Pieśń nie przez nas wymyślona

Agata Combik; GN 31/2019

publikacja 03.09.2019 06:00

– Ludzie trafiający do Taizé z różnych stron świata są jak kolejne instrumenty, które trzeba włączyć w wielką orkiestrę. To Jezus sprawia, że możemy brzmieć wspólnie w wielkiej symfonii – mówi br. Alois, przeor wspólnoty.

Brat Alois – przeor Wspólnoty z Taizé  – zaprasza do Wrocławia od 28 grudnia 2019  do 1 stycznia 2020. Agata Combik /Foto Gość Brat Alois – przeor Wspólnoty z Taizé – zaprasza do Wrocławia od 28 grudnia 2019 do 1 stycznia 2020.

Jadąc do burgundzkiej wioski, mijamy Cluny z pozostałościami potężnego opactwa. Przez wieki pokolenia benedyktynów wyśpiewywały tu psalmy. Dziś wciąż słychać je w pobliskim Taizé – nieco inaczej, ale czy mniej pięknie? Tłumy młodych nie przypominają mnichów, jednak dźwięk dzwonów zwołuje ich do rozświetlonego kościoła. Stare monastyczne tradycje przyjmują nowy kształt dzięki tysiącom rozmodlonych ludzi.

Design otwartych drzwi

Dwie godziny przed każdą modlitwą 10-osobowa grupa przygotowuje wnętrze świątyni. Pomału rozpala się migocąca ściana świec. – Jest ich 130 – mówi Bartosz, wolontariusz z Polski, który aktualnie koordynuje prace tej ekipy. Wspomina o „mapie” klęczników dla braci, o sprzątaniu kościoła. Wszystko jest naznaczone swoistym ciepłem i serdecznością. Nawet odkurzacze mają… imiona – brud i kurz usuwają na przykład Misericordia czy Simplicity.

Dzwony – również obdarzone imionami (największy to Pacem in Terris) – kołyszą się na wielkiej bramie w pobliżu La Morady, rodzaju portierni czy punktu kontaktowego, gdzie co chwilę ktoś wpada z jakąś sprawą do załatwienia. Tłum wlewa się do Kościoła Pojednania. Rozbrzmiewają kanony. Czym są? Jakby liturgią godzin, otwartą gościnnie dla każdego.

– Najpierw, choć czytania z Pisma Świętego odbywały się już w różnych językach, śpiewaliśmy tylko po francusku. W pewnym momencie br. Roger stwierdził, że trzeba uczynić śpiew dostępnym dla wszystkich. To nie jest modlitwa tylko dla nas! Taki był początek obecnie znanych kanonów z Taizé – opowiada br. Alois.

Również kościół – kiedyś pomalowany na biało, z kamienną podłogą – przeszedł przemianę wytyczoną niejako przez szeroko otwarte drzwi. – Kiedy ludzi przybywało, młodzi spontanicznie zaczęli siadać na podłogach, na schodach. Okazało się, że siedzenie na ziemi buduje specyficzną atmosferę. Pojawiły się kolory, wnętrze się ociepliło. Brat Roger bardzo dobrze potrafił budować taką ciepłą przestrzeń, gościnną, otwartą.

Dziś świątynię wypełniają ikony, witraże, światło, kanony i cisza. Pośrodku znajduje się strefa dla braci – członków Wspólnoty z Taizé, ludzi z różnych tradycji chrześcijańskich, zaproszonych przez br. Rogera do nieustannego opowiadania „przypowieści o komunii”.

„Slawite, wsi narody, slawite Hospoda!” – śpiewają ciemnoskóre dziewczyny z grubymi dredami. Chińczyk nuci na swój sposób „Bóg jest milostią”, a Polacy przebijają się przez „Ledere nacht verlang ik naar u, o God…”. Nieustający dar języków.

Biblia, skrzypki i marchewka

Kiedy cichnie modlitwa, w kościele opadają ruchome ściany, dzieląc wielką przestrzeń na mniejsze fragmenty; rozpoczynają się rozmowy. Tu, gdzie przed chwilą brzmiały kontemplacyjne kanony, słychać nagle swojskie dźwięki skrzypek. „Hej, bystra woda, bystra wodzicka, pytało dziewce o Janicka…” – Zapraszamy do nas! – polska ekipa, między innymi z młodzieżą z Sulistrowic, zachęca grupy z różnych krajów na tegoroczne Europejskie Spotkanie Młodych we Wrocławiu.

Wśród pielgrzymów siedzi na podłodze bp Jacek Kiciński z archidiecezji wrocławskiej. – W Taizé dzieje się cud budowania jedności w wielkiej różnorodności… Tu można nauczyć się powszechności Kościoła – mówi, by po chwili stanąć w rozśpiewanej kolejce po jedzenie. – Może kabanosy z Polski? – proponuje sąsiadom.

W budynku o nazwie Wanagi Tacanku zaprzyjaźniony ze Wspólnotą z Taizé Indianin z plemienia Lakota, Robert Two Bulls, opowiada o życiu swojego ludu. W „ogrodzie solidarności” młodzi z zapałem podlewają warzywa. – Bracia rozdają je potem ubogim ludziom z okolicy – mówi Holenderka Isabel, krążąca z konewką pośród fasoli i marchewek.

Kręgi ludzi z Pismem Świętym w dłoniach siedzą to tu, to tam na trawie. Biblijnych propozycji jest mnóstwo. A Eucharystia? – pada czasem takie pytanie. Kto chce, może uczestniczyć każdego ranka we Mszy św. odprawianej przez katolickich księży w wydzielonej części kościoła.

Na uboczu, w lesie św. Szczepana – w przestrzeni, gdzie obowiązuje całkowita cisza – spacerują pojedyncze osoby. Ich modlitwie towarzyszy kroczący dostojnie bocian. Ciszy zakosztujesz także w tzw. krypcie i przylegającej do niej kaplicy prawosławnej lub w pobliskim romańskim kościele – obok niego na małym cmentarzu znajduje się grób br. Rogera.

Tymczasem kończący dyżur w kuchni młodzi w białych kitlach wykonują jakiś szalony taniec. Inni w rytm dyskotekowej muzyki sprzątają ubikacje. Żywiołowa radość i tańce wybuchną wieczorem przy tzw. Ojaku.

Zadanie? Słuchanie!

Za Ojak odpowiedzialny jest jeden z polskich braci, Maciej. – Opiekuję się ponadto wszystkimi pojazdami na wzgórzu, w tym traktorami. Jest nas około 100 braci, są też wolontariusze, pojazdów jest więc sporo – mówi, zastany w okolicach garażu. Brat Marek, w Taizé od lat 70. ubiegłego wieku, od pewnego czasu odpowiada za gościnę uchodźców na wzgórzu. Brat Wojtek, wrocławianin, po uszy zaangażowany jest w przygotowania do tegorocznego ESM. – Jest jeszcze czwarty Polak, Krzysztof, który przebywa w Brazylii – mówi, tłumacząc ideę rozsianych po świecie małych fraterni Wspólnoty z Taizé.

O Polsce przypomina kapliczka Matki Bożej Częstochowskiej w pobliżu kościoła – dzieło jednego z braci, Amerykanina. Rodacy spotykali się przy niej kiedyś z br. Rogerem, zapalali tu morze świec. – Tak wiele, że kiedyś doszło do małego pożaru i… ikona spłonęła. Brat wykonał ją raz jeszcze – wspomina brat Marek.

Jeśli chcesz na wzgórzu porozmawiać po polsku, warto skierować kroki do miejsca, gdzie dyżurują polskie urszulanki szare: obecnie są to siostry Grażyna, Ania i Teresa. W lipcu minęło dokładnie 25 lat, odkąd ich zgromadzenie rozpoczęło misję w Taizé. To przez ich ręce przechodzą zgłoszenia pielgrzymów z Polski, Ukrainy, Białorusi czy Rosji. Inne ich zadanie to towarzyszenie dziewczętom przyjeżdżającym tu na dłużej i szeroko pojęta posługa słuchania. – Nasza misja to spotykanie się, towarzyszenie, słuchanie osób, które chcą podzielić się swoim życiem, odkryciem Taizé, swoim spotkaniem z Bogiem – mówi s. Grażyna. – Od niedawna na prośbę braci pełnimy taką posługę słuchania także w kościele, po modlitwie wieczornej.

Kruche naczynia

Garncarnia to osobny świat. Bardzo rozległy, z wieloma zakamarkami. – Żyjemy z pracy własnych rąk. To miejsce jest obecnie głównym źródłem naszego utrzymania – mówi brat o imieniu Bart. Wyjaśnia poszczególne etapy długiego procesu powstawania charakterystycznych wyrobów z Taizé, przywożonych często na pamiątkę – od przygotowywania gliny, przez formowanie naczyń, wypalanie ich w potężnych piecach, po nakładanie kolorów.

Typowe dla Taizé „Ora et labora” nasuwa myśl o prastarych tradycjach niepodzielonego jeszcze tak bardzo Kościoła, z których czerpie ekumeniczna wspólnota. – Brat Roger odwoływał się najpierw przede wszystkim do Dziejów Apostolskich, do pierwszych chrześcijan, którzy żyli razem, wszystko mieli wspólne, celebrowali Eucharystię. Zwracał uwagę na to, że idziemy za Jezusem nie jako jednostki, ale jako wspólnota – tłumaczy br. Alois.

Jak kontynuować tę rzeczywistość? Brat Roger sposób na życie Ewangelią dostrzegł w tradycji monastycznej. Bracia głęboko się w nią zanurzyli. Mają swoją regułę, podejmują zobowiązania nawiązujące do ślubowania czystości, ubóstwa i posłuszeństwa, choć nieco inaczej je wyrażają. – Zobowiązujemy się do życia w celibacie, do wspólnoty dóbr z braćmi. Nie mówimy o ubóstwie, o posłuszeństwie – ale o dzieleniu się, o posłudze jedności, komunii. Nie chodzi o podporządkowanie się „literze”, ale o relację z odpowiedzialnym za wspólnotę, do którego, co jest jasne, należy ostateczna decyzja – przy czym powinno się to dokonywać w przestrzeni dialogu – mówi br. Alois. Podkreśla, że monastyczny, benedyktyński ideał gościnności dla br. Rogera stawał się z biegiem czasu coraz bardziej ważny.

Skala owej gościnności przerosła wszelkie przewidywania. Nieustanne poszerzanie kręgu przyjaciół, gości, wolontariuszy; zaszczepianie zalążków komunii z Bogiem i ludźmi na całym świecie stały się stylem Taizé. Mistrzowie komunii? – Jej słudzy – mówi przeor. – Jesteśmy jak kruche naczynia. Ale jest w nich prawdziwy skarb. Chrystus.