O dialogu jako wyrazie miłości, kryzysach w małżeństwie i przebaczeniu mówią twórcy Spotkań Małżeńskich Irena i Jerzy Grzybowscy.
Bogumił Łoziński: Czy istnieje recepta na dobre małżeństwo?
Jerzy Grzybowski: I tak, i nie. Często małżeństwa przyjeżdżają na nasze warsztaty rekolekcyjne, szukając lekarstwa, które szybko pokona ich kryzys. Nie ma takiej łatwej drogi, nie jesteśmy też w stanie ogarnąć wszystkich problemów, jakie przeżywają. Proponujemy taką formę dialogu, która pozwoli im samym objąć te sprawy, które są dla nich ważne, istotne.
Co to znaczy dialog w małżeństwie?
Irena Grzybowska: To jest rozmowa prowadząca do spotkania, czyli zrozumienia, że ten drugi jest osobą, która także myśli, czuje, przeżywa, tylko często inaczej niż ja. Dialog oznacza pierwszeństwo słuchania przed mówieniem, rozumienia przed ocenianiem, dzielenia się przed dyskutowaniem, a nade wszystko przebaczanie. To są, mogłoby się zdawać, bardzo proste zasady, ale codzienne życie zgodnie z nimi jest bardzo trudne. Ważna w tym dialogu jest dojrzałość emocjonalna.
Zdarza się, że gdy młodzi małżonkowie zaczynają ze sobą na co dzień egzystować, niektóre ich zachowania denerwują drugą osobę. Na przykład jego, że ona rozrzuca ubrania po mieszkaniu, a ją, że on nie sprząta po sobie po jedzeniu. Takie drobne sprawy czasem urastają do poważnych problemów. Jak je rozwiązać?
J.G.: To właśnie kwestia dojrzałości emocjonalnej. W czasie Spotkań Małżeńskich tłumaczymy, że u źródeł takich „drobiazgów” są uczucia, emocje. Różnice w małych sprawach drażnią, denerwują, złoszczą. Pojawiają się osądy: on, ona mnie nie szanuje, poniża, i od tego zaczynają się poważne problemy.
I.G.: W takiej sytuacji najlepiej jest powiedzieć drugiej osobie o swoich uczuciach, nazwać je. Inaczej brzmi: „złości mnie, że nie sprzątasz po sobie” niż: „jesteś bałaganiarz” albo „nie szanujesz mnie”. Jeżeli ja słyszę, że moje zachowanie drażni jego czy ją, to – jeżeli kocham – spróbuję coś zmienić w sobie. Nieujawnione uczucia kumulują się i powstaje emocjonalna bomba, która może prowadzić nawet do chęci rozstania się, porzucenia. Bo poważne problemy zaczynają się od drobiazgów.
Gdy jesteśmy zdenerwowani, to trudno rozmawiać racjonalnie. Lepiej poczekać, aż ochłoniemy?
I.G.: Tak, lepiej poczekać, aż ochłoniemy, ale nie odwlekać rozmowy. To prawda, że nazywanie emocji jest trudne, tym niemniej zachęcamy do uczenia się tego. Osobom, które nabyły tej umiejętności, jest dużo łatwiej wejść w relacje z drugim człowiekiem, zrozumieć go. Trzeba mieć świadomość, że to, iż mnie coś złości, drażni albo raduje i zachwyca, to spontaniczne, niezależne od mojej woli reakcje na wydarzenia, sytuacje. Ale to są tylko uczucia. One w chwili pojawienia się nie są ani dobre, ani złe. Nie jesteśmy za nie odpowiedzialni moralnie, ale jesteśmy odpowiedzialni za to, co z tymi uczuciami zrobimy. Miłość wymaga tego, aby nie nakręcać, nie podsycać, nie „żywić” uczuć.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.