Jak jest wiemy. A jak będzie? To też już widać. Chyba że dojdzie nowy czynnik.
Co myśli społeczeństwo? Jakie trendy w nim dominują? Badania opinii publicznej, o ile przeprowadzone są rzetelnie, dostarczają sporo ciekawych informacji na ten temat. Z opisu stanu faktycznego wyłania się czasem też podpowiedź, na co zwrócić uwagę, by ten czy ów problem rozwiązać. Nie inaczej jest z opublikowanymi przed tygodniem badaniami CBOS na temat religijności Polaków.
Jest mniej więcej pół na pół. Prawie połowa Polaków (47 proc.) odnajduje się w Kościele, dla prawie takiej samej grupy (46 proc.) jest instytucją odległą (pozostałych 7 proc. to ci którzy odmówili odpowiedzi). Gorzej z praktykami religijnymi. 37 procent praktykujących regularnie to dużo czy mało? W porównaniu z 46 w 2020 i 49 procentami w 2018 roku to spadek dość pokaźny. Zatrważa, że aż 25 procent osób w wieku 25-34 lat deklaruje, że nigdy nie chodzi do Kościoła. Jeszcze bardziej, że aż 34 procent mieszkańców ponadpółmilionowych miast i tyle samo osób o dochodach per capita ponad 4 tys. nigdy nie uczestniczy w nabożeństwach z własnej potrzeby. Wyraźnie wskazuje to na których kierunkach należałoby wzmóc działalność ewangelizacyjną, a gdzie trzeba raczej solidnej katechezy (niekoniecznie szkolnej). I coś jeszcze, ale o tym za chwilę...
Najbardziej znamienną wydaje mi się inna liczba: przed pandemią 69 proc. badanych twierdziło, że wiarę wynieśli z domu i podtrzymują przekazaną tradycję. W maju 2022 roku twierdziło tak już jedynie 58 proc. badanych. Nagle wzrosła liczba „wierzących z wyboru”? Nie sądzę. Najpewniej jest tak, że jeśli dla kogoś wiara była jedynie kultywowaniem tradycji, w czasie pandemii, gdy kościoły były zamykane, zauważył, że całkiem dobrze mu i bez tego. I myślę, że to jest główny problem Kościoła w Polsce. Jeśli porzucenie wiary jest jedynie porzuceniem pewnej tradycji, zrobić to niezwykle łatwo. Z byle jakiego powodu i nawet pod byle jakim pretekstem. Nie trzeba niewłaściwego – zdaniem takiego chrześcijanina – podejścia Kościoła do aborcji czy LGBT. Wystarczy, że proboszcz krzywo spojrzał albo organista rzępolił.
Mści się tutaj duszpasterstwo zaniedbujące doprowadzanie człowiek do osobistego wyboru Chrystusa, a nastawione na masy. Mści się też miałkość wiary w rodzinach; skoro dla rodziców i nawet dziadków wiara jest tylko kultywowaniem tradycji, nie ma powodu, by nowoczesne dzieci w niej tkwiły. No ale cóż... Postulat, jaki płynie z tego faktu jest jasny: trzeba w procesie formacji mocno zwracać uwagę na osobisty wybór wiary. Rację mają ci, którzy nie chcą dopuszczać do bierzmowania „jak leci”, z nadzieja, że łaska Boża z czasem jakoś ten brak osobistego wyboru i religijną obojętność naprawi. Takie podejście, jak wskazują przytoczone liczby, karmi złudzenia, ale ostatecznie przynosi opłakane skutki...
No i jeszcze jedno. Te 34 procent mieszkańców wielkich miast i 34 procent finansowo zabezpieczonych, którym Bóg nie jest do niczego potrzebny... Zachęcałem w ostatnim komentarzu, by na to, co się dzieje nie tylko w naszym życiu, ale i w życiu społeczeństw próbować patrzyć oczyma Boga. Nie wiem co Bóg zrobi, ale wyraźnie widać, co, po ludzku, zrobić powinien, prawda? Dlatego nie dziwi mnie żaden sygnał, że właśnie tak a nie inaczej się dzieje....
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.