– Ludzie trafiający do Taizé z różnych stron świata są jak kolejne instrumenty, które trzeba włączyć w wielką orkiestrę. To Jezus sprawia, że możemy brzmieć wspólnie w wielkiej symfonii – mówi br. Alois, przeor wspólnoty.
Jadąc do burgundzkiej wioski, mijamy Cluny z pozostałościami potężnego opactwa. Przez wieki pokolenia benedyktynów wyśpiewywały tu psalmy. Dziś wciąż słychać je w pobliskim Taizé – nieco inaczej, ale czy mniej pięknie? Tłumy młodych nie przypominają mnichów, jednak dźwięk dzwonów zwołuje ich do rozświetlonego kościoła. Stare monastyczne tradycje przyjmują nowy kształt dzięki tysiącom rozmodlonych ludzi.
Design otwartych drzwi
Dwie godziny przed każdą modlitwą 10-osobowa grupa przygotowuje wnętrze świątyni. Pomału rozpala się migocąca ściana świec. – Jest ich 130 – mówi Bartosz, wolontariusz z Polski, który aktualnie koordynuje prace tej ekipy. Wspomina o „mapie” klęczników dla braci, o sprzątaniu kościoła. Wszystko jest naznaczone swoistym ciepłem i serdecznością. Nawet odkurzacze mają… imiona – brud i kurz usuwają na przykład Misericordia czy Simplicity.
Dzwony – również obdarzone imionami (największy to Pacem in Terris) – kołyszą się na wielkiej bramie w pobliżu La Morady, rodzaju portierni czy punktu kontaktowego, gdzie co chwilę ktoś wpada z jakąś sprawą do załatwienia. Tłum wlewa się do Kościoła Pojednania. Rozbrzmiewają kanony. Czym są? Jakby liturgią godzin, otwartą gościnnie dla każdego.
– Najpierw, choć czytania z Pisma Świętego odbywały się już w różnych językach, śpiewaliśmy tylko po francusku. W pewnym momencie br. Roger stwierdził, że trzeba uczynić śpiew dostępnym dla wszystkich. To nie jest modlitwa tylko dla nas! Taki był początek obecnie znanych kanonów z Taizé – opowiada br. Alois.
Również kościół – kiedyś pomalowany na biało, z kamienną podłogą – przeszedł przemianę wytyczoną niejako przez szeroko otwarte drzwi. – Kiedy ludzi przybywało, młodzi spontanicznie zaczęli siadać na podłogach, na schodach. Okazało się, że siedzenie na ziemi buduje specyficzną atmosferę. Pojawiły się kolory, wnętrze się ociepliło. Brat Roger bardzo dobrze potrafił budować taką ciepłą przestrzeń, gościnną, otwartą.
Dziś świątynię wypełniają ikony, witraże, światło, kanony i cisza. Pośrodku znajduje się strefa dla braci – członków Wspólnoty z Taizé, ludzi z różnych tradycji chrześcijańskich, zaproszonych przez br. Rogera do nieustannego opowiadania „przypowieści o komunii”.
„Slawite, wsi narody, slawite Hospoda!” – śpiewają ciemnoskóre dziewczyny z grubymi dredami. Chińczyk nuci na swój sposób „Bóg jest milostią”, a Polacy przebijają się przez „Ledere nacht verlang ik naar u, o God…”. Nieustający dar języków.
Biblia, skrzypki i marchewka
Kiedy cichnie modlitwa, w kościele opadają ruchome ściany, dzieląc wielką przestrzeń na mniejsze fragmenty; rozpoczynają się rozmowy. Tu, gdzie przed chwilą brzmiały kontemplacyjne kanony, słychać nagle swojskie dźwięki skrzypek. „Hej, bystra woda, bystra wodzicka, pytało dziewce o Janicka…” – Zapraszamy do nas! – polska ekipa, między innymi z młodzieżą z Sulistrowic, zachęca grupy z różnych krajów na tegoroczne Europejskie Spotkanie Młodych we Wrocławiu.
Wśród pielgrzymów siedzi na podłodze bp Jacek Kiciński z archidiecezji wrocławskiej. – W Taizé dzieje się cud budowania jedności w wielkiej różnorodności… Tu można nauczyć się powszechności Kościoła – mówi, by po chwili stanąć w rozśpiewanej kolejce po jedzenie. – Może kabanosy z Polski? – proponuje sąsiadom.
W budynku o nazwie Wanagi Tacanku zaprzyjaźniony ze Wspólnotą z Taizé Indianin z plemienia Lakota, Robert Two Bulls, opowiada o życiu swojego ludu. W „ogrodzie solidarności” młodzi z zapałem podlewają warzywa. – Bracia rozdają je potem ubogim ludziom z okolicy – mówi Holenderka Isabel, krążąca z konewką pośród fasoli i marchewek.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.