Sługa czy panisko?

„Służę” to chyba dziś zbyt często slogan. Nie tylko wśród polityków.

Reklama

To bardzo interesująca książka. Choć dla nieprzyzwyczajonych do teologicznego języka pewnie dość trudna. Dla przyzwyczajonych... Cóż, wymagająca skupienia. Mowa o wydanej nie tak dawno przez wydawnictwo W drodze książce Jarosława Kupczaka OP „Amoris laetitia. Konflikt interpretacji”. Z trafną zachęta na okładce: „Najważniejsza debata w Kościele od zakończenia Soboru Watykańskiego II”. Faktycznie, najważniejsza. Już nie możemy się chwalić, że autorem najważniejszej –  o nadzieję powszechnego zbawienia – jest Polak, niedawno zmarły  o. Wacław Hryniewicz OMI. Debata wokół Amoris laetitia jest ważniejsza. I o ile spór o nadzieję  powszechnego zbawienia miał w sobie mnóstwo entuzjazmu i radości, o tyle dyskusja nad Amoris laetitia jest bardzo smutna. Przynajmniej w moim odczuciu.

Książka – jak napisałem – bardzo ciekawa. Jej autor sumiennie podszedł do tematu. Kreśli najpierw kontekst powstania adhortacji, potem omawia jej treść, w tym dokładniej  jej trzeci, najbardziej intrygujący rozdział. Następnie przypomina pierwsze reakcje i nauczanie magisterium Kościoła o możliwości przystępowania do komunii osób rozwiedzionych żyjących w powtórnych związkach. A potem przedstawia trzy sposoby jej interpretowania, jakie pojawiły się w Kościele: interpretację ciągłości, zgodną z dotychczasową nauką magisterium, umiarkowanej zmiany, a na koniec interpretację zerwania. I pyta co dalej....

Nie piszę na gorąco. Czytałem książkę długo, a skończyłem ze dwa tygodnie temu. Byłem ciekaw jak będę widział wywody jej autora za jakiś czas; co szczególnie utkwi w mojej głowie. Już się przekonałem. Polemika ze zwolennikami zerwania. Temat czynów wewnętrznie złych. To znaczy takich, które są złe zawsze, niezależnie od okoliczności. Jak bluźnierstwo czy zdrada małżeńska. I przypomnienie nauki Kościoła, że sumienie nie decyduje co jest dobre, a co złe, ale jego zadaniem jest odkrywać, co jest dobre, a co złe. Bardzo istotna różnica. Podkreślał to w sumie nie tak dawno Jan Paweł II. W encyklice Veritatis splendor. Jak to się dzieje, że część teologów czy nawet hierarchów – jak wykazał autor książki – to nauczanie ignoruje i interpretuje Amoris laetitia w duchu zerwania z dotychczasowym nauczaniem Kościoła?

I tak się zastanawiam... Każdy z tych teologów i hierarchów jest kim jest, bo jest w Kościele. Kościele rozumianym nie jako suma międzyludzkich układów, ale Kościele będącym rzeczywistością bosko-ludzka, Kościele przechowującym w Tradycji nauczanie Jezusa Chrystusa. Kim jest teolog bez Kościoła? Kim jest bez Kościoła biskup czy nawet kardynał? Na pewno nikim ważnym. Przecież jeśli zdemontujemy jakąś część fundamentu, jakim jest nauczanie Chrystusa – np. w kwestii tego, że dobro i zło to sprawa wierności przykazaniom nie dowolnej oceny sumienia – to zasadnym stanie się pytanie, dlaczego nie inne? Skoro można zrywać z dotychczasową nauką Kościoła w jednej sprawie, to dlaczego szanować inne jej elementy? Choćby to, że lokalnemu Kościołowi przewodzi jakiś biskup? No bo jeśli  można zmieniać teologie moralną, to czemu nie eklezjologię?

Niestety, chyba znam źródła tej ślepoty. Niewłaściwa „eklezjologia stosowana”, mająca się nijak do eklezjologicznej teorii. To postawienie się w roli właściciela Kościoła i zapomnienie, że jest się tylko sługą. I to tym bardziej, im wyżej się stoi.


Jarosław Kupczak OP, Amoris laetitia. Konflikt interpretacji, W drodze,  Poznań 2020

 

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7