„Bardzo potrzebujemy tej modlitwy świata, czujemy jej moc i wierzymy, że jest ona w stanie zażegnać dalszą inwazję”. Wskazuje na to ojciec Paweł Tomaszewski, który jest proboszczem w Mariupolu. Pochodzący z Kamieńca Podolskiego paulin przypomina, że jest to leżąca najdalej na wschodzie Ukrainy rzymsko-katolicka parafia.
Rozmawiając z Radiem Watykańskim zauważa, że skutki wojny ludzie cierpią tam już od 2014 roku. „Wciąż pamiętają zapowiedź idących na miasto czołgów i to, że miało być wówczas oddane Rosjanom. Później sytuacja się uspokoiła, ale teraz wrócił strach i obawa o przyszłość” – mówi ojciec Tomaszewski.
„Lęk niestety jest, on robi swoje. Ludzie cały czas się boją, że może powtórzyć się to, co już przeżyli, że będą latały nad głowami pociski, że artyleria będzie strzelała. Front jest bardzo blisko, 20 kilometrów od samego miasta, stąd ta obawa. Miasto funkcjonuje normalnie, ludzie chodzą do pracy. Działania Rosji doprowadziły do tego, że wszystko bardzo zdrożało, ceny poszły w górę, na paliwo i żywność. To dla ludzi jest bardzo trudne – mówi papieskiej rozgłośni ojciec Tomaszewki. – Nie można jednak powiedzieć, że siedzą w bunkrach, nie mają co jeść. Jest ciężko, ale krytycznie jest w wioskach, które są bliżej frontu, gdzie są ostrzały. Staramy się pomagać ludziom na ile możemy, nie jest łatwo znaleźć pomoc. Przez minione lata Ukraina została zapomniana i tę pomoc jest bardzo ciężko. Wierzę i ufam, że nie dojdzie do większych działań wojennych, choć wiadomo, że Rosja mówi co innego. Strach jednak jest, ciężko oglądać wiadomości i słuchać co Rosjanie o nas mówią. Wczoraj prezydent Rosji mówił, że będzie chciał iść dalej. Jednak nasze wojska stoją, wierzymy w nich i modlimy się za nich, bo ofiarnie oddają swoje życie, są tam cały czas, codziennie słychać strzały, prawie codziennie dwóch lub trzech żołnierzy ginie, bądź jest rannych. Mamy nadzieję, że Pan Bóg nie dopuści do większych walk bezpośrednich. Ukraina stara się nie urządzać prowokacji. Jeśli będą walki, to będzie strasznie. W działaniach wojennych, które tu były, zwłaszcza w latach 2014-2015, zginęło też dużo cywilów. Ufamy, że teraz do tego nie dojdzie.“
Ojciec Tomaszewski podkreśla, że modlitwa za Ukrainę cały czas jest potrzebna. Dzięki niej mieszkańcy tego kraju nie czują się opuszczeni, wiedzą, że są w sercu Kościoła. „Ta prośba Franciszka o post i modlitwę jest dla nasz bardzo ważna” – mówi zakonnik.
„Modlitwa cały czas jest potrzebna, idziemy szturmem na niebo. Błagamy i prosimy. Powiem tak: od ośmiu lat ludzie są bardzo zmęczeni tą wojną. Na tych terenach odczuwa się to zmęczenie. Ja także jestem zmęczony, jestem tu od wielu lat. Ta wojna nas wykańcza, nie dajemy już rady. Dlatego błagamy, prosimy wszystkich o modlitwę. Miejmy nadzieję, że ona pomoże. Ufamy Panu Bogu i wstawiennictwu świętych. Nasze miasto Mariupol, jest miastem poświęconym Maryi. Już wcześniej modliliśmy się, by miasto nie przeszło na stronę separatystów i się udało. Mamy nadzieję, że modlitwa, do której zachęca Papież Franciszek poskutkuje tym, że nie dojdzie do nowej inwazji i ludzie nie będą stąd uciekać. Już i tak wielu ich uciekło. Mam nadzieję, że pozostaną na miejscu i nie będzie nowych działań wojennych. Bardzo dziękuję za wsparcie. Naprawdę, to, że Papież, Kościół i episkopaty różnych krajów proszą i zwołują modlitwę o pokój na Ukrainie jest bardzo odczuwalne tutaj na wschodzie. Ludzie czują tę jedność Kościoła. Bardzo pozytywnie to odbierają i odczuwają, że nie są sami. Najgorzej jest, gdy wszyscy nas zostawiają. Ufamy, że dzięki modlitwie całego Kościoła nie dojdzie do większego konfliktu, większej inwazji wojsk, że nie będzie ofiar, tego, czego ludzie najbardziej się boją.“
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Boże Narodzenie jest również okazją do ponownego uświadomienia sobie „cudu ludzkiej wolności”.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.