- W czasie pandemii chodzi o oczyszczenie Kościoła „z nas samych” i o przywrócenie go Panu Jezusowi - mówi abp Grzegorz Ryś w rozmowie z KAI. Dodaje, że Pan Bóg już wyprowadza dobro ze zła, jakie nas otacza. I ważne jest, żebyśmy tego dobra nie przegapili, nie zmarnowali. Wyjaśnia, że „jako Kościół musimy wciąż stawiać sobie pytanie, na ile służymy ludziom dookoła”. Ostrzega, że gdybyśmy dzisiaj skoncentrowali się na wywalczeniu dla Kościoła rozmaitych praw czy przywilejów, byłoby to postępowanie wprost nieewangeliczne.
Pytany o to, skąd się bierze zło oraz o przyczynę cierpienia, abp Ryś odpowiada, że "stanowczo nie ma odpowiedzi na pytanie: »Dlaczego?«. Można natomiast sensownie pytać: »Dla czego?«, to znaczy: »Co ja z tym mogę zrobić?«”. Dodaje, że "Słowo Boże jest tym jedynym słowem, które nas może przeprowadzić przez ten trudny czas. Słowo odczytywane w odniesieniu do »tu i teraz«”.
A oto pełen test wywiadu z abp. Grzegorzem Rysiem:
Marcin Przeciszewski, KAI: Do momentu wybuchu pandemii, czyli jeszcze miesiąc temu, byliśmy skłonni myśleć, że żyjemy w świecie, nad którym panujemy, oraz że czeka nas systematyczny postęp ku bardziej zasobnej i szczęśliwej przyszłości. W jakim świecie żyjemy dziś? Nastąpiła chyba kompletna zmiana optyki?
Abp Grzegorz Ryś: Zgadzam się z intuicją zmiany optyki. Potwierdza się to, co papież Franciszek mówił w jednej ze swoich pierwszych refleksji po wybuchu pandemii, na pustym placu św. Piotra. Mówił, że wielu rzeczy nie byliśmy dotąd w stanie zrozumieć, chociaż powinniśmy je byli rozumieć. A dopiero epidemia wymusiła na nas pewien rodzaj refleksji. Powinna ona nam towarzyszyć znacznie wcześniej, a nie dopiero teraz, kiedy czujemy się dociśnięci butem do ziemi.
Franciszek podkreślił, że burza, jaką teraz przeżywamy, odsłania naszą bezradność i fałszywe przesłanki, na których zbudowaliśmy dotychczasowe życie, starając się ukryć swój egoizm. Zaznaczył, że konieczne jest dokonanie rachunku sumienia z naszego stylu życia, stosunku do siebie nawzajem, a także stosunku do Ziemi, będącej wspólnym domem. Mówił też o reagowaniu na problem uchodźców czy na współczesne niewolnictwo. Widok tysięcy uchodźców do żadnej poważniejszej refleksji nas nie zmusił. Dopiero pandemia zmusza nas do myślenia w kategoriach międzyludzkiej solidarności. Pandemia wymusza na nas refleksję, którą Papież proponował od lat, choćby w encyklice Laudato si’, która bynajmniej nie jest tylko encykliką o ekologii, ale jest bardzo ważną encykliką społeczną. Szeroko mówi ona o stosunku człowieka do całej rzeczywistości ziemskiej, jaka nas otacza.
KAI: Pandemia stawia nas wobec natury, wobec której powinniśmy być chyba znacznie bardziej pokorni?
- W encyklice Laudato si’ Ojciec Święty wprowadza ważne rozróżnienie między pojęciami: „natura” i „stworzenie”. Gdy podchodzimy do otaczającej nas rzeczywistości jako do „natury”, robimy wszystko, aby ją poznać, kontrolować i poddać swojej władzy. Chcemy z niej korzystać dowolnie, wedle naszych apetytów. Chcemy na przykład decydować o tym, czy i kiedy człowiek się urodzi i jakiego koloru ma mieć oczy. Albo - z drugiej strony - czy i kiedy ma umrzeć. Zaczęło nam się wydawać, że niemal nad wszystkim mamy władzę. Tymczasem obecne doświadczenie pokazuje, że wcale tak nie jest. Jest już na świecie 2 mln 500 tys. ludzi zakażonych, a 175 tys. zmarłych. Gdzie więc jest nasza wiedza, gdzie jest nasza kontrola, gdzie są te wszystkie nasze arsenały? W przesłaniu i rozumieniu chrześcijańskim natura jest „stworzeniem” - jest więc rzeczywistością, za którą kryje się Bóg: to On powołał ją do istnienia. On ją „stworzył”, i stwarza ciągle, podtrzymując przy życiu. Częścią rzeczywistości stworzenia jesteśmy my sami. „Stworzenie” jest nam dane, i zadane, abyśmy bardziej byli sługami niż panami. Wszystko to Franciszek mówi od lat; szkoda, że dotąd nie budziło to specjalnego zainteresowania.
KAI: Budziło nawet pewną kontestację, także w Kościele…
- Nie jestem czarnowidzącym prorokiem i trudno jest mi określić, na ile nauczanie to było przyjmowane, a na ile kontestowane. Nie mam narzędzi, aby to orzec. W każdym razie jakiś problem jest.
KAI: Wierzymy, że Bóg jest Panem historii i z każdego zła potrafi wyprowadzić dobro. W jaki sposób? Jak to możemy odnieść do obecnej sytuacji?
- Zacząłbym od konstatacji, że Pan Bóg już wyprowadza dobro. I ważne jest, żebyśmy tego dobra nie przegapili i nie zmarnowali. W tym czasie wyraźnie ukazuje się międzyludzka solidarność. Widać, jak ludzie potrafią wziąć za siebie odpowiedzialność. Potrafią się wspierać i organizować. Pomysłowość ku dobremu okazała się wręcz niesamowita. To Bóg nas ku temu uruchamia, a nie żadna epidemia. Bóg, który jest miłością i daje nam natchnienia Ducha Świętego. Sam człowiek nie musi tego rozpoznać - Duch Święty się o to nie obrazi, że jest nierozpoznany! A swoje robi.
Dużo takiego dobra widzę wewnątrz Kościoła. Co prawda odebrana została nam możliwość zbierania się w rzeczywistości realnej, ale za to pojawiło się wiele inicjatyw, które gromadzą nas wirtualnie. I to w takich liczbach, że przekracza to chyba wszelkie oczekiwania. Intryguje mnie fenomen, jak bardzo dziś ludzie koncentrują się na słowie Bożym, czyli tym, co w chrześcijaństwie jest fundamentalne. Słowo Boże jest tym jedynym słowem, które nas może przeprowadzić przez ten trudny czas. Słowo odczytywane w odniesieniu do „tu i teraz”, w refleksji, którą prowadzimy na modlitwie. Pan Bóg dobro już wyprowadza!
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.