Spokojny, cichy chłopiec, często zamyślony uczeń, zwyczajny ksiądz – tak wspominają go ludzie, którzy spotkali go na różnych etapach życia. Jak to się stało, że drobny, chorowity kapłan porywał tłumy odczytywanymi z kartki kazaniami.
Źle się czuł, nie chciał jeść, dał się skusić tylko na kawę, siedzieliśmy przy stole wszyscy, a było wówczas w parafii ok. 10 księży i pan Waldemar Chrostowski, jego kierowca. Było po godz. 15-stej. Rozmawialiśmy o jego pracy, on opowiadał o szykanach, o tym jak ktoś rzucił kamieniem w szybę samochodu, którym jechali z Gdańska, mówił, że próbują go zabić. - Nie bardzo w to wtedy wierzyłem, nie sądziłem, że władza może się posunąć do morderstwa – wyznaje ks. Biniak. Ponieważ to był piątek, księża musieli iść do konfesjonałów na dyżur. I ks. Popiełuszko w naturalnym odruchu zaproponował, że on też będzie spowiadał. Ale miał wysoką temperaturę i udało się go namówić na odpoczynek przed Mszą, która miała rozpocząć się o godz. 18.00. Nie mówił podczas niej kazania, bo – jak wspomina ks. Biniak – po Mszy zaplanowany był z racji października różaniec. Ks. Popiełuszko zamiast homilii, poprowadził rozważania do tajemnic różańcowych.
Po uroczystości był zmęczony, ale nie mógł długo odpoczywać, zebrało się około 100 osób, które domagały się rozmowy z nim. – W jednej z sal na plebanii zrobiliśmy na szybko spotkanie, ale aktywiści wyszli z niego chyba rozczarowani, bo ks. Jerzy nie mówił o polityce – wspomina ks. Biniak. Dał się jeszcze namówić na skromną kolację – biały twaróg i kilka skibek chleba. I choć księża namawiali go, by przenocował z powodu stanu zdrowia, postanowił wyjechać. Kapłani zazwyczaj podróżują w „cywilnych” ubraniach, ale ks. Jerzy przed wyjazdem założył sutannę i bardzo starannie zapiął wszystkie guziki. Nie zgodził się też na eskortę drugiego samochodu do Warszawy, argumentując, że niepotrzebnie zmarnuje się benzynę, która była wtedy na kartki. – Teraz wiem, że to był błąd, ale wtedy nie przeczuwaliśmy takiego zagrożenia, ks. Popiełuszko mówił, że się nie boi, że jest gotowy na wszystko – opowiada ks. Biniak. – W rozważaniach różańcowych apelował, byśmy byli wolni od lęku, przemocy i zastraszenia.
Dziś w Bydgoszczy kościół, w którym sprawowana była ostatnia Msza św. ks. Popiełuszki, jest Sanktuarium Nowych Męczenników. Oprócz kaplic upamiętniających prześladowanych i pomordowanych chrześcijan na całym świecie, jest także kaplica poświęcona ks. Jerzemu. I ornat, w którym odprawiał swoją ostatnią Eucharystię. – Gdy doszła do nas wiadomość o jego porwaniu, siostra zakrystianka schowała ten ornat i już żaden ksiądz go nie założył – mówi ks. Biniak. – Uległem tylko namowom reżysera Rafała Wieczyńskiego, który uprosił mnie, by aktor grający ks. Popiełuszkę mógł założyć ten ornat. Zanim aktor wyszedł na plan zdjęciowy, modlił się przez pół godziny w kaplicy.
Niedaleko kościoła działa hospicjum, mające 18 łóżek i opiekujące się 200 chorymi terminalnie w ich domach. Gdy przyszła pora na wybranie nazwy, zgodzono się bez wahania na imię ks. Jerzego Popiełuszki. – Na wszelakich zjazdach dziwiono się nam, bo zwykle za patrona obiera się św. Łazarza albo św. Krzysztofa – przyznaje Czesława Mieszkódź-Mieszkowska, członkini Zarządu Hospicjum. – Teraz, po beatyfikacji, nie będą się już tak dziwić.
Śladem męczeństwa
Ks. Popiełuszko z Waldemarem Chrostowskim wyjechali z Bydgoszczy po godz. 22.00. Funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa – Waldemar Chmielewski, Grzegorz Piotrowski i Leszek Pękala - zatrzymali ich za miejscowością Górsk. To prosty odcinek drogi, porośniętej lasem. Tam, gdzie Chrostowski wskazał miejsce „zatrzymania”, postawiono w lesie duży biały krzyż, oparty poprzecznym ramieniem o ziemię. Prowadzą do niego dwie wycementowane alejki dla pielgrzymów chcących zapalić tu znicz czy złożyć kwiaty. Stąd rozpoczęła się droga ks. Jerzego do męczeństwa.
Bity, kneblowany i wiązany, trzykrotnie – wg relacji morderców – próbował się wydostać z bagażnika samochodu i uciec. Ostatecznie oprawcy zawiązali mu sznur na szyi, łącząc go z węzłem na kostkach tak, by przy próbie wyprostowania zgiętych nóg pętla na szyi zaciskała się. Gdy zrzucali ciało ks. Popiełuszki z włocławskiej tamy do Wisły, kapłan mógł już nie żyć.
Dziś z prawego brzegu rzeki można popatrzeć na to miejsce. Pod tamą – między czwartym a piątym filarem - jest prawdziwa kipiel, spiętrzona woda o głębokości ok. 8 metrów. Obciążone kamieniami ciało księdza mogło tam zniknąć na zawsze, gdyby mordercy nie wskazali miejsca. Przy brzegu postawiono barierkę, wybrukowano alejkę z latarniami, jest biała budka - Punkt Informacyjny dla Pielgrzymów. Przy barierce kuloodporna szyba ze znakiem krzyża, a pod nią znicze i kwiaty. Na szybie widoczne ślady po uderzeniach – wielokrotnie próbowano ją zniszczyć. Nieco dalej stoi krzyż papieski, podświetlony każdej nocy. Na przeciwległym brzegu budowany jest nowy kościół pod wezwaniem ks. Jerzego Popiełuszki.
Módlcie się do niego
Pani Marianna Popiełuszko ma dzisiaj już 90 lat. Drobna staruszka w chustce na głowie, poruszająca się o lasce, mieszka nadal w Okopach. Niezwykle rzadko zdarza się, by matka uczestniczyła w Mszy beatyfikacyjnej swojego syna. Jej dany będzie ten przywilej. – Kto we łzach sieje, w radości żąć będzie, kto w smutku żegna, w radości spotka – odpowiada na pytanie czy cieszy się z beatyfikacji syna. Wspominając go mówi, że lubił się modlić, ona sama modli się, ale nie do niego. – Do Boga się modlę, za wstawiennictwem mojego syna – tłumaczy. Czy syn pomaga? – Czy ja to będę ogłaszać wszystkim? – pyta jakby samą siebie. – Chcecie wiedzieć czy pomaga, to módlcie się do niego – dodaje.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
13 maja br. grupa osób skrzywdzonych w Kościele skierowała list do Rady Stałej Episkopatu Polski.