Aż wióry lecą

– Dużo emocji. Człowiek siedzi przez kilka godzin z dłutem w ręku, wycina w lipowym drewnie twarz cierpiącego Jezusa i ma sporo czasu, żeby pomyśleć i o sobie, i o Nim – opowiada Tadeusz. Za kratami rzeźbił misterną drogę krzyżową.

Reklama

Jezus umiera w Cieszynie

W zakładzie karnym kończy się obiad. Za zakratowanymi oknami na ulicach spory ruch, ale nie ma jeszcze ekipy młodych studentów. Kocham to tętniące życiem miasto pogranicza. W wielkich metropoliach studenci łatwo wtapiają się w tłum. W niewielkim Cieszynie widać ich i słychać na każdym kroku. Na razie jest cisza. Mają wakacje.

Zatrzaskują się solidne zakratowane drzwi. Idziemy długim korytarzem.

– Jestem tu jedynie po to, by siać. To Bóg daje wzrost. Nie muszę widzieć. Wierzę – opowiada swym spokojnym głosem o. Rafał (przed laty mieszkał w pustelni w Jaworzynce).

Lubię z nim rozmawiać. Pamiętam, jak bardzo pomogła mi kiedyś jego krótka lapidarna odpowiedź. „Wczoraj kończył się u nas kurs ewangelizacyjny, w którym udział wzięło kilkadziesiąt osób. Modliłem się nad nimi i prosiłem, by Duch Święty działał” – opowiadał. „I działał?” – zapytałem. „Tak. Na wszystkich”. „W jaki sposób?”. „Nie wiem, bo wyszedłem”. „To skąd Ojciec wie, że działał?”. „Bo Go o to poprosiłem”. Konkret.

Stalowe drzwi za stalowymi drzwiami, krata za kratą, godzina za godziną. Więzienny rytm. Codzienna monotonia.

Biorę do rąk pięknie wyrzeźbione stacje drogi krzyżowej. Pachną lipowym drewnem. Są surowe, czekają na trzy warstwy lakieru. Niebawem zawisną w więziennej kaplicy. Ojciec Rafał poświęci je w niedzielę 22 września.

Oglądam z bliska misternie rzeźbione stacje. Dopieszczony jest każdy detal, drobiazg, listeczek. Siadamy na krzesłach z Tadeuszem, ich autorem.

– Wychowałem się w górach. Jako dziecko nie myślałem, że będę rzeźbił, choć były takie tradycje w rodzinie. Bratem mojego dziadka był Jan Kawulok, słynny artysta z Istebnej. Ja sporo biegałem na nartach, miałem bardzo dobre wyniki. Byłem mistrzem Polski i mistrzem Europy do lat 15. Trafiłem do Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Zakopanem. Raz, kiedy mieszkałem w internacie u podnóża Tatr, nudziłem się i wziąłem do ręki dłuto. Zacząłem rzeźbić. Wychowawcy zachwycili się. Załatwili mi przenosiny do artystycznego liceum Kenara. Ale potem życie tak się potoczyło, że na lata zapomniałem o rzeźbieniu. Za dłuto chwyciłem ponownie tu, w Cieszynie. Za kratami więzienia.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama