Był ascetą, dobrotliwym proboszczem, niezmordowanym spowiednikiem. Niedawno zakończył się diecezjalny etap jego procesu beatyfikacyjnego.
Gdy proboszcza nie było na plebanii, każdy wiedział, że trzeba iść do kościoła, aby go spotkać. Spędzał tam długie godziny na modlitwie. Często leżał krzyżem, gdy miał trudne sprawy do załatwienia. Najczęściej spowiadał. Pamiętam, jak przyjeżdżali do niego ludzie z odległych stron, by skorzystać z tej posługi. Ksiądz Stanisław Sudoł był jak święty proboszcz z Ars Jan Maria Vianney – ubogi i oddany dla penitentów – wspomina ks. Józef Konefał, krewny ks. Sudoła i następca na stanowisku proboszcza w Dzikowcu.
Szkoła charakteru
W Dzikowcu na Podkarpaciu, gdzie spędził większość swojego kapłańskiego życia, pamiętający go mieszkańcy podkreślają, że kapłaństwo było jego życiem, misją i zadaniem. – Zapamiętałem go już jako mały chłopiec, gdy przyjechał do chorego sąsiada z sakramentami. Podczas gdy on udzielał namaszczenia chorych, najbliżsi modlili się w izbie obok. Ja byłem tam z mamą. Gdy skończył, wyszedł, porozmawiał z każdym, pytał o zdrowie, o rodzinę. Każde dziecko uścisnął i pytał, czy umie się już przeżegnać. Potem przez lata był moim katechetą i spowiednikiem. Jako kierownik duchowy był nieoceniony. Wymagający, ale przy tym łagodny – wspomina Wojciech Mroczek z Lipnicy. Tę troskę o drugich ks. Sudoł wyniósł z domu rodzinnego, a swoje kapłaństwo ukształtował podczas studiów w seminarium przemyskim. Urodził się 16 marca 1895 r. we wsi Zembrza w powiecie kolbuszowskim, w ówczesnym zaborze austriackim. Był siódmym z ośmiorga dzieci Marcina i Wiktorii Sudołów, galicyjskich chłopów, którzy wielką wagę przykładali do religijnego wychowania potomstwa. Dzieciom nieobca była praca w gospodarstwie. Wielką pasją rodzinną, przekazywaną z pokolenia na pokolenie, było pszczelarstwo, które ks. Stanisław kultywował na swoich placówkach kapłańskich. Mimo że Sudołowie nie byli majętni, posłali Stanisława do gimnazjum w Rzeszowie. W 1915 r. rozpoczął studia w seminarium duchownym. Wielokrotnie później wspominał, że jednymi z najważniejszych dla niego momentów z seminaryjnych lat były przyjęcie sutanny i dzień święceń kapłańskich. – Księdza Sudoła nie można było spotkać inaczej jak tylko w sutannie. Choć była ona pocerowana i połatana, ale była jego najważniejszym strojem, jak mawiał, Chrystusową szatą. Gdy chciano mu kupić nową, wzbraniał się, tłumacząc, że ta, w której chodzi, jest jeszcze poczciwa – wspomina ks. Konefał.
Życiowa misja
Pierwszą placówką posługi kapłańskiej ks. Sudoła był wikariat w Rakszawie. – Na wstępie kapłańskiego życia w swoich notatkach zapisał: „Oby się we mnie spełniło, bym życie swoje za przyczyną Najświętszej Matki prowadził w Chrystusie, dla Chrystusa, z Chrystusem”. To zawołanie było busolą jego świątobliwego życia – dodaje ks. Konefał.
W czasie epidemii tyfusu opiekował się chorymi parafianami, a umierających jednał z Bogiem. Po kilku dniach sam zachorował, ale szczęśliwie przeżył. Kolejną parafią, na którą został posłany, była Wiązownica k. Jarosławia. W tamtym czasie okazał się mężem opatrznościowym, kapłanem, jakiego potrzebowali parafianie dotknięci okropnością doświadczeń II wojny światowej. Dał się poznać jako ubogi asceta, gotowy niemal wszystko oddać dla biednych, oraz niezmordowany ewangelizator. W jednym z kazań zapisał: „Stójmy mocno przy wierze, przy jej przepisach, kochajmy pobożność i cnotę, przelewajmy te drogie skarby na młode pokolenie”. Te cechy jednały mu ludzi, którzy szczególnie w trudnych latach wojennych mogli liczyć na pełne otuchy słowa proboszcza, ale także jego pomoc w wielu sprawach.
To kapłańskie oddanie nie wszystkim odpowiadało. Ze względu na trudne relacje polsko-ukraińskie na wschodzie Polski, w 1944 r. został zmuszony do opuszczenia parafii. – Ukraińcy anonimowo przesłali mu list z pogróżkami (grozili mu śmiercią) i nakazem natychmiastowego „wyniesienia się” za San. On nie chcąc, by na wiązownickiej parafii zaciążyła zbrodnia księżobójstwa, uległ tej presji. Wrócił w rodzinne strony – opowiada ks. Konefał.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).