Jak? Nie bla bla bla o ojcach założycielach i takie tam. Spójrzmy na fakty.
Nie ma co ukrywać: różnice między deklarowanym a faktycznie wyznawanym systemem wartości to nic nadzwyczajnego. Dotyczy w różnym stopniu chyba niemal wszystkich, którzy jeszcze jakieś wartości mieć próbują. Ludzi Kościoła, polityków, wychowawców, rodziców... Wszystkich. Nic wielkiego, gdy zdają sobie sprawę, że nie dorastają do swoich ideałów, ale się starają. Pamiętam, co pisał św. Paweł o dobrych chęciach. Sam zresztą tego nieraz w życiu doświadczyłem. Gorzej gdy próbują ludziska zakładać elegancko skrojone ubranka i stroić się na takich w każdym wymiarze poprawnych, a rzeczywistość tu i ówdzie wyłazi na wierzch. Zwłaszcza wyłazi, gdy życie wymaga jakiegoś niestereotypowego ruchu czy nawet zrobienia fikołka. Widać to gdy spojrzeć na europejskich (niekoniecznie unijnych) polityków/urzędników. Przez ostatnich kilka lat odwoływanie się do europejskich wartości słyszałem wiele razy. Teraz, w związku z wojną na Ukrainie tudzież karami nakładanymi na Polskę przez unijne instytucje, mamy okazję zobaczyć, jak to wygląda w praktyce. Widok to mało śmieszny (chyba że ktoś lubi się śmiać z cudzych wpadek) i często wręcz niesmaczny.
Co więc widzę? Do niedawna nie byłem jeszcze pewny. W związku z wojną na Ukrainie widać to już wyraźnie: najwyższą wartością dla sporej części polityków i urzędników Europy jest ojro – jak z nabożną czcią mówią Niemcy. Po naszemu euro. Nie można już mieć co do tego najmniejszych wątpliwości. Solidarność solidarnością, pomaganie napadniętemu pomaganiem, ale poziomu naszej zamożności zmienić to nie może. Stąd problemy z kolejnymi sankcjami wobec Rosji, sprzeciw wobec co ostrzejszych zapisów no i – jak się dowiadujemy – obchodzenie cichcem tych, które obowiązywały od lat. Nie przez samych Niemców oczywiście. Przykładów że euro to najwyższa wartość jest zresztą więcej.
Inna europejska wartość, którą wyraźnie ujawniają ostatnie wydarzenia – choć akurat niekoniecznie wojna na Ukrainie – jest...nacjonalizm. Bo z racji, że nie o rożne ludzkie rasy tu chodzi, nie mogę tego nazwać rasizmem. Przejawia się w przekonaniu, że jedne narody są lepsze od drugich. Ot: podobny system organizacji wymiaru sprawiedliwości w Hiszpanii i w Polsce to zdaniem Europejskich polityków nie to samo. Choć Hiszpania ma za sobą krwawą wojnę domową i wieloletnią dyktaturę, po której ma też żądną odwetu lewicę, posuwającą się nawet do wyrzucania z grobów swoich politycznych przeciwników. Polska nie ma też, w przeciwieństwie do dojrzałej demokracji niemieckiej, epizodu ponad dekady dość powierzchownie rozliczonego narodowego socjalizmu, z wszystkimi tego konsekwencjami. My mieliśmy „jedynie” sowiecką okupację i kolaborantów (których też nie rozliczyliśmy). A dawniejsza historia? Wiele dziś demokratycznych krajów hołdowało „absolutyzmowi oświeconemu” albo masowo eksterminowało swoje elity, gdy w Polsce królów wybierała szlachta.... Ba, nawet takie prawa wyborcze kobietom w Polsce dano wcześniej niż w wielu innych krajach „rozwiniętej demokracji”. No ale choć od upadku komunizmu, w który wrzuciły nas „dojrzałe demokracje” minęło 30 lat, nadal jesteśmy ponoć niedojrzali.... Nacjonalizm w czystym wydaniu. "Rasizm", uznający, że Polacy są gorsi.
Trzecią europejską wartością, która coraz wyraźniej daje o sobie znać jest przekonanie, że ludzkie „chcę” ma moc stwórczą. Traktuję to jako wartość, bo broni się tego jak religijnych dogmatów. W różnych dziedzinach. Ot, wczoraj chyba dotarła do nas wiadomość dotyczącą głosowania w parlamencie europejskim, który ni mniej ni więcej uchwalił, że od 2035 roku nie będzie można w Europie rejestrować samochodów z napędem spalinowym. Ja tam się nie znam, nie wiem czy da się z wiatru i słońca wyprodukować tyle prądu, żeby i na samochody starczyło (Swoją drogą czemu nie na samoloty? Europejscy politycy stanowczo zbyt często z nich korzystają). Nie wiem, czy damy radę tak zmodyfikować sieci przesyłowe, żeby było gdzie całe to mnóstwo samochodów ładować. Jakoś sobie nie wyobrażam, że pod moim blokiem wszyscy mają wypuszczone przez okna kable, by naładować przez noc samochód. Zresztą na jednej fazie.... Nie wiem też, czy da się sensownie rozwiązać problem z magazynowaniem elektryczności; bo jak na razie sporo się jej marnuje. Zwłaszcza tej z fotowoltaiki. Ale wiem za to, że zasięg dzisiejszych zasilanych elektrycznością samochodów nie rzuca na kolana. Podobnie jak tempo ładowania „baterii”. Dziś gdy ktoś próbuje pojechać gdzieś dalej takim samochodem musi się liczyć z tym, że sporo czasu straci czekając na doładowanie. Europejscy politycy już wiedzą, że za osiemnaście lat się da? Jak się sprężymy, postaramy? Bo od pewnego czasu osiągi rosną, więc będą rosły dalej? Optymiści. Mój smartfon nim nie jest. No, albo będzie jak z tymi dieslami, co to dzięki machinacjom w oprogramowaniu paliły mniej od benzynowych...
I to są europejskie wartości. Nie jakieś tam staromodne prawa człowieka, sprawiedliwość, prawda (kogo ona interesuje, skoro liczy się skuteczność?), wolność wypowiedzi i inne tego typu ekstrawagancje. Owszem, czasem trzeba się w ich staromodny strój przebrać. Ale spod tego przebrania całkiem wyraźnie wyziera jednak coś zupełnie innego.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.