Republika Środkowoafrykańska spragniona jest pokoju. Czy jednak „w imię pokoju” oprawcy mogą nagle stać się stróżami bezpieczeństwa ludzi, których przez lata mordowali, grabili i prześladowali…
Podpisanie w lutym porozumienia pokojowego w Chartumie przez środkowoafrykański rząd i 14 grup rebelianckich kontrolujących trzy czwarte terytorium tego kraju rozbudziło nadzieje na upragniony pokój. Republika Środkowoafrykańska przeszła bowiem od 2013 r. kolejną drogę krzyżową. 400 tys. zabitych, 2,5 mln ludzi, którzy opuścili swą ojczyznę i 1 mln 600 tys. uchodźców wewnętrznych, głód i powszechna bieda, zniszczone szkoły i brak dostępu do jakiejkolwiek pomocy medycznej, to w tym kraju dramatyczna codzienność. Nic więc dziwnego, że to szóste z kolei porozumienie pokojowe zawarte w ciągu ostatnich pięciu lat sprawiło, że zaczęto uwypuklać nadzieje z nim związane, na bok odstawiając uzasadnione obawy. Niestety trzy miesiące od podpisania pojednania dają one o sobie coraz mocniej znać.
W listopadzie ub.r. świat obiegła wieść o brutalnej rzezi cywilów w obozie dla uchodźców w Alindao. W ataku zamordowano 86 niewinnych osób, w tym kobiety i dzieci; zginęło dwóch księży, zniszczono miejscową katedrę, budynki parafialne oraz figury świętych. Wiele ciał nie udało się zidentyfikować, ponieważ oprawcy je spalili, przy okazji puszczając też z dymem zabudowania. Tysiące ludzi schroniło się w buszu w obawie o swe życie. I tu dochodzimy do paradoksu porozumienia pokojowego. Zakłada ono włączenie członków grup rebelianckich w proces sprawowania władzy. Nie mieści się to w głowie, ale jeden z szefów rebelii został doradcą prezydenta ds. bezpieczeństwa narodowego. A pan wojny, który stał za masakrą, o której wspomniałam został odpowiedzialny za bezpieczeństwo właśnie w regionie, w którym siał śmierć i zniszczenie. Informację tę z niedowierzaniem przyjął ordynariusz Alindao Cyr-Nestor Yapaupa, który cudem przeżył atak. Choć Kościół domagał się międzynarodowego śledztwa w sprawie masakry, nic w tym kierunku nie zrobiono. Zamiast stanąć przed sądem za swe zbrodnie, Darassa ma teraz czuwać nad bezpieczeństwem tych, których przez całe lata jego islamskie bojówki mordowały, grabiły i prześladowały.
Mający krew na rękach panowie wojny sięgają właśnie w kraju po władzę, a ich ofiary dalej cierpią niesprawiedliwość. „Jak możemy zaakceptować, by nasz oprawca z dnia na dzień stawał się naszym obrońcą i stróżem? To przecież ten sam człowiek, który mordował, okradał, gwałcił…I teraz oczekuje się, że będzie nas chronił i nami kierował. Brakuje w tym sensu” – pisze bp Yapaupa w dramatycznym liście, ujawniając paradoksy porozumienia pokojowego. Wylicza w nim całą listę oprawców, którzy mimo popełnionych barbarzyństw stali się właśnie bohaterami i otrzymują rekompensaty od państwa… za mordy, masakry i grabieże. Takie postępowanie władz i wspólnoty międzynarodowej czyni ich bezkarnymi. Ofiary konfliktu są coraz bardziej puszczane w zapomnienie i porzucane na pastwę losu. „Ludzie bardzo cierpią widząc, że ich oprawcy stawiani są na piedestałach chwały, a oni nie mogą liczyć na jakąkolwiek sprawiedliwość” – pisze bp Yapaupa.
I jeszcze jeden szczegół wart odnotowania. Gdy doszło do masakry w Alindao oenzetowskie siły pokojowe nie zareagowały, nie ruszyły z pomocą masakrowanym cywilom, biernie przypatrywały się temu, co się dzieje. Zresztą nie pierwszy raz. Teraz ci sami żołnierze stali się stróżami wdrażania porozumienia pokojowego. Pęknięte Serca Afryki bardzo potrzebuje pokoju. Nie wierzę jednak, że uda się go zbudować na krzywdzie i niesprawiedliwości. Przy wcześniejszych porozumieniach wielokrotnie podkreślano, że szybko legły one w gruzach ponieważ nie przeprowadzono rozbrojenia i nie postawiono przed sądem winnych okrutnych zbrodni. Oby wspólnota międzynarodowa się ocknęła i zechciała skorygować podpisane porozumienie pokojowe. W przeciwnym wypadku zamiast pokoju i pojednania wkrótce będziemy świadkami kolejnej odsłony konfliktu. Niestety historia Republiki Środkowoafrykańskiej jest tego najlepszym dowodem. Bo wojna, która wybuchła w 2013 r. nie była pierwszą w tym tysiącleciu…
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
„Trzeba doceniać to, co robią i dawać im narzędzia do dalszego dążenia naprzód” .
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).