Tytuł Zwycięskiej Obrończyni Moraw łączy w sobie dwa czczone tu na przestrzeni wieków wizerunki: ciskane na niewiernych gromy mówią o zwycięstwie, ale pod swój płaszcz chowa nas Obrończyni.
Droga i cel
Zůstaň matkou lidu svému – zostań Matką swojemu ludowi – głosi napis nad wejściem do świątyni, do której właśnie zbliżają się pątnicy. – Pielgrzym nigdy nie jest sam – komentuje na gorąco przez megafon ks. Jan Peňáz, opiekun IX Morawskiej Composteli, gdy jej uczestnicy wchodzą po kolejnych stopniach. – Maryjo, przypominaj nam, jako Matka, że Twój lud jest odkupiony.
Ksiądz Jan wygląda jak pielgrzym z obrazka. Kapelusz, długi, jasny płaszcz, w ręku kostur, a na szyi, uwieszony tuż obok drewnianego krzyża – kubek. I jeszcze przy boku megafon, którego właściwie mogłoby nie być, bo kapłan ma głos tak donośny, że słyszą go wszyscy w promieniu kilkudziesięciu metrów. Tą trasą idzie po raz dziewiąty, ale już wcześniej sześć razy wędrował z Hostýna na Velehrad. – Chcemy zachować dziedzictwo ojców i prosimy, by ta wiara żyła – mówi. – Teraz jest trochę trudu, ale w Velehradzie się rozpuścimy. Będziemy świętować, bo pielgrzymka to przecież nie tylko droga, ale i cel. I wspólnota, bo poznajemy się w trasie, pomagamy sobie wzajemnie – dodaje.
– Po drodze odmawiamy Różaniec, a na każdym postoju śpiewamy po dwie pieśni z naszych śpiewniczków. Jedną pobożną, drugą ludową – uśmiecha się Františka Prášilová. Idą z różnymi intencjami, ale od większości z nich słyszę, że modlą się o zdrowie bliskich. Františka poleca Bogu chorego o. Bernarda, proboszcza ze Svatego Kopečka. Dagmar Hanákova modli się, by jej troje dzieci wyrosło na dobrych ludzi. Idzie z dziesięcioletnią córką Pavlíną, która jest najmłodszą uczestniczką pielgrzymki. Pavlínka prosi z kolei o zdrowie dla niepełnosprawnego bratanka. Dorota Šikutová, choć ma dopiero 16 lat, podąża tą trasą już po raz szósty. – To nasza tradycja – mówi. – Cieszę się, że idę z przyjaciółmi i mam nadzieję, że zbliżę się przez to do Boga. Modlę się o zdrowie dla przyjaciółki, która ma cukrzycę.
Burza w szklance lemoniady
Przy wejściu do sanktuarium pielgrzymi przyklękają. U drzwi świątyni wita ich o. Jiří Šolc. Wreszcie mogą wejść do środka, obejrzeć wnętrze barokowego, ale odnowionego w XIX w. kościoła, wcześniej strawionego przez pożar. Wielobarwne ściany ozdobione są scenami z życia świętych i historii świątyni. Rozpoznajemy m.in. świętych Cyryla i Metodego, jest też odtworzony w formie fresku pierwotny wizerunek Maryi – ten zniszczony przez Bítovskiego. Pielgrzymi okrążają ołtarz, by przyjrzeć się i pokłonić Matce Bożej Zwycięskiej. Potem siadają w ławkach. – Mamy dobry czas – mówi ks. Jan Peňáz. – Dajmy sobie trzy minuty, żeby powierzyć Matce Bożej sprawy, z którymi tu przyszliśmy – zachęca. Zapada cisza. Po chwili pątnicy udają się na krótki odpoczynek do domu pielgrzyma. Większość z nich wychodzi ze świątyni… tyłem. Nie chcą utracić kontaktu wzrokowego z Matką.
Jest późne popołudnie. Ciągnące się wzdłuż schodów bazary, w których kupić można cukrowe „różańce”, tradycyjne lázeňské oplatky czy párek v rohlíku (czeska wersja hot doga), powoli się zamykają. Niebo zaciąga się chmurami, a zrywający się silny wiatr zdaje się wskazywać, że nadesłany SMS-em alert RCB nie traci na terenie Czech swojej ważności. Czeka nas droga w dół samochodem przez las, postanawiamy więc przeczekać zbliżającą się nawałnicę w restauracji znajdującej się naprzeciwko domu pielgrzyma. Obserwując zmieniającą się pogodę, popijamy kolejne szklanki pysznej malinowej lemoniady (wersje z innymi owocami również dostępne). Niebo robi się granatowe, drzewa uginają się pod wichurą, a krzesła jeżdżą tam i z powrotem po restauracyjnym balkonie. Uderzają pioruny, na chwilę gaśnie nawet światło. Gdy wreszcie deszcz i wiatr tracą na sile, biegniemy do auta, by wykorzystać ten moment na przejazd. Nawałnica nie trwała nawet pół godziny, a mimo to cała droga przez wzgórze usłana jest połamanymi gałęziami. W jej poprzek położyły się też wywrócone drzewa. Na miejscu jest już straż pożarna, która usuwa skutki katastrofy. Dopiero teraz widzimy, jak niewiele brakowało, byśmy stali się jej częścią. Zdaje się, że i nas ocaliła Matka Boża, która w tym miejscu znów dała się poznać jako Pani słońca, księżyca i burz.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).