Kiedy Karolina i Dominika nie piły na osiemnastkach kolegów, znajomi pytali, na czym jadą. A one nie muszą na niczym jechać. Mają swoją oazę. W tej oazie pije się wodę życia.
Na swoich pierwszych rekolekcjach oazowych odkryły, że wiara to samo życie. – A Bóg to nie ktoś odległy, do kogo odmawia się paciorek, ale realny przyjaciel, z którym można porozmawiać – opowiada Dominika Gancarczyk. – Często się Go nie słyszy, ale przychodzi w słowach innych, Pisma Świętego, śpiewanej piosenki. To się wtedy czuje – dodaje Karolina Słaboń. – A kiedy przychodzi lęk czy zdenerwowanie, wystarczy się pomodlić i ogarnia cię spokój. Są tego pewne od czterech lat, kiedy jako 14-latki pojechały na pierwszą oazę. Wybrały się tam tylko dlatego, że szukały tańszych wakacji. Karolina przeżywała wtedy czas buntu i liczyła, że te 15 dni jakoś zleci. Ale już na początku okazało się, że musi przeżyć je na serio. – Coś we mnie pękło, kiedy poszłam do spowiedzi – opowiada. – Ksiądz zapytał, czy wiem, że przez to, co robię, krzywdzę tych, których kocham najbardziej. To zmieniło moje życie. Po czterech latach na oazie zerowego stopnia przy parafii św. Jerzego w Cieszynie obie są animatorkami.
W kręgu życzliwości
– Jakiś czas temu zaczęto narzekać, że ruch oazowy się kończy – mówi Renata Cogiel, moderatorka cieszyńskiej oazy, na co dzień katechetka, ale też nauczycielka angielskiego i wychowania do życia w rodzinie w SP nr 44 w Katowicach. – A nasza „zerówka” potwierdza, że nieźle się trzyma. Przyjechało na nią aż 38 młodych, od trzeciej gimnazjum do pierwszej licealnej z całej archidiecezji, i co dzień widać, że cieszą się z tych rekolekcji.– Często wypchnięci z „tego świata”, na zawsze zostają w Kościele i zaczynają autentycznie praktykować – uważa. Renata zaczęła jeździć na oazy w 1995 r. – To już moje 20. rekolekcje – liczy. Jej idolem jest Chrystus Sługa, bo w ruchu oazowym trzeba sobie wzajemnie służyć – uważa. Jest przekonana, że podstawowym atutem oaz jest poczucie wspólnoty, której młodzież nie czuje na co dzień.
I praktykowane przez nią i animatorów „aktywne wzmacnianie”, czyli dostrzeganie w nich dobra. – Zwykle ich złe zachowanie wynika z tego, że chcą zwrócić na siebie uwagę – opowiada. – Ale kiedy widzą, że poświęcamy im czas, chętnie z nimi rozmawiamy, przejmujemy się ich sprawami, starają się nie zawieść. Tak wytwarza się wielki krąg życzliwości. Sama zachęcona przez starszego brata została w oazie, bo to miejsce, gdzie spotyka się katolików, którzy nie przepraszają, że żyją i wierzą, mają aspiracje, są twardzi wobec siebie i innych, kierują się zasadami – wylicza. 18-letni Krzysztof Małek z Rybnika sporo mówi o potrzebie przestrzegania Dekalogu. – Dużo dostałem od Boga, to muszę się odwdzięczyć, myślę, że wtedy trafię do nieba – opowiada.
Do oazy trafił przed 5 laty i dzięki niej po 8 latach przerwy poszedł do swojej trzeciej spowiedzi w życiu (dwie pierwsze były przy okazji I Komunii św.). – Przedtem byłem niewierzący, bluźniłem przeciw Bogu – zwierza się. Dopiero po sylwestrze oazowym w 2008 r. obudził się lekki, jakby ktoś zdjął z niego ciężar. Modlił się wtedy za wstawiennictwem Jana Pawła II. – Pierwszy raz po latach z przekonaniem poszedłem do kościoła na Mszę św., a potem do spowiedzi i Komunii – opowiada. – Kilkanaście razy spowiadałem się z tych samych grzechów, bo tak mi ciążyły. Tylko oaza nakręcała mnie do życia. Dziś na szyi nosi krzyżyk, który dostał od koleżanki – świadka na bierzmowaniu. Dla niego wyrzeczeniem jest też chodzenie spać o 22, żeby przestrzegać regulaminowej silentium sacrum. Ofiaruje je w intencji innej oazy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.