Jedna z gorszych rzeczy, jaka może przydarzyć się biskupowi, to znudzenie własną posługą.
Historia, teologia, obowiązujące procedury oraz zakulisowe gry związane z nominacjami biskupów – to bardzo ważny i ciekawy aspekt życia Kościoła. W dziejach bywało różnie. Na przykład w 374 roku w Mediolanie wybuchł między dwoma stronnictwami spór, kto ma zostać nowym biskupem. Kiedy porozumienie wydawało się niemożliwe, jakieś dziecko miało zawołać: „Ambroży biskupem!”. Ambroży był w tym czasie katechumenem, czyli nie był jeszcze nawet ochrzczony, ale był znany jako dobry urzędnik państwowy. Głos dziecka lud uznał za znak od Boga i powtórzył: „Ambroży biskupem!”. Cesarz i papież uznali ten wybór, a sam Ambroży, choć początkowo nie chciał się na to zgodzić, ostatecznie przyjął chrzest, a dwa tygodnie później otrzymał sakrę biskupią.
Dziś taki bezpośredni udział ludu w wyborze biskupa jest trudny do wyobrażenia. Procedura rozeznawania kandydatów jest tajna, a wierni dowiadują się, że mają nowego biskupa w dniu ogłoszenia takiej informacji przez Stolicę Apostolską, ewentualnie trochę wcześniej, z tak zwanych przecieków od ludzi dobrze poinformowanych. Papież mianuje biskupów w sposób nieskrępowany (lub zatwierdza wybranych zgodnie z prawem), natomiast zadaniem legata papieskiego (nuncjusza) jest zebrać różne opinie i przedstawić trzech kandydatów Stolicy Apostolskiej. Niektórzy uważają, że obecna procedura nominacji biskupów jest zbyt zamknięta, zhierarchizowana i że powinna być bardziej demokratyczna. Być może! Ale demokracja ma też swoje słabości. Kiedyś rozmawiałem na ten temat z pewną panią, która twierdziła, że biskupa powinni wybierać wierni. Znając jej poglądy, zauważyłem z przekąsem, że w takim razie prymasem mógłby zostać na przykład ojciec Rydzyk. Na co znajoma zawołała z przerażeniem: „To niemożliwe!”. Ha! Jakież to typowe dla niektórych tzw. katolików otwartych: Jesteśmy za pluralizmem i demokracją, tyle że jak nie wyjdzie na nasze, to dostajemy histerii i mówimy o motłochu, który jeszcze nie dorósł...
Nominacje biskupie to dość skomplikowany temat i nie ma w tej kwestii prostych rozwiązań, które zapewniłyby sukces w postaci mianowania najlepszych kandydatów. Warto jednak o tym dyskutować. W „Rzeczpospolitej” z 24.01.2011 r. ukazał się artykuł E. Czaczkowskiej „Jaką wizję Kościoła ma nuncjusz apostolski”. Pani redaktor zauważa słusznie, że „w najbliższych miesiącach Kościół w Polsce czeka nominacja trzech nowych arcybiskupów”. Tyle że rozwija tę sprawę w trochę błędnym – moim zdaniem – kierunku. Czaczkowska pisze o nominacjach biskupów jako o teście dla nuncjusza Migliore. Cytuje ks. Kazimierza Sowę, który stwierdził, że nominacje „pokażą, jaką wizję Kościoła ma przedstawiciel Watykanu. Pokażą, czy ma wyczucie co do osób i odwagę w nominacji biskupów nietuzinkowych”. No tak, ale kto i gdzie miałby sprawdzać ów test i ocenić, że konkretna nominacja świadczy o wyczuciu i odwadze albo też ich braku? Ksiądz Sowa w TVN? Wszyscy chcemy nietuzinkowych biskupów, tylko problem w tym, że różnie ową nietuzinkowość rozumiemy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).