Jeśli Kościół katolicki w Stanach Zjednoczonych chce się uporać z kryzysem powołań, musi lepiej dbać o duszpasterstwo najmłodszych, ministrantów oraz kościelne szkolnictwo. To wnioski z badań przeprowadzonych przez Uniwersytet Georgetown wśród tegorocznych neoprezbiterów w tym kraju.
Okazuje się, że wielu z nich bardzo wcześnie zaczęło myśleć o kapłaństwie. 40 procent pierwsze ślady powołania odkryło już między 5 a 13 rokiem życia. 78 procent neoprezbiterów było ministrantami.
Innym środowiskiem sprzyjającym pielęgnowaniu powołań są kościelne szkoły. Uczęszczał do nich niemal co drugi wyświęcony w tym roku kapłan. Tymczasem katolickie szkolnictwo w USA podupada. W ciągu ostatnich dziesięciu lat zamknięto 1267 szkół, niemal co piątą. Tego ubytku nie wyrównują nowe szkoły. Jest ich bowiem zaledwie 258. Dlatego w ubiegłej dekadzie w katolickich szkołach ubyło ponad 400 tys. uczniów. Jeśli ta tendencja się utrzyma, Kościół straci jedno z głównych źródeł powołań – ostrzegają autorzy raportu.
Badania wśród amerykańskich neoprezbiterów wykazały również dysproporcje etniczne. 72 procent z nich to biali, a zaledwie 14 procent to Latynosi. Dane te nie odpowiadają etnicznemu składowi wspólnoty Kościoła w USA, która w 59 procentach składa się z białych, a w 34 z Latynosów. Oznacza to, że choć migranci z Ameryki Łacińskiej słyną z bardziej gorliwej wiary, to jednak nie przekłada się to potem na powołania. Inaczej jest natomiast z czarnoskórymi Amerykanami. Choć reprezentują oni zaledwie 3 procent katolików, to jednak stanowią aż 6 procent amerykańskich seminarzystów.
Odnotowano ofiary śmiertelne, ale konkretne liczby nie są jeszcze znane.
Biskup zachęca proboszczów do proponowania osobom świeckim tego rodzaju posługi.
Nauka patrzy na poczęte dziecko inaczej niż na zlepek komórek.