Jest wielki. Większy niż statua Chrystusa Odkupiciela w Rio de Janeiro. Postanowiłem zobaczyć go krótko przed poświęceniem, zaplanowanym na 21 listopada.
Czemu taka wielka?
– Już nie pamiętam, ile razy odpowiadałem na to pytanie – przyznaje ks. prałat. – Nie myślałem o tym, żeby figura była wyższa od tej z Rio de Janeiro – dodaje i podkreśla, że przy ustalaniu wymiarów kierował się symboliką. 33 m wysokości samej statui to odniesienie do 33 lat życia Chrystusa, 3-metrowa korona to symbol 3 lat Jego publicznej działalności. A 5 poziomów sztucznego pagórka, na którym stoi figura, to symbol pięciu kontynentów, a więc panowania Chrystusa Króla nad całym światem. Czy ta monumentalna budowla nie miała być upamiętnieniem jej budowniczego? – Miałem w życiu trzy powołania: do kapłaństwa, do wznoszenia budowli sakralnych i do zbudowania figury Chrystusa Króla. A jak mam udowodnić, że miałem powołanie do kapłaństwa? – pyta retorycznie ks. Zawadzki. Czy jednak budowlana pasja ks. prałata nie odwróciła jego uwagi od spraw duchowych parafii? Chyba nie, skoro Świebodzin uchodzi w tym regionie za jedno z miast o najwyższej religijności. Potwierdza to stosunkowo wysoki odsetek uczestników niedzielnych Mszy św. Ponadto kościół, który zbudował w Świebodzinie ks. Zawadzki, stał się sanktuarium Bożego Miłosierdzia. Świątynia ta nie jest nigdy zamykana, nawet na noc. Nie jest to potrzebne, bo trwa tam wieczysta adoracja Najświętszego Sakramentu i zawsze ktoś czuwa przed Jezusem w Eucharystii, a jednocześnie strzeże kościoła przed złodziejami. – Kościołów, w których jest całodzienna adoracja Najświętszego Sakramentu, jest wiele. Ale takie, w których trwa ona dzień i noc, są w Polsce tylko cztery – podkreśla ks. Zawadzki.
Ja już tego nie doczekam
Ksiądz prałat przyznaje, że nie wierzył, że doczeka finału budowy figury. Zwłaszcza że od pomysłu do jego realizacji mięło 10 lat, a w tym czasie piętrzyły się poważne problemy. – Przygotowaliśmy z bratem wizualizację tej figury. A potem jakby wszyscy o niej zapomnieli – wspomina Tomek, jeden z plastyków, którzy czuwali nad wykonaniem monumentu. Budowa ruszyła, ale niedługo potem, w 2005 r., została wstrzymana decyzją nadzoru budowlanego. Pojawiły się zarzuty istotnych braków w dokumentacji technicznej, a także to, że budowla powstaje na działce rolnej, nieprzeznaczonej pod zabudowę. W końcu przeszkody formalne zostały pokonane i budowa ruszyła na nowo. I znów, gdy dźwig miał nasadzić na szczyt ramiona i głowę Chrystusa, pojawiły się problemy techniczne. – Operator dźwigu 3 godziny czytał coś i czytał, aż w końcu stwierdził, że takich trudności jeszcze nie miał – opowiada Barbara Janyszek, organistka i kronikarka miejscowej parafii. W końcu jednak dzieło udało się doprowadzić do końca. Ks. Zawadzkiego zirytowała publikacja, która podliczyła koszty budowy na 4 mln zł. – Skąd oni to mogą wiedzieć, skoro nawet ja tego nie policzyłem! – podkreśla. Dodaje, że środki na budowę pochodziły wyłącznie ze źródeł prywatnych. – Od ludzi i od firm, z Polski i z zagranicy – mówi ks. prałat i wylicza kraje, z których otrzymał datki: USA, Kanada, Francja, Niemcy, Anglia, a nawet RPA, gdzie zamieszkała Polka pochodząca ze Świebodzina.
Nawet w Chinach
Co na to wszystko mieszkańcy miasta i ci, którzy je odwiedzają? – Ta figura jest piękna, wymowna! To nie jest figureczka, którą można kupić na targu – mówi kobieta, która pokonała ponad 100 km, by zobaczyć świebodziński monument. Dodaje, że cieszy ją religijna wymowa tego dzieła. Takich jak ona – turystów i pielgrzymów – jest w tym miejscu wielu. Podjeżdżają pod figurę samochodami. Już z daleka widać otwarte okna z wystawionymi kamerami i aparatami fotograficznymi. Kilkaset metrów od statui znajduje się hipermarket. Jego klienci nie są entuzjastycznie nastawieni do idei ks. Zawadzkiego, ale też żadna z napotkanych osób nie opowiedziała się jednoznacznie przeciwko niej. – Ładna, bardzo ładna! – mówi o figurze jedna z klientek, a młodzi mężczyźni, niewyglądający bynajmniej na ministrantów, stwierdzają, że pomysł jej budowy był i dobry, i zły.
– Zły, bo można byłoby te pieniądze przeznaczyć na co innego. A dobry, bo to jednak promocja dla naszego miasta – twierdzi chłopak, przedstawiający się imieniem Tomek. Te wypowiedzi są typowe dla podejścia świebodzinian do monumentu. Jedni są za z powodów religijnych, a inni – wierzący i niewierzący – nie widzą w tym dziele pożytków duchowych, ale uważają, że zawsze jest to jakiś sposób na rozsławienie 20-tysięcznego miasta w świecie. Rozgłos pojawił się, zanim jeszcze figura została ukończona. Hanna Sergiew, która mieszka tuż przy sanktuarium Bożego Miłosierdzia, ma w domu sporo publikacji na temat monumentu. – Najlepszy film o nim zrobiła niemiecka telewizja RBB – uważa kobieta i pokazuje prasowe wycinki z Polski i zagranicy. – Informacja o figurze znalazła się nawet w chińskiej gazecie wydawanej po angielsku – informuje Hanna Sergiew.
Magnes działa
– Moim pragnieniem jest, żeby oglądający figurę, nawiedzali też sanktuarium Bożego Miłosierdzia – mówi obecny proboszcz sanktuarium ks. Zygmunt Zimnawoda. Ma on nadzieję, że ciekawość przyciągnie przybyszów do monumentalnej statui, a dzięki temu dowiedzą się o orędziu Bożego Miłosierdzia. To życzenie proboszcza już zaczęło się spełniać. W całostronicowej informacji o świebodzińskiej figurze, zamieszczonej 8 listopada w „Fakcie”, wyeksponowany został tekst Koronki do Bożego Miłosierdzia. Czy znalazłby się tam, gdyby nie zaskakujący pomysł budowy monumentalnej statui?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Opisuje swoje „duchowe poszukiwania” w wywiadzie dla„Der Sonntag”.
Od 2017 r. jest ona przyznawana również przedstawicielom świata kultury.
Ojciec Święty w liście z okazji 100-lecia erygowania archidiecezji katowickiej.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.