miejscami trzęsienia ziemi” wydają się być relacją z nawiedzonego kataklizmem zakątka ziemi na pograniczu Turcji i Syrii. Tu kiedyś kształtowały się początki Kościoła. Aktywni byli Paweł i Barnaba. Do Jerozolimy stamtąd niespełna 400 kilometrów. Dalej, bo gdzieś 1000 kilometrów ku północy, za Anatolią i Morzem Czarnym, ludzie realizują słowa tej samej Jezusowej przestrogi, jak to naród powstanie przeciw narodowi. Wojna w Ukrainie.
Od kogo zależą wojny? Od ludzi. Od kogo zależą kataklizmy? …no właśnie. Nie od ludzi. Jezus obie sprawy stawia obok siebie. Za naszych dni obie nieomal nakładają się na siebie. Czy można je porównywać? Gdy patrzymy na relacje z Ukrainy przeplatające się z relacjami z Turcji, uderza dramatyczne podobieństwo zrujnowanych miast, padających w proch wielopiętrowych budowli, przerażenie ludzi, ich bezradność, psychiczny paraliż dzieci niezdolnych ni płakać, ni krzyczeć. Ale, jak owa mała dziewczynka, chronić pod gruzami swego młodszego braciszka. Ludzki dramat trwa. Jako wstrząs – w czasie liczonym minutami. Drugi – jako wojna – dobiega roku. Jedno straszne, drugie także. A skutki – zabici, okaleczeni, osieroceni, unicestwione domostwa i całe połacie kraju zniszczone, a mimo różnic – podobne.
Zawahałem się pytając, od kogo zależą kataklizmy. Napisać: od Boga… Strach tak powiedzieć. Nie tylko lęk, by Boga nie obrazić, ale jedna różnica wydaje się bardzo znacząca. Otóż wojny niosą w sobie ogromny ładunek moralnego zła zwanego nienawiścią. Zwykle po jednej stronie owej nienawiści rodzącej okrucieństwa jest więcej. Ale – również zwykle – po drugiej stronie też jej nie brakuje. Wybuch wojny tę nienawiść albo generuje, albo przenosi na zgoła inny poziom. Jesteśmy narodem, który tego wszystkiego nie tak dawno doświadczył. Niespełna sto lat w historii narodu to za mało, by zapomnieć. Straty materialne oczywiście znaczą wiele. Przetrącenie narodowi kręgosłupa moralnego i duchowego wydaje się nieuleczalne. Mimo przebaczenia. Ukraina będzie pamiętać długo, by nie rzec zawsze będzie pamiętać zniszczenie kraju, ziemi, dróg, mostów, domostw, miast, fabryk i świątyń. Będzie pamiętać nienawiść i rodzące się z niej okrucieństwo i zwyrodnialstwo napastników. W Turcji i Syrii trzęsienie ziemi takiego śladu nie zostawi. Będzie za to trwała pamięć doznanej pomocy. To jest różnica, która bardzo dużo znaczy – ludzie z odległych krajów przybyli pomagać i ratować.
Pomoc… Pomoc ludzi ludziom, obcym a przecie swoim. Zastanawiamy się nad wydarzeniami, których skala jest ogromna. Żadne państwo nie jest w stanie udźwignąć ciężaru naprawienia materialnych i strukturalnych strat tej miary co w Ukrainie, co w Turcji. A więc pomagamy. Jako naród i zarazem jako polskie państwo wzięliśmy przed rokiem Ukraińców za sąsiadów i domowników. Bez wypominania zaszłości. Dałby Bóg, by ta gotowość wymazała z pamięci wszystko, co mogłoby nas poróżnić.
Ostatnie dni to też pomoc. Najbardziej serdecznie wyrażały na lotnisku swoją gotowość owe dwa goldeny, co to serdeczność mają w genach. Ale i pozostałych sześć psów-ratowników zachowywało się super. I też pracowało. A ludzie… Mój Boże, toż to był skok po ciemku na głęboką wodę. Dokąd, z czym, jak? Polecieli mimo trudności powodowanych niespodziewanym kataklizmem. I z tym nurtującym pytaniem-nadzieją: ilu ludzi uratujemy. A przecież kto uratuje jednego człowieka, jakby cały świat ocalił.
Podczas akcji w gruzowisku już nie myśli się o wzniosłych hasłach. Tam trzeba kontrolować wszystko w zasięgu rąk, narzędzi, wzroku, słuchu… Bo gdzieś tutaj, może blisko ale na nieskończoną grubość betonowej płyty, ktoś czeka i już nie ma siły, by wołać. Nie ważne – po turecku, po arabsku, po angielsku… W chwili pisania tego tekstu wiadomo było, że liczba ofiar przekroczyła 20 tysięcy osób. Liczba uratowanych przez naszych „Husarów” – 11 osób. Mało? Okropne pytanie. To nie liczby z jakiejś loterii, a 11 osób to tak, jakby 11 razy świat ocalić. Mam nadzieję, że nasi – Husary, ich psy, oraz wszystkie inne ratownicze zastępy z Polski wrócą cało do domów. Bohaterowie? Przede wszystkim Ludzie. Iluż takich, w różnych zresztą dziedzinach, jest w Polsce i nie tylko!
W tym dramatycznym zbiegu wydarzeń – wojny i kataklizmu – Bóg uczy, jak rozróżniać kataklizm od wojny a równocześnie spieszyć z pomocą w każdej sytuacji. Wszelako w słowach Jezusa czytamy też zaskakujące zdanie: „to wszystko jest dopiero początkiem boleści”. Z niepokojem je odczytujemy, ale i z ufnością wobec Boga i wobec pomocnych ludzi których, ufam, nie braknie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Opisuje swoje „duchowe poszukiwania” w wywiadzie dla„Der Sonntag”.
Od 2017 r. jest ona przyznawana również przedstawicielom świata kultury.
Ojciec Święty w liście z okazji 100-lecia erygowania archidiecezji katowickiej.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.