Będzie ciężko, ale czasem może nawet zobaczycie owoce

Pracujący w obozie dla uchodźców Bidibidi na północy Ugandy polscy werbiści o. Andrzej Dzida i o. Wojciech Pawłowski zakładają nową parafię. I liczą na nowych misjonarzy.

Reklama

Podzielony na pięć stref obóz Bidibidi to największe ze skupisk uchodźców na terenie Ugandy. Ich liczbę szacuje się na ok 1,5 mln. W Bidibidi zamieszkuje ok 300 tys. osób. Pośród uchodźców pracują polscy werbiści o. Andrzej Dzida SVD i o. Wojciech Pawłowski SVD. Ich misja znajduje się w położonej 18 km od Bidibidi miejscowości Lodonga, przy bazylice Królowej Afryki, wybudowanej w połowie XX w. przez kombonianów, którzy byli pierwszymi misjonarzami na północy Ugandy.

Będzie ciężko, ale czasem może nawet zobaczycie owoce   Krzysztof Błażyca Bazylika w Lodonga

Naszych misjonarzy odwiedziłem ponownie na początku maja. Nowa parafia powstaje w Arua. Będzie miała 14 stacji dojazdowych. Łącznie z 30 kaplicami dojazdowymi na terenie obozu dla uchodźców, misjonarze mają więc do obsłużenia 44 punkty dojazdowe. - Dużą pomocą w naszej pracy jest samochód jaki otrzymaliśmy dzięki wsparciu od werbistów z Polski oraz MIVA Polska - dziękuje o. Andrzej Dzida, proboszcz misyjnej parafii w Lodonga, skąd misjonarze kilka razy w tygodniu jeżdżą do uchodźców.

Obecnie w strefie Swinga werbiści budują murowaną kaplicę. Będzie służyła zarazem jako miejsca spotkań i nauk. - Te budowane z gliny i ze słomy szybko się rozsypują. Nawet te, które były budowane z blachami, w czasie dużej wichury nie wytrzymują próby czasu. Przy gorszym zamocowaniu blachy po prostu fruwają i trzeba ich szukać - mówi misjonarz.

Będzie ciężko, ale czasem może nawet zobaczycie owoce Krzysztof Błażyca Panorama strefy Swinga w Bidibid

Mówiąc o czasie covidu, przyznaje, że największym problemem w czasie restrykcji było docieranie do ludzi. - Były co prawda lżejsze niż w Europie i często przymykano oczy. W naszej części Ugandy testy na covid są bardzo ograniczone. Było niewiele stwierdzonych przypadków na terenie obozu. Na początku były normy dot. masek, czy dezynfekcji. Teraz się poluzowało. Nie ma dystansu. Ludzie tu nie rozumieją tego. Chcą być razem - mówi. o. Andrzej.

Misjonarze starali się docierać z pomocą, tam gdzie organizacje NGO nie docierały. - Nie było spotkań w kaplicach, po domach sprawowaliśmy modlitwy. Teraz, od kiedy dostaliśmy pozwolenie na Msze w kościele trzeba nadrobić zaległości - śmieje się o. Andrzej.

W Bidibidi ok. 70 proc. to dzieci i młodzież poniżej 18 roku życia. - Ostatnio mieliśmy 850 chrztów. Było święto młodzieży, festiwal piosenki i chórów. Teraz mamy przygotowania do pierwszej Komunii św. - dodaje.

Będzie ciężko, ale czasem może nawet zobaczycie owoce Krzysztof Błażyca o. Wojciech Pawłowski SVD

Codziennym wyzwanie jest edukacja dla dzieci i młodzieży. - Większość dzieci chodzi do szkoły podstawowej która jest bezpłatna, natomiast średnie są już płatne. Na terenie obozu jest pięć szkół średnich, w każdej strefie jedna. Tylko te są bezpłatne. Ale nie wszystkie dzieci są w stanie chodzić. W jednej klasie jest ok 300 dzieci - mówi o. Andrzej.

Misjonarze starają się pomagać przez dobrodziejów. - Mamy 150 dzieci w adopcji. One się uczą w pobliskiej szkole Niepokalanego Serca Maryi. Mają tam ciepły posiłek i dach nad głową. Bo w domu czasem tego jedzenia brakuje - dodaje. 1500 dzieci zarejestrowanych jest również jako "mali misjonarze miłosierdzia". To dzieci na różnych etapach formacji katechetycznej. - Staramy się docierać do dzieci i młodzieży. Uświadamiać ich jaka jest ich rola, jak odróżnić dobro od zła, jakie są normy moralne i jak można być szczęśliwymi żyjąc w zgodzie z nimi.

Przez Moyo do Bidibidi

WIARA.PL DODANE 30.04.2021 AKTUALIZACJA 01.06.2021

Przez Moyo do Bidibidi

Odległość z Gulu, największego miasta na północy Ugandy, gdzie w 1986 r. wybuchła trwająca kolejne dwie dekady rebelia Bożej Armii Oporu, do obozu dla uchodźców z Sudanu Południowego w Bidibidi, na zachodzie kraju, to około sześć godzin jazdy po kamienisto piaszczystych drogach, wraz z malowniczą przeprawą promową przez Nil w miejscowości Moyo. Zdjęcia: Krzysztof Błażyca/Foto Gość

więcej »

Misjonarze zwracają uwagę na sytuację rodzin zamieszkujących obóz. - Uchodźcy nie mają tu za bardzo możliwości pracy, ani większego pola do uprawy. To co jedzą, to z dystrybucji  żywności. Mąka kukurydziana, fasola i olej. Kiedyś było 15 kg maki na osobę, teraz to jest 7,5 kg. Sytuacja jest gorsza, część ludzi i dzieci nie jest jeszcze zarejestrowania. Ludzie z Sudanu Płd. cały czas przekraczają granicę. Sytuacja tam wciąż nie jest bezpieczna - wskazuje o. Andrzej Dzida.

Wiele osób też się zgłasza po pomoc medyczną. - Na terenie obozu jest kilka klinik, ale brak zaopatrzenia. W miarę możliwości staramy się pomóc.

Misjonarze przekonują, że pracy duszpasterskiej i pomocowej tu nie brak. I nie ukrywają, że gdy ruszy nowa misja, będą zapotrzebowania na kolejnych misjonarzy. - Zachęcam. Będzie ciężko, ale czasami może nawet zobaczycie owoce. Nie gwarantujemy 100 proc zdrowa. Ale dbamy o nasze zdrowie duchowe i staramy się dbać o zdrowie duchowe naszych uchodźców - uśmiecha się o. Dzida.

Blog o.Andrzeja Dzidy http://sudanpoludniowysvd.blogspot.com/

«« | « | 1 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama