O ulotności pewnych przekonań

Katarzyna Solecka Katarzyna Solecka

publikacja 17.08.2021 11:00

Zaraz po niedzieli naprawdę strasznie, strasznie lubię poniedziałki…

Na przekór wszechobecnym trendom: ja naprawdę strasznie, strasznie lubię poniedziałki. Okoliczności świeże jak nowy notatnik, niezapisana kartka papieru. Wszystko możliwe do zrobienia, perspektywy czasowe niezłe, planów wystarczając dużo. Tyle rzeczy, dotąd kulejących, tym razem naprawdę może się udać. Potem – uporządkowany wtorek, kiedy tak płynnie przechodzimy od jednej rzeczy do drugiej. Pracowita, pracowita środa. Dopiero wieczorem nieśmiała w głowie myśl, że może jednak nie zdążymy ze wszystkim – ale co tam, rano usuwa się kilka spraw, zwykłe czwartkowe przetasowanie. W piątek: dzień pokory, wiadomo już, że bilans zysków i strat może nie być wyrównany. Cóż, nie jesteśmy tak uporządkowani, tak zaradni, tak dobrzy, jak byśmy chcieli być. Sobota: chwytamy luźne wątki, przygładzamy chaos, próbujemy ratować co się da… W niedzielę czas, by wszystko pozostawić.

Tak, bardzo, bardzo lubię poniedziałki! Byłoby super przyznać (skromnie), że to właśnie po niedzieli zyskuję taki dystans do siebie i świata, podnoszę się z upadków poprzedniego tygodnia. Że to duchowe przeżycia na nowo otwierają mi oczy, łapię oddech… Tyle że to trochę bardziej skomplikowane.

Na przykład kogoś, kto nie wymieni się ubraniami i wydaje się zamknięty na akcje w stylu „podaj dalej” możemy uznać za mało kochającego klimat, przyrodę i bliźnich. Tyle, że jeśli do niedawna miał tylko to, co było czyjeś, podarowane, na zbyciu – dzisiaj dopiero odkrywa rzeczy nowe, kupione, przy których czuje, że są własne.
Tak jak inaczej spojrzeliśmy na staruszkę, która przechowała na strychu zetlałą zbożową kawę, pudełka zapałek i sporo (niedopowiedzenie) nieużytecznych przedmiotów – wiedząc, że dawniej musiała radzić sobie sama i słowa „wszystko może się przydać” miały dla niej znaczenie do bólu realne.

Skłonni jesteśmy jakoś uniwersalizować własne doświadczenie. Nic w tym złego. Pomaga nam to przecież rozumieć świat, poruszać się w nim coraz lepiej, sprawniej. Tyle że czasem wnioski, które wyciągamy, mogą okazać się chybione, niezweryfikowane właśnie przez ten rozpoznawany przez nas świat, przez życie, któremu z pozoru tak zajadle się przyglądamy.

Wracając do najulubieńszych poniedziałków. Proszę sobie wyobrazić żywioł niedzieli. Tych wszystkich ludzi wokół. Świąteczny obiad (świąteczne obiadzisko?). Ciuszki, spotkania, wyprawy. Dźwięki, rozgardiasz, bałagan. A nawet – nie bójmy się przyznać – mszę z dziećmi, która nijak nie chce pomieścić się w standardowym określeniu: „duchowe przeżycie”. Kocham to wszystko, to moje życie. Ale dzień później ta nagła cisza wokół! Tak, zaraz po niedzieli naprawdę strasznie, strasznie lubię poniedziałki…

 

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..