Śledztwo w sprawie największej tajemnicy watykańskich podziemi.
Mogłoby się wydawać, że Bazylika Świętego Piotra zajmowała miejsce na mapie Rzymu od zawsze. Tymczasem dwa tysiące lat temu na Wzgórzu Watykańskim rozciągały się gaje, parki, pastwiska i nieużytki.
Na tym terenie zginął śmiercią męczeńską wraz z innymi wyznawcami Chrystusa Apostoł Kefas. Najprawdopodobniej został pochowany w zwykłej jamie wygrzebanej w ziemi. Trzy wieki później nad jego grobem wspaniałą bazylikę wzniósł cesarz Konstantyn.
Chociaż czas zatarł pamięć o dokładnym miejscu pochówku wielkiego apostoła to domniemaną mogiłę ze szczątkami Piotra przez wieki otaczała nabożna cześć milionów pielgrzymów. Papież Pius XII w 1939 wbrew stanowisku swoich poprzedników postanowił zweryfikować dane dyktowane przez tradycję pątniczą i dokładnie zbadać watykańskie podziemia. Po dziesięciu latach prac wykopaliskowych i badawczych ogłosił światu, że odnaleziono prawdziwe miejsce pochówku Rybaka znad Jeziora Galilejskiego.
• Czy papież miał rację?
• Skąd czerpał niewzruszoną pewność?
• Co stało się z kośćmi Piotra?
• Dlaczego w ciągu ostatnich siedemdziesięciu lat tak mało mówi się o tym wielkim odkryciu?
• Komu mogło na tym zależeć?
Dlaczego zatem o odkryciach tych mówi się tak niewiele? Dlaczego odnalezienie grobu i zwłok Piotra, a później w 2009 roku i Pawła odbiło się tak niewielkim echem? Może chodzi o to, że w dzisiejszym dialogiczno-ekumenicznym świecie zbyt głośne mówienie o tych odkryciach nie uchodzi? Może zanadto byłoby ono kłopotliwe dla powątpiewających i inaczej wierzących? Nie wiem. Trudno powiedzieć, skąd ta ostrożność. W Polsce informacja pojawiła się w kilku rozproszonych artykułach prasowych, może jako przypis w pismach specjalistycznych. Wielu w ogóle nie słyszało o największym odkryciu archeologicznym XX wieku, o największym w ogóle odkryciu archeologicznym w dziejach Kościoła. Tym bardziej trzeba o nim opowiedzieć. Pokazując wszystkie okoliczności, nie tylko cofamy się w przeszłość i docieramy do źródeł, ale też namacalnie niemal widzimy, jak bardzo sama Opatrzność chciała, aby do tego odkrycia doszło. (Grób Rybaka, str. 12).
To najbardziej dramatyczna, pełna zwrotów, zagadek i tajemnic historia ostatnich lat.
Poniżej publikujemy fragment książki.
Grób Rybaka
Rozdział piąty
OPOKA
Zaczęło się wszystko w Betsaidzie
Do tej pory milcząco zakładałem, że poszukiwanie grobu Piotra jest czymś znaczącym i doniosłym. Tak tylko można wytłumaczyć ów niezwykły upór, z jakim chrześcijanie przechować mieli pamięć o Piotrze. Wiadomo, że Apostołowi jako przestępcy, skazańcowi, człowiekowi straconemu z powodu podejrzeń o podpalenie i przywództwo w złowrogiej, antypaństwowej sekcie nie należał się godny czci pogrzeb. Ci, którzy zatem ostatecznie ułożyli jego ciało w ziemi albo musieli je wykraść, albo przekupić strażników, albo, ostatecznie, błagać o wydanie zwłok i pilnować, by pochówek nie miał żadnych znamion chwały. Pospiesznie wykopali dziurę w ziemi, owinęli zwłoki w lniany zapewne całun, nakryli je płytkami dachówki i przysypali ziemią. Tak czy inaczej ponosili ryzyko: jeśli zwłoki wykradli, groziło im przyłapanie i stosowna kara, jeśli o nie prosili, władze zyskiwały wiedzę, kim byli, co pociągało za sobą niebezpieczeństwo na przyszłość. Tak samo zachowanie pamięci o grobie można wytłumaczyć jedynie kultem ciała męczennika.
Ale czy pochówek Piotra był ważny dla współczesnych mu chrześcijan? Czy pamięć o nim była bezwzględnym obowiązkiem? A może wspólnota rzymska nie potrzebowała pamięci o Piotrze? Gdyby okazało się, że – jak chcą obecnie niektórzy krytycy – kult męczenników rozwinął się późno, a sam Piotr po roku 42, kiedy to musiał uciekać z Jerozolimy, utracił znaczenie, wpływy i władzę, to również nie byłoby powodów, by wspólnota chrześcijańska przechowała wiernie pamięć o jego grobie. Czy można sobie zatem wyobrazić, by Apostoł zmarł gdzieś w zapomnieniu po prostu ze starości, jak mniemają niektórzy? Niedorzeczność takich twierdzeń rzuca się w oczy każdego, kto wyzwoli się od pseudonaukowych przesądów, zgodnie z którymi tradycja chrześcijańska rozwijała się podobnie do anonimowych przekazów ludowych. Było dokładnie przeciwnie: od samego początku przekaz miał za sobą autorytet konkretnych świadków. Byli oni gwarantami jego prawdziwości i źródłem pewnej, wiarygodnej wiedzy. Każdy, kto chce zrozumieć, jak to się stało, pisze Markus Bockmuehl, że Kościół rozwijał się po śmierci swojego założyciela, musi dostrzec, że chrześcijanie od początku twierdzili, że Jezus powierzył swe posłanie i pamięć nie kaprysowi anonimowej tradycji, ale znanym z imienia świadkom, apostołom, których zadaniem było dodawanie otuchy jego owcom – i zaniesienie Ewangelii światu. To właśnie jest absolutnie kluczowe: nie jakaś anonimowa tradycja, nie wątpliwy, dwuznaczny, niewiadomego pochodzenia przekaz, ale konkretne osoby, znane z imienia, mające miejsce w historii były tymi, które przekazywały prawdę o Jezusie. Z tego punktu widzenia Piotr okazuje się świadkiem kluczowym. Tę jego rolę i znaczenie pokazują najwcześniejsze przekazy, zarówno cztery Ewangelie, jak i Dzieje.
Według Jana (por. J 1,44) Szymon, przyszły Piotr, miał się urodzić w Betsaidzie, miejscowości nad Jeziorem Tyberiadzkim, która wchodziła w skład tetrarchii Filipa. Filip był trzecim z synów Heroda Wielkiego. Jego braćmi byli Antypas (ten, do którego przyprowadzono Jezusa w czasie procesu) oraz Archelaos. W tamtych czasach Betsaida była granicznym miastem wielu kultur. Miejscowość ta została podniesiona do rangi miasta przez Filipa między 4 a 2 rokiem przed Chr. Tetrarcha nadał jej nazwę Julia, pod którą nie wspomina jej żadna Ewangelia. Sama miejscowość znajduje się zapewne na wzgórzu et-Tel, na wschód od połączenia się wód Jordanu i Jeziora Galilejskiego. Musiała mieć istotne znaczenie, inaczej Filip nie nadałby jej praw miejskich. Betsaida to dosłownie „dom ryb”.
O tym, że w okolicy Betsaidy czynił cuda Jezus zaświadczają ewangeliści: według Marka uzdrowił tu ślepego (por. Mk 8,22–26), według Łukasza rozmnożył tu chleb i ryby (por. Łk 9,10). Święty Mateusz (por. Mt 11,20–21) w ogóle pisze, że w Betsaidzie Jezus dokonał większości swoich cudów, mimo to mieszkańcy nie nawrócili się. Również wyznanie wiary w mesjańskość Jezusa dokonało się w Cezarei Filipowej, trzydzieści kilometrów na północ od Betsaidy. Oprócz bliskiej via Maris przed bramami miasta przebiegała łacząca Wschód z Zachodem droga do Akki (Ptolemaidy) i do syrofenickiego Tyru.
Kto się tu urodził, wchodził w kontakt z Rzymianami i Grekami, Arabami i Syryjczykami, karawanami przybywającymi z krainy żyznego dwurzecza i z kupcami z Egiptu, kupował od nich kosztowne dobra i zaopatrywał ich w wino i ryby, słuchając, jak opowiadają o dalekich krainach i miastach. Piotr, najbardziej znaczący syn Betsaidy, nie był żadnym zaściankowcem, żadnym niewykształconym rybakiem – pisał Michael Hesemann. Badacz uważa, iż można być niemal pewnym, że pochodzący z Betsaidy uczniowie mówili trzema językami, oprócz potocznego aramejskiego i potrzebnego dla sprawowania kultu hebrajskiego musieli przynajmniej trochę mówić po grecku, który był lingua franca świata helleńskiego.
Nic nie wskazuje na to, że młody Szymon pochodził z biednego środowiska. W oparciu o przekazy ewangeliczne można wywnioskować, że zarówno w jego przypadku, jak i braci Jana i Jakuba, synów Zebedeusza, chodziło o członków ówczesnej klasy średniej, o przedsiębiorców, których stać było na wynajęcie i opłacanie pracowników najemnych. Rybołówstwo było w czasach Jezusa intratnym przedsięwzięciem, a ryby z Jeziora Galilejskiego ceniono nie tylko w całej Galilei i Judei, ale też w odległym Rzymie. To, że północna brama Jerozolimy nosiła nazwę „bramy rybnej”, świadczy o regularnych, może nawet codziennych, dostawach ryb do świętego miasta. Nawet rzymski geograf Strabon, zauważa Hesemann, wspomina o tym rozwiniętym przemyśle. W jeziorze łowiono dwadzieścia pięć gatunków ryb – jedną z nich, tilapia galilea, dziś nazywaną „rybą świętego Piotra”, polecano w rzymskich książkach kucharskich. Bogactwo ryb łowionych w okolicach Betsaidy należało do przysłowiowych: „Zdarzyło się pewnego razu, że przyszedłem do (Beth)Saidy i podano mi ponad 300 ryb podczas jednego posiłku” – cytowano jeszcze wieki później znanego rabina Symeona ben Gamaliela.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.