Kto na biskupa?

ks. Dariusz Kowalczyk SJ

publikacja 07.02.2011 09:58

Jedna z gorszych rzeczy, jaka może przydarzyć się biskupowi, to znudzenie własną posługą.

Kto na biskupa? Agencja GN Ks. Dariusz Kowalczyk SJ

Historia, teologia, obowiązujące procedury oraz zakulisowe gry związane z nominacjami biskupów – to bardzo ważny i ciekawy aspekt życia Kościoła. W dziejach bywało różnie. Na przykład w 374 roku w Mediolanie wybuchł między dwoma stronnictwami spór, kto ma zostać nowym biskupem. Kiedy porozumienie wydawało się niemożliwe, jakieś dziecko miało zawołać: „Ambroży biskupem!”. Ambroży był w tym czasie katechumenem, czyli nie był jeszcze nawet ochrzczony, ale był znany jako dobry urzędnik państwowy. Głos dziecka lud uznał za znak od Boga i powtórzył: „Ambroży biskupem!”. Cesarz i papież uznali ten wybór, a sam Ambroży, choć początkowo nie chciał się na to zgodzić, ostatecznie przyjął chrzest, a dwa tygodnie później otrzymał sakrę biskupią.

Dziś taki bezpośredni udział ludu w wyborze biskupa jest trudny do wyobrażenia. Procedura rozeznawania kandydatów jest tajna, a wierni dowiadują się, że mają nowego biskupa w dniu ogłoszenia takiej informacji przez Stolicę Apostolską, ewentualnie trochę wcześniej, z tak zwanych przecieków od ludzi dobrze poinformowanych. Papież mianuje biskupów w sposób nieskrępowany (lub zatwierdza wybranych zgodnie z prawem), natomiast zadaniem legata papieskiego (nuncjusza) jest zebrać różne opinie i przedstawić trzech kandydatów Stolicy Apostolskiej. Niektórzy uważają, że obecna procedura nominacji biskupów jest zbyt zamknięta, zhierarchizowana i że powinna być bardziej demokratyczna. Być może! Ale demokracja ma też swoje słabości. Kiedyś rozmawiałem na ten temat z pewną panią, która twierdziła, że biskupa powinni wybierać wierni. Znając jej poglądy, zauważyłem z przekąsem, że w takim razie prymasem mógłby zostać na przykład ojciec Rydzyk. Na co znajoma zawołała z przerażeniem: „To niemożliwe!”. Ha! Jakież to typowe dla niektórych tzw. katolików otwartych: Jesteśmy za pluralizmem i demokracją, tyle że jak nie wyjdzie na nasze, to dostajemy histerii i mówimy o motłochu, który jeszcze nie dorósł...

Nominacje biskupie to dość skomplikowany temat i nie ma w tej kwestii prostych rozwiązań, które zapewniłyby sukces w postaci mianowania najlepszych kandydatów. Warto jednak o tym dyskutować. W „Rzeczpospolitej” z 24.01.2011 r. ukazał się artykuł E. Czaczkowskiej „Jaką wizję Kościoła ma nuncjusz apostolski”. Pani redaktor zauważa słusznie, że „w najbliższych miesiącach Kościół w Polsce czeka nominacja trzech nowych arcybiskupów”. Tyle że rozwija tę sprawę w trochę błędnym – moim zdaniem – kierunku. Czaczkowska pisze o nominacjach biskupów jako o teście dla nuncjusza Migliore. Cytuje ks. Kazimierza Sowę, który stwierdził, że nominacje „pokażą, jaką wizję Kościoła ma przedstawiciel Watykanu. Pokażą, czy ma wyczucie co do osób i odwagę w nominacji biskupów nietuzinkowych”. No tak, ale kto i gdzie miałby sprawdzać ów test i ocenić, że konkretna nominacja świadczy o wyczuciu i odwadze albo też ich braku? Ksiądz Sowa w TVN? Wszyscy chcemy nietuzinkowych biskupów, tylko problem w tym, że różnie ową nietuzinkowość rozumiemy.

Nuncjusz odgrywa oczywiście istotną rolę w nominacjach biskupich, ale to nie jest tak, że rządzi on episkopatem jak premier Radą Ministrów. Nuncjusz jest przedstawicielem papieża, a nie watykańskim zarządcą Kościoła w danym kraju, który kształtuje diecezje wedle własnej wizji. Dlatego dość ryzykowna jest teza, że najbliższe nominacje biskupie w Polsce „odpowiedzą na dwa pytania: jakie osoby i jakie nurty w polskim Kościele wspiera nuncjusz”. Nie tylko ryzykowna, ale także konfliktogenna. Myślę, że nie wolno wikłać nuncjusza apostolskiego w polskie wojenki.

Nie chciałbym czytać w „Gazecie Wyborczej” triumfujących tytułów typu: „Nuncjusz odwraca się od Radia Maryja”, „Klęska radiomaryjnych kandydatów” albo – w innym przypadku – „Liberalne skrzydło episkopatu wycięte”. Takie „polityczne” patrzenie na Kościół nie ma sensu. Nie twierdzę, że nuncjusz nie może mieć własnych poglądów i wizji, ale jestem przekonany, że abp Migliore będzie działał zgodnie z „duchowością komunii”, i że będzie przekazywał Stolicy Apostolskiej autentyczny głos płynący z poszczególnych diecezji, a nie uprawiał jakiejś gry za kimś lub przeciwko komuś.

Jakich biskupów potrzebuje polski Kościół? Na zadania biskupów ordynariuszy można spojrzeć w 4 perspektywach: bycie ojcem i „szefem” dla swoich kapłanów, głoszenie słowa i sprawowanie sakramentów, kontakty z władzami i mediami w sprawach dotyczących misji Kościoła oraz współpraca z innymi biskupami, zakonami i ruchami świeckich katolików, a przede wszystkim z księżmi własnej diecezji. W „Kodeksie prawa kanonicznego” czytamy, że biskup powinien odznaczać się niezachwianą wiarą, dobrymi obyczajami, pobożnością, gorliwością, pasterską mądrością, roztropnością i ludzkimi cnotami.

No ale trudno być dobrym we wszystkim. Swego czasu św. Ignacy z Loyoli, założyciel jezuitów, wyliczył cechy, jakimi powinien odznaczać się przełożony zakonny, a na koniec stwierdził, że gdyby mu któregoś z przymiotów brakowało, to niech mu nigdy nie brakuje miłości do zakonu. Analogicznie można by powiedzieć, że biskupowi na pewno jednej rzeczy nie powinno brakować: miłości do Kościoła i powierzonej mu diecezji. Z takiej miłości rodzi się pasja, która jest przeciwieństwem nudy, a jedna z gorszych rzeczy, jaka może przydarzyć się biskupowi, to znudzenie własną posługą.