Świat istnieje dzięki modlitwie jednego sprawiedliwego. Ale nikt nie wie kto nim jest. Nawet on sam.
W niedzielę po inwazji na Ukrainę pytano wieczorem o frekwencję na Mszach świętych w polskich kościołach. Przy czym nie chodziło o typowe badania religijności. Bardziej o zwykłe obserwacje. Proboszczowie „na oko” potrafią ocenić z niewielkim marginesem błędu. Były miejsca gdzie zauważono niewielki wzrost. W innych raczej nic nie drgnęło. Czyli stara zasada „jak trwoga to do Boga” przestała działać. Albo za wcześnie, by mogła zadziałać.
Dziś mało kto pamięta Światowe Dni Młodzieży w Manili. Był rok 1995. Filipiny stały na krawędzi wojny domowej. Zastanawiano się nad odwołaniem wydarzenia. Ale nastąpił wielki duchowy zryw. W miesiącach poprzedzających Dni na ulicach stolicy milion osób odmawiało różaniec. Podobnie było w innych miastach. Później mówiono o cudzie pokoju na Filipinach, a w spotkaniu z papieżem uczestniczyło pięć milionów młodych. Ich bezpieczeństwu nic nie zagrażało. Zgromadzenie w Parku Luneta zostało wpisane do Księgi Rekordów Guinnessa jako największe w historii.
W Liście świętego Jakuba czytamy: „Wielką moc posiada wytrwała modlitwa sprawiedliwego” (5,16). A Tomasz Merton pisał w jednej z książek, że świat istnieje dzięki modlitwie jednego sprawiedliwego. Ale nikt nie wie kto to jest. Nawet on sam. Być może na chwilę obecną rzesza modlących się o pokój w Ukrainie powinna być proporcjonalna do ilości wysyłanej tam broni. Na jeden pocisk artyleryjski jeden odmawiający różaniec. Bez pytania Boga o to kto jest podtrzymującym w istnieniu świat sprawiedliwym. Zatem nie pytając wracamy do modlitwy, będącej sercem czterech pierwszych tygodni Wielkiego Postu: „Przed oczy Twoje, Panie, winy nasze składamy…”
Coraz bardziej dramatyczna sytuacja w ośrodkach przyjmujących uchodźców z Ukrainy jest okazją, by odkryć na nowo chrześcijańską jałmużnę. Tak mocno związaną z Wielkim Postem. Święty Jan Chryzostom mówił o rezygnacji z jedzenia czy odzieży po to, „by wszyscy podczas nadchodzących świąt wszyscy mogli cieszyć się jednakową obfitością dóbr”. Ten wymiar postu i związanej z nim jałmużny gdzieś nam zaginął. Potrzebuje ponownego odkrycia w sytuacji, gdy sami zaczynamy odczuwać braki. Być może staniemy niebawem przed wyborem: chleb z wędliną tylko dla nas czy z przysłowiowym smalcem, ale dla wszystkich. Bez oglądania się na rząd, Unię czy Amerykę. Ze świadomością, że taki stan rzeczy może potrwać długo. Decyzja nie będzie łatwa. Podejmując ją postawimy sobie niekiedy banalnie proste, aczkolwiek ważne, pytania. Choćby takie: czy na niedzielną Mszę świętą muszę jechać samochodem… Nie tylko z racji drożejącej benzyny. Także z myślą o potrzebujących. Czy w domu rzeczywiście każdy musi mieć własny telefon… Nie tylko z racji coraz większych kosztów utrzymania. Także z myślą o potrzebujących. Podobnych, ocierających się o „być czy mieć”, pojawi się wiele. Wybór będzie bolał. Zwłaszcza młodsze pokolenie. Ale wybór po stronie „być” pozwoli odzyskać smak naszemu chrześcijaństwu, którego istotą nie jest zaspokajanie potrzeb religijnych (modlę się, gdy czuję taką potrzebę), ale miłość polegająca na „przekreślaniu własnego egoizmu za cenę Chrystusowego krzyża”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.