Jak zamienić Kościół ponuro-katolicki w dom dla tych, którzy omijają świątynie szerokim łukiem, mówi o. Lech Dorobczyński OFM.
„To było bardzo wzruszające: móc udzielić bierzmowania tylko jednemu człowiekowi. To niezwykłe, że zechciał przyjść, że mu zależało na tym” – usłyszałeś niedawno od bp. Rafała Markowskiego. Czy nie za bardzo skupiamy się w Kościele na statystykach?
Biskup Rafał doskonale rozumie, że drogą Kościoła jest człowiek. Myślę, że powinniśmy przestać myśleć o tłumie. Musimy dostrzec pojedynczego człowieka.
Stałem za filarem, więc mnie nie widziałeś. W zakrystii podeszła do Ciebie starsza parafianka i ze łzami w oczach dziękowała Bogu „za takiego proboszcza”. Nawet ja się wzruszyłem! Nie mówiąc o filarze…
Kłamiesz! W naszym kościele nie ma filarów! (śmiech)
Kiedy pokochałeś tych ludzi? Kiedy poczułeś się tu „u siebie”?
Ich się nie da nie kochać! Przychodzi do kancelarii pewna pani i mówi: „Ojcze, wiem, że ma ojciec pewien problem i że ojciec sobie z nim nie radzi. Dlatego przyszłam, by ojcu pomóc”. I kładzie na stole wyrwaną z gazety stronę z… reklamą środka na łysienie. (śmiech) Myślę, że ta dobra relacja z wiernymi zaczęła się od bardzo prostego gestu. Jako duszpasterze postanowiliśmy, że po każdej niedzielnej Mszy św. będziemy wychodzić do ludzi, podawać im rękę, życzyć dobrego tygodnia… Zdopingował mnie papież Franciszek, który powiedział, że pasterz musi pachnieć owcami. A jak mamy pachnieć owcami, skoro jesteśmy pozamykani w klasztorach i na plebaniach? Jeśli jesteśmy zamknięci na ludzi – zaczynamy śmierdzieć sobą.
Kiedy poszliśmy po raz pierwszy na kolędę, prawie w każdym domu usłyszeliśmy, jak bardzo to niedzielne podanie ręki otworzyło ludzi na nas, i jak bardzo tego potrzebują. To są momenty, krótkie zdania, ale zapadają głęboko w pamięć: „Dobrze tu u was. I mówię to jako praktykujący anglikanin”. I wtedy myślisz sobie, że fajnie by było dożyć takiej chwili, gdy wszyscy chrześcijanie staną razem wokół jednego ołtarza... „Te krużganki przed kościołem były świadkiem wielu zbrodni podczas II wojny światowej” – powiedziała starsza pani. „Wiele lat omijałam je szerokim łukiem. Dziś już się nie boję – dzięki wam”. Nie sposób się nie wzruszyć!
Ale są też i śmieszne sytuacje. W niedzielę postanowiłem użyć lepszej wody po goleniu. Zostało to zauważone: „Ooooo... Pięknie dziś ojciec pachnie proszkiem do prania!”. (śmiech) Albo taka historia: podchodzi do mnie starsze, bardzo kochające się małżeństwo. „Proszę ojca, proszę powiedzieć mojemu mężowi, by mnie częściej całował!”. Na taką prośbę małżonki nie mogłem nie zainterweniować: „Proszę pana. Proszę się jakoś zmusić”. Turlali się ze śmiechu. Bardzo cenię sobie, kiedy ktoś powie: „Nie zgadzam się z dzisiejszym kazaniem ojca!”. Nie ma lepszego dowodu na to, że słuchał. Myślę sobie, ile by nas ominęło, gdybyśmy nie wychodzili do ludzi przed kościół…
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).