Jego męczeńska śmierć będzie latarnią dla wszystkich walczących o prawa człowieka.
„Teraz jest naprawdę wolny, bo nie łatwo poczuć się w kraju największej demokracji świata wolnym, gdy się jest katolikiem” – taki komentarz pod informacją o śmierci ojca Stana Swamy’ego zamieściła doktor Helena Pyz. Nie znali się osobiście, ale oboje od lat pracowali w Indiach na rzecz najsłabszych i najbardziej wykluczonych. Doktor Helena wśród trędowatych, a hinduski jezuita wśród ludności tubylczej, która jest w tym kraju coraz bardziej dyskryminowana. Łączyła ich także wiara w Jezusa i Ewangelia, którą ofiarnie głosili, a która w zdominowanym przez hinduistów kraju coraz częściej jest punktem wyjścia do prześladowań. Przybierają one różne formy – od trudności w uzyskaniu wizy, po zmuszenie wszystkich pomocowych organizacji chrześcijańskich do założenia konta w państwowym banku, by władze mogły mieć kontrolę nad ich funduszami, szczególnie tymi otrzymywanymi z zagranicy. Jakoś władz nie interesuje to, że te pieniądze nie służą nabijaniu czyjejś kasy, tylko płyną do najbardziej potrzebujących mieszkańców Indii, którzy bez pomocy chrześcijan często nie mieliby szans na przeżycie, o godnym życiu nie wspominając.
Ojciec Swamy jest najlepszym przykładem tego, jak jedynie wprowadzając w życie zasady Ewangelii można zostać uznanym za terrorystę dążącego do obalenia rządu. Zakonnik od 40 lat nie robił nic więcej, jak tylko pomagał wykluczonej społeczności Adiwasów. Jak mówił – siał ziarna sprawiedliwości. O terroryzm został oskarżony, gdy urzędnicy premiera Modiego bezprawnie zaczęli odbierać ludności tubylczej ziemię, by przekazać wielkim koncernom. Jakże podobna sytuacja do tego, czego doświadczają rdzenni mieszkańcy Amazonii. Ci, którzy ośmielili się sprzeciwić trafiali do więzienia.
Broniący praw człowieka ojciec Swamy stawał się coraz bardziej niewygodny. 83-letniego jezuitę, cierpiącego na zaawansowanego Parkinsona wtrącono do więzienia. Wszelkie prośby o zastosowanie wobec schorowanego zakonnika aresztu domowego spełzły na niczym. Spędził w więzieniu 233 dni. Nie mógł już samodzielnie się umyć, czy nawet napić wody. Gdyby nie pomoc współwięźniów umarłby z głodu. Swej decyzji sąd nie zmienił nawet, gdy zachorował na koronawirusa. Z trudem udało wywalczyć się jedynie decyzję o umieszczeniu go w szpitalu w Bombaju, gdzie po kilku dniach spędzonych po respiratorem zmarł. Przed śmiercią wyznał, że niczego nie żałuje. Swe życie nazwał „prostą drogą ucznia Jezusa”. Gdy przez czas uwięzienia otrzymywał zapewniania o modlitwie prosił: „Nie módlcie się jedynie za mnie, ale za wszystkich, którzy w tym kraju zostali niesłusznie osadzeni. Ja jestem jedynie jednym z wielu”.
Na pogrzebie o. Stana jezuici zobowiązali się, że będą kontynuować dzieło swego współbrata, który nazywany jest współczesnym Mahatmą Gandhim. Nie stosował siły, nawet nie podnosił głosu, tylko wytrwale upominał się o prawa najsłabszych i wykluczonych. Wspierający go na tej drodze przyjaciele podkreślają, że jego dzieło nie pójdzie na marne. Pojawi się więcej osób mówiących wprost o złu, jakie dokonuje się w Indiach, a jego męczeńska śmierć będzie latarnią dla wszystkich walczących o prawa człowieka. W jednym ze swych ostatnich listów ojciec Swamy pisał do współbraci: „Jestem jak wolny ptak, który śpiewa nawet za kratkami”.
.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Boże Narodzenie jest również okazją do ponownego uświadomienia sobie „cudu ludzkiej wolności”.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.