Dyskusje na wiadome tematy stają się coraz bardziej męczące. Zwłaszcza gdy są dwubiegunowe. Jesteś po jednej albo drugiej stronie. Trzeciej drogi nie ma?
Nie ma? Pytał we wczorajszym wydaniu L’Osservatore Romano Gaetano Vallini. Dalej do tekstu nie nawiążę. Przynajmniej bezpośrednio. Co nie znaczy, że zrezygnuję z postawionego pytania.
W wakacje Marcin Jakimowicz przygotowywał wspólne z Heniem Przondziono (nasz reporter) materiał o włocławskiej tamie. Zanim się za temat zabrali postanowili zasięgnąć języka i zajechali na plebanię w Skrzynkach. Najpierw rozmowa przy stole, później wizja lokalna, czyli wędrówka po mieście. Bezcenna. Bo będąc panem po sześćdziesiątce nie zawsze wszystko sobie przypomnę. A wędrówka po rodzinnych kątach otwiera odpowiednie szufladki w mózgu. Nagle odżywają wspomnienia i przypominają się fakty, które być może do planowanego tekstu nie wniosą nic nowego, ale poszerzą perspektywę. To ona pozwala autorowi napisać dobry tekst. Oczywiście mogli porozmawiać przez telefon, wysłać maila z zapytaniem, poczytać w Internecie. Ale to nie jest to samo. Dla przykładu. Zapytano mnie przy stole jak włocławianie reagowali na śmierć księdza Jerzego. Jakoś nic nie mogłem sobie przypomnieć. Dopiero gdy stanąłem na tamie zobaczyłem miejsce, gdzie były stawiane kwiaty. I przypomniałem sobie jak reagowała służba bezpieczeństwa. Drobiazg niby…
Dlatego tak ważne jest, by dziennikarz dotknął miejsca zdarzenia, spotkał ludzi, popatrzył im w oczy, wysłuchał. Przy okazji nadania watykańskich orderów Valentinie Alzaraki i Philipowi Pullela mówił o tym Franciszek, wskazując na trzy filary dobrego dziennikarstwa. O samej uroczystości pisałem w innym miejscu, tu przytoczę jedynie fragment przemówienia. „Opowiadanie – podkreślił papież - oznacza nie stawianie na pierwszym planie siebie, nie stawanie siebie w roli sędziów, ale zgodę na to, by zostać uderzonym, a czasem nawet zranionym, napotykanymi historiami, aby później móc pokornie opowiedzieć je naszym czytelnikom”. By to zrobić, wróćmy do Orędzia na tegoroczny Dzień Środków Przekazu, dziennikarz musi „zedrzeć buty”. Stąd zdziwienie, czy nawet oburzanie się, że „zdziera buty”, usiłując dotrzeć na miejsce, jest niczym nie uzasadnione, a jeśli o czymkolwiek świadczy, to albo o niezrozumieniu czym jest dobre dziennikarstwo, albo o próbie ukrycia czegoś przed opinią publiczną.
Zorientowałem się w tym momencie, że – w sumie – skręciłem w boczną, aczkolwiek związaną „nie z tematem”, uliczkę. Wróćmy zatem do pytania Valliniego o inną drogę.
W ostatnim tygodniu września pojechałem na krótki urlop. Na miejscu dołączyła trójka znajomych, od dawna towarzyszących mi w górskich wędrówkach. Ukoronowaniem tych kilku dni miała być wyprawa na Krzyżne. Pogoda sprzyjała, kondycja, przynajmniej na początku, także. Pierwsze oznaki, że coś jest nie tak, pojawiły się w miejscu, gdzie żółty szlak odchodzi od niebieskiego, przy Wielkim Stawie. Wiek, a zapewne i ograniczenia ostatniego czasu, dały znak o sobie. Apogeum kryzysu miało miejsce już blisko przełęczy. Długo nie mogłem ruszyć się z miejsca. Podszedł wówczas Krzysztof i powiedział: „Niech się ksiądz dobrze zastanowi. Jeżeli czuje, że nie da rady, wrócimy i nikt nie będzie miał o to pretensji. Jeżeli zdecyduje się iść dalej, będziemy pomagać”. Doszliśmy, choć możliwy był inny scenariusz. Ja wróciłbym rozgoryczony, że zostawili mnie samego, oni triumfować na przełęczy (bo już było blisko), choć (prawdopodobnie) z odrobiną moralnego kaca.
Ktoś powie, że taki wybór jest możliwy wówczas, gdy łączy nas przyjaźń, znajomość, koleżeństwo. Niby racja, ale czyż od przyjaźni, znajomości, koleżeństwa, ba – nawet więzów rodzinnych, ważniejszym nie jest fundament człowieczeństwa? Bez względu na kody kulturowe, o których ostatnio tak głośno.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).