- Wielkim skandalem XXI wieku jest to, że trąd ciągle istnieje – mówi doktor Helena Pyz, która od ponad 30 lat kieruje Ośrodkiem Rehabilitacji Trędowatych Jeevodaya w Indiach. To właśnie w tym kraju mieszka 70 proc. wszystkich chorych na trąd. W ostatnią niedzielę stycznia obchodzony jest Światowy Dzień Trędowatych.
Beata Zajączkowska: Mapa trądu pokrywa się ze światową mapą biedy. Czy pandemia może doprowadzić do wzrostu zachorowań na tę chorobę?
Dr Helena Pyz: Trąd nie jest chorobą sezonową, on jest w Indiach stale. Z samymi więc zachorowaniami na Covid-19 nie ma związku, choć ta nowa zaraza niewątpliwie dotyka częściej słabszych, a więc i naszych najbiedniejszych. Zwiększy się poziom niedożywienia, a więc znów spadnie odporność własna na różne choroby. Ale ilość zachorowań na trąd może nawet paradoksalnie spaść ze względu na większą izolację całych społeczności.
Od marca ub.r. także przychodnia w Jeevodaya działała we wzmożonym rygorze sanitarnym. Czy mimo ograniczeń w przemieszczaniu się wciąż niesiecie pomoc?
- Podczas pierwszego lockdownu był w nas wszystkich jakiś lęk, najbardziej przed nieznanym, ale ja nie zastosowałam się do sugestii zamknięcia przychodni. Uważam, że skoro jesteśmy dla najbiedniejszych, to nikomu, kto akurat do nas trafi, nawet tylko dlatego, że ze swoim problemem nie będzie mógł dotrzeć do innego lekarza – należy się pomoc. Oczywiście pacjentów przychodziło niewielu, ale stosując maski, które rozdawaliśmy potrzebującym, rękawiczki i częstą dezynfekcję rąk nie zostawiliśmy nikogo bez pomocy. Dziś nadal mniej pacjentów do nas dociera, bo transport publiczny jest nadal niewielki, ale nie odmawiamy pomocy nikomu.
Czy w czasie pandemii zdiagnozowałaś nowe przypadki trądu?
- Trąd jest w Indiach chorobą endemiczną, więc oczywiście miałam nowe przypadki trądu. Przynajmniej dwie osoby przyszły świadome, że może to być „ta” choroba, ale kilka osób nie podejrzewało, że ich zmiany na skórze zwiastują właśnie to schorzenie. Ciągle jeszcze wykrywamy trąd przypadkowo, gdy pacjent zgłasza różne, nie związane z trądem dolegliwości. Niedawno był też mężczyzna z bardzo zaawansowanym trądem, niestety chorobę lekceważył przez ponad rok. Takich pacjentów na szczęście jest coraz mniej. Zawsze wtedy zastanawiam się ilu następnych zaraził! Wielkim skandalem XXI wieku jest to, że trąd ciągle istnieje.
Czy w tym czasie kryzysu władze Indii zadbały jakoś bardziej o najsłabszych, w tym trędowatych, którzy są najbardziej narażeni na zakażenia choćby ze względu na przeludnienie w slumsach, w których mieszkają?
- Owszem, na początku miały miejsce jakieś „gesty” zmniejszające nagle utracone możliwości zarobkowania, część osób z tego skorzystała. Myślę, że wszyscy doskonale zdają sobie sprawę, że muszą sami zadbać o siebie, bo możliwość uzyskania pomocy od państwa też nie jest na dłuższą metę możliwa. Cóż, myślę, że biedni ludzie nauczyli się sztuki przetrwania różnych kataklizmów w większym stopniu niż lepiej sytuowani. Ci, którzy nie mają nic, zadowolą się odrobiną; dla tych, którzy mieli wszystko, każdy drobny brak jest problemem. Może to brzmi sarkastycznie, ale tak pokazuje mi życie. Ludzie znający różne niedostatki mają zwykle szerzej otwarte oczy i widzą też potrzebujących wokół siebie. Samopomoc w takich środowiskach bardzo dobrze funkcjonuje.
