Paolo Ruffini: mówić językiem naszych czasów

W rozmowie z KAI prefekt watykańskiej Dykasterii ds. Komunikacji mówi m.in. w jaki sposób media powinny wesprzeć proces synodalny, jak w świecie "globalnej komunikacji" można dotrzeć do osób, które z różnych przyczyn straciły wiarę, jak mówić o Kościele, który przeżywa różne kryzysy i trudności, a także czy po reformie watykańskie media są lepiej przygotowane na dzisiejsze czasy.

Reklama

KAI: Przedstawiając historie migrantów, mówiąc o współczesnym zjawisku migracji, zdarza się, że i w mediach chrześcijańskich, katolickich, podkreśla się przede wszystkim lęk i strach przed innymi. Czy coś takiego powinno mieć miejsce w katolickiej komunikacji?

- Autentyczna komunikacja ma miejsce w momencie, kiedy biorę na siebie problemy drugiej osoby. Myślę, że nie jest dobrym rozwiązaniem znajdowanie kozłów ofiarnych po jednej albo po drugiej stronie. Ale nie możemy też w złym świetle przedstawiać biednego imigranta, który ucieka i znajduje się w rozpaczliwej sytuacji. Widzimy, jak to jest trudne. Ale jest to również pewien proces. Przypomnijmy, że dobry pasterz umie wziąć na siebie niepokój swoich owiec i je uspokajać. Jako ludzie mediów katolickich musimy zatrzymać się i przyjrzeć się historiom, o których opowiadamy. Zobaczyć, gdzie tkwi zalążek podziałów i konfliktów, gdzie tkwi przysłowiowy "diabeł". Wtedy razem zacznijmy tkać materiał, tak jak nas nauczył tego Jezus, z miłością. Myślę, że wobec epokowych przeobrażeń, których wyrazem jest także migracja, rolą mediów katolickich jest dzielenie się i wzięcie na siebie niepokoju ludzi uciekających przed wojną czy ubóstwem. Nie można mówić, że wszystko jest normalne i pod kontrolą. Jest czymś oczywistym, że migracja, takiego czy innego rodzaju, nie jest normalna, a strach nigdy nie jest dobrym doradcą. Trzeba właściwie rozeznać sytuację, pokonać strach i prowadzić dialog.

Dotyczy to także dialogu międzyreligijnego. Gdy nie prowadzimy dialogu w imię naszej wiary, która nas przekracza, budując mury albo wywołując wojny, tkwimy ciągle w grzechu pierworodnym. W tym tkwi moc naszej wiary wyrażająca się w nakazach: przyjmij imigranta, przyjmij ubogiego, odwiedź uwięzionych. Sposób, w jaki można to przełożyć na politykę, jest częścią dalszego rozeznania. Jeśli nie zrobimy kroku naprzód w oparciu o Ewangelię i miłość, nie obronimy naszych chrześcijańskich korzeni. Nasze działanie musi być oparte na miłości, w przeciwnym razie zaprzeczymy temu, o czym mówimy i kim jesteśmy. Papież wielokrotnie to powtarzał. Nie jest możliwe, aby jeden kraj mógł przyjąć połowę pogrążonego w kryzysie świata i nie ma na to żadnego algorytmu, aby zrobić to jak najlepiej. Obecny czas radykalnych przemian wymaga od nas, abyśmy się nie bali, abyśmy mieli coraz głębszą wiarę i przyjmowali drugiego człowieka z jego trudnościami. Nie możemy myśleć o obronie, ale mamy brać na swoje barki troski innych.

KAI: Znany polski socjolog Zygmunt Baumann często posługiwał się pojęciem „płynnej prawdy”. Dam taki przykład. Kiedyś Jan Paweł II trzymał w dłoniach księgę Koranu i zaczęły się dyskusje, czy ją pocałował. Osoby, które stały przy papieżu tak to widziały, inne, które były też blisko, twierdziły, że nie pocałował, a jeden z obecnych wówczas kardynałów stwierdził, że brakowało około jednego centymetra do pocałunku. Jak powinni zachowywać się ludzie mediów katolickich, wobec wielorakich interpretacji wydarzenia, tłumaczenia jakieś sytuacji czy procesu?

- Prawda jest pojęciem niezwykle złożonym. Na przykład dla nas chrześcijan istnieje Prawda objawiona. Ważnym czynnikiem w dochodzeniu do prawdy jest jeszcze nasza wędrówka przez świat, która pokazuje, że nie możemy tutaj na ziemi posiąść prawdy. Zbliżanie się do prawdy to ciągły proces. Święty Jan Paweł II wspominając kiedyś o fanatyzmie religijnym powiedział, że myśl o narzuceniu innym prawdy przemocą jest obelgą wobec Boga. Musimy wiedzieć, że jesteśmy ludźmi i że nasza droga do prawdy jest niedoskonała. Tak powinna brzmieć zasada dobrego dziennikarza. Nie powinien niczego ukrywać, ale zaoferować wolne i oświecone wiarą poszukiwanie prawdy o rzeczywistości, aby podzielić się nią z innymi. Gdy jako dziennikarze katoliccy będziemy wymachiwali naszą prawdą, jak mieczem, którym można zaatakować inną osobę, grubo byśmy się pomylili. Powinniśmy „uderzać” naszych odbiorców delikatnością świadectwa, transparentną pracą i oświeconą wiarą. Trzeba mieć też świadomość, że każda historia może zostać naprawiona i odkupiona. Dziennikarze często przedstawiają wydarzenia czy procesy, jakby były one nieruchome i zamrożone. Opowiadamy o jakimś złu tak, jakby ono skamieniało i miało trwać na zawsze. Nawet jeśli historie opowiadane mogą wydawać się nam piekłem, to pamiętajmy, że dotyka je także ręka Boga i zbawienie. Zawsze trzeba wierzyć, że powiew Ducha Świętego może sprawić, że jakaś straszliwa historia może zostać naprawiona i odkupiona. Nasza opowieść w duchu chrześcijańskim musi zostawić miejsce na proces możliwych i pozytywnych zmian. Jeśli opowiadamy historię bez uwzględnienia możliwości odkupienia i zbawienia, to nie opowiadamy jej na sposób chrześcijański. Że zło istnieje, to żadne odkrycie. Doświadczamy go wewnątrz nas. Więc nie sądźmy od razu drugiego, ale spójrzmy na siebie, zobaczmy, co w naszym wnętrzu sprawia, że popełniamy czyny dobre i złe. Nasze opowiadanie o świecie, o człowieku musi zawsze zostawić miejsce na odkupienie i zbawienie.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama