Nie Polak, dlatego nikt nie zauważył...
Gdy przed kilkoma tygodniami premier Włoch ogłaszał pierwszy pakiet ratunkowy dla tamtejszej gospodarki, w Polsce niemalże nie został zauważony. Ciągle jeszcze łudziliśmy się możliwością dużych zarobków na epidemii. Więcej, często zdarzało się rozmawiać z ludźmi przekonanymi, że cały świat upadnie, z wyjątkiem Polski, w której Pan Bóg i Matka Boża w szczególny sposób sobie upodobali. Jak widać mickiewiczowski mesjanizm i wszelkiej maści proroctwa nadal mają się dobrze, wprawiając nas w dobre samopoczucie.
Prawdopodobnie zupełnie inaczej wyglądało by zainteresowanie włoskim programem, gdyby jednym z jego współautorów był Polak. Można wyobrazić sobie paski wiadomości i rzucające się w oczy tytuły największych portali informacyjnych: „Polak ratuje Włochy przed gospodarczą katastrofą…” Nie Polak, stąd też i nikt nie zauważył, że wśród wielu propozycji był zasiłek tysiąca euro na opiekunkę dla dziecka lekarza ratującego innych, czy zwolnienie ze składek na ubezpieczenie bez konieczności bawienia się w wypełnianie sterty papierów. Oczywiście to tylko dwa przykłady z całego pakietu.
Brak zainteresowania tym, co robią inni, nie jest skutkiem pobocznym wirusa. Temat podjęła w ubiegłym tygodniu Małgorzata Wyszyńska w świetnej analizie na stronach Magazynu Press. Tekst poprzedza rysunek Andrzeja Mleczko. Dziennikarz ogłasza koniec świata. „Wśród ofiar nie było Polaków”.
Problem nie jest nowy. Spoglądając w przeszłość całkiem nieodległą można zaryzykować twierdzenie, że Janem Pawłem interesowaliśmy się nie z racji identyfikacji z tym, co głosił, ale dlatego, że był Polakiem. Ciągłe podkreślanie papież Polak, nasz papież, przysłaniało powszechność jego misji i roli w Kościele. Z równie dużym prawdopodobieństwem można wyobrazić sobie sytuację, kiedy powołujący się na Jana Pawła polityk lub inny działacz społeczny zupełnie nie zna jego nauczania. Być może na pytanie: kto to powiedział, odpowiedź brzmiała by: nie wiem, ale najprawdopodobniej jakiś lewicujący liberał z Brukseli. Przypuszczenie graniczy z pewnością gdy cytat w głoszonej przez Franciszka homilii lub opublikowanym dokumencie interpretowany jest w wielu środowiskach jako próba fałszowania nauki Jana Pawła II, a ten – jak powszechnie wiadomo – wielkim Polakiem był.
Spróbujmy zatem wychylić nos poza nasze podwórko. Trzy informacje przykuły moją uwagę w ostatnich dniach.
Pierwszą przekazało włoskie przedstawicielstwo UNHR. Rząd Luxemburga przyjął dziesięcioro pozbawionych opiekunów dzieci, przebywających w ośrodkach dla uchodźców na greckich wyspach. Kropla w morzu potrzeb, ale i krok w dobrym kierunku.
Choroba i związane z nią ograniczenia nie muszą zamykać na innych. Mimo epidemii płynący z Libii mogą liczyć na pomoc. Nie tylko kardynała Krajewskiego. Centro Astali niemalże każdego dnia informuje o kolejnych uratowanych rozbitkach, a w mediach społecznościowych przypomina o tym, że epidemia nie może zamykać nas na tych, którzy są naszymi braćmi. W podobnym duchu pisał we wtorek na Twitterze założyciel wspólnoty Bose, Enzo Bianchi.
"Nie odrywając serca od troski o cierpiących
— W.Lewandowski ن (@LewandowskiW) 14 kwietnia 2020
wśród nas z powodu epidemii
nie zamykajmy serc i nie bądźmy obojętni
wobec migrantów, płynących łodziami na naszym morzu
i wobec uciekających z Syrii ofiar wojny;
wszyscy jesteśmy braćmi!" https://t.co/5cFUB9a6Y1
Po jednej z marcowych homilii Franciszka włoskie Radio Watykańskie najpierw zainicjowało akcję #preghiamoinsieme, a w ślad za nią poszedł nadawany dwa razy dziennie program „Z pierwszej linii – życie wiarą w czasie koronawirusa”. Na jego potrzeby uruchomiono specjalny numer na platformie WhatsApp, na który można przesyłać świadectwa, filmy, audio z miejsc, gdzie wierzący angażują się, by pomóc cierpiącym i idącym na ratunek.
Ostatni pomysł wydał mi się wartym naśladowania. Owszem, wiemy o siostrach dominikankach i ich zaangażowaniu w domu opieki w Bochni paniach szyjących maseczki, zbiórkach. Wszystko to jednak rozproszone, często pochowane po kątach, a na pierwszym planie ciągle bratobójcza, coraz bardziej bezsensowna walka o prezydenckie wybory. Może warto zebrać te wszystkie okruchy dobra w całość i pokazać, że jest go więcej niż waśni i sporów…
Może warto… Ale czy spotka się z zainteresowaniem – wątpię. Bo choć dobre, jednak… nie polskie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.