Koronawirus ominął Jeevodaya, sytuacja w Ośrodku jest jednak trudna.
- Rzeczywiście chorych na COVID-19 bezpośrednio nie spotkałam. Jesteśmy społecznością dość zamkniętą, a jednocześnie mamy duży teren. Tak więc mieszkańcy i przymusowi z powodu lockdownu goście nie mogli narzekać – mamy warunki, których można pozazdrościć. Zmieniła się jednak jakość życia: Jeevodaya jest miejscem służącym dużej ilości osób, dzieciom i dorosłym ze środowisk dotkniętych trądem, okolicznej ludności, w szkole i przychodniach – to wszystko w marcu ub.r. nagle się zmieniło. Brak transportu i lęk przed przemieszczaniem spowodował, że niewiele osób korzystało z naszej przychodni, dzieci do internatów dotychczas nie wróciły, życie jakby zamarło. Nawet życie religijne było zamknięte w domach, choć mamy własny kościół na terenie. Powoli wracamy do normalności. Udało się powrócić do kościoła przynajmniej na niedzielno-świąteczne Eucharystie i sprawowanie innych sakramentów, znów mamy wspólną modlitwę.
Kiedy rozpoczęłaś pracę w Jeevodaya było naprawdę biednie, wręcz głodno. Pandemia sprawi, że ta sytuacja da o sobie przypomnieć?
- Obawiam się, choć jestem optymistką, że ta sytuacja może się powtórzyć, a nawet okazać trudniejsza. Drożeją wszystkie produkty, co generuje wzrost kosztów utrzymania rodzin, a ci, którzy żyli z żebraniny po prostu nie będą mieli żadnego źródła utrzymania. Większość naszych pacjentów to ludzie bardzo ubodzy lub nędzarze, a dzieci z kolonii są na naszym całkowitym utrzymaniu przez dziesięć miesięcy w roku. Niezależnie od tego, jak wyglądało życie nie ma naszej zgody na zwalnianie pracowników, nauczyciele są opłacani, mimo, że szkoła nie przynosi dochodów, a ich praca zmniejszyła się znacznie.
To był chyba „najbardziej cichy rok” w ciągu twoich lat pracy w Jeevodaya. Myślę tu o braku dzieci i zamkniętych szkołach. Czy to będzie edukacyjnie stracony rok?
Niestety dla wielu naszych podopiecznych, właśnie tych najbardziej potrzebujących, to już jest poważna przerwa w edukacji. Obawiam się, że nawet umiejętności, które wcześniej nabyli, częściowo utracą. Przecież nikt w domu nie czyta, może czasem gazetę. Starsza młodzież zapewne szuka dorywczego zatrudnienia, żeby ulżyć rodzicom, jak zwykle robili w czasie wakacji, ale o to też dziś jest trudno. O nauce mało kto myśli. Ponieważ niewielka część uczniów korzysta z nauczania on-line, głównie z powodu braku sprzętu i dostępu do sieci, tylko ok. 30 proc. uczniów przystąpiło do półrocznych egzaminów i to głównie z sąsiedztwa. Dzieci i młodzież z odległych kolonii mają ten rok szkolny raczej stracony. Mam wielką nadzieję, że w teoretycznie rozpoczynający się w czerwcu nowy rok szkolny zacznie się już na starych zasadach, tzn. z możliwością przyjęcia uczniów do naszych internatów, które staraliśmy się w tej przerwie choć trochę wyremontować.
Co ci daje nadzieję, gdy patrzysz na przyszłość Jeevodaya?
Przede wszystkim wiem, mam pewność, że Pan Bóg czuwa nad nami nieustannie. Jest już spory zastęp młodych ludzi, nie tylko katolików, wychowanych u nas, którzy przechowają i wniosą w swoje środowiska, przekażą następnym pokoleniom wartości, które poznali i przyjęli za swoje tu, w Jeevodaya. W czasie pandemii też pomagali sobie wzajemnie. To wielka radość móc w tym uczestniczyć. Mimo istniejących trudności mamy za co Bogu dziękować.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.