Dialog to miłość

GN 10/2019

publikacja 07.04.2019 06:00

O dialogu jako wyrazie miłości, kryzysach w małżeństwie i przebaczeniu mówią twórcy Spotkań Małżeńskich Irena i Jerzy Grzybowscy.

Dialog to miłość Tomasz Gołąb /Foto Gość

Bogumił Łoziński: Czy istnieje recepta na dobre małżeństwo?

Jerzy Grzybowski: I tak, i nie. Często małżeństwa przyjeżdżają na nasze warsztaty rekolekcyjne, szukając lekarstwa, które szybko pokona ich kryzys. Nie ma takiej łatwej drogi, nie jesteśmy też w stanie ogarnąć wszystkich problemów, jakie przeżywają. Proponujemy taką formę dialogu, która pozwoli im samym objąć te sprawy, które są dla nich ważne, istotne.

Co to znaczy dialog w małżeństwie?

Irena Grzybowska: To jest rozmowa prowadząca do spotkania, czyli zrozumienia, że ten drugi jest osobą, która także myśli, czuje, przeżywa, tylko często inaczej niż ja. Dialog oznacza pierwszeństwo słuchania przed mówieniem, rozumienia przed ocenianiem, dzielenia się przed dyskutowaniem, a nade wszystko przebaczanie. To są, mogłoby się zdawać, bardzo proste zasady, ale codzienne życie zgodnie z nimi jest bardzo trudne. Ważna w tym dialogu jest dojrzałość emocjonalna.

Zdarza się, że gdy młodzi małżonkowie zaczynają ze sobą na co dzień egzystować, niektóre ich zachowania denerwują drugą osobę. Na przykład jego, że ona rozrzuca ubrania po mieszkaniu, a ją, że on nie sprząta po sobie po jedzeniu. Takie drobne sprawy czasem urastają do poważnych problemów. Jak je rozwiązać?

J.G.: To właśnie kwestia dojrzałości emocjonalnej. W czasie Spotkań Małżeńskich tłumaczymy, że u źródeł takich „drobiazgów” są uczucia, emocje. Różnice w małych sprawach drażnią, denerwują, złoszczą. Pojawiają się osądy: on, ona mnie nie szanuje, poniża, i od tego zaczynają się poważne problemy.

I.G.: W takiej sytuacji najlepiej jest powiedzieć drugiej osobie o swoich uczuciach, nazwać je. Inaczej brzmi: „złości mnie, że nie sprzątasz po sobie” niż: „jesteś bałaganiarz” albo „nie szanujesz mnie”. Jeżeli ja słyszę, że moje zachowanie drażni jego czy ją, to – jeżeli kocham – spróbuję coś zmienić w sobie. Nieujawnione uczucia kumulują się i powstaje emocjonalna bomba, która może prowadzić nawet do chęci rozstania się, porzucenia. Bo poważne problemy zaczynają się od drobiazgów.

Gdy jesteśmy zdenerwowani, to trudno rozmawiać racjonalnie. Lepiej poczekać, aż ochłoniemy?

I.G.: Tak, lepiej poczekać, aż ochłoniemy, ale nie odwlekać rozmowy. To prawda, że nazywanie emocji jest trudne, tym niemniej zachęcamy do uczenia się tego. Osobom, które nabyły tej umiejętności, jest dużo łatwiej wejść w relacje z drugim człowiekiem, zrozumieć go. Trzeba mieć świadomość, że to, iż mnie coś złości, drażni albo raduje i zachwyca, to spontaniczne, niezależne od mojej woli reakcje na wydarzenia, sytuacje. Ale to są tylko uczucia. One w chwili pojawienia się nie są ani dobre, ani złe. Nie jesteśmy za nie odpowiedzialni moralnie, ale jesteśmy odpowiedzialni za to, co z tymi uczuciami zrobimy. Miłość wymaga tego, aby nie nakręcać, nie podsycać, nie „żywić” uczuć.

Z danych GUS wynika, że jednym z głównych powodów rozwodów, 13 procent, jest niezgodność charakterów. Czy dialog w małżeństwie może pokonać różnice osobowości, które są przyczyną konfliktów?

J.G.: Dobrze jest znać temperament swój i małżonka. Jedni reagują szybko, drudzy wolno, jedni są z natury bardziej wojowniczy, inni ugodowi. Jeśli jakieś zachowania przeszkadzają drugiej osobie, to niech o tym powie. Jeżeli jesteśmy wrażliwi na siebie, słuchamy się nawzajem, to można coś z tym zrobić. Trzeba tu pracy nad sobą i wzajemnymi relacjami. W każdym temperamencie są szanse, ale i zagrożenia. Dialog pomaga w ich zrozumieniu, a nawet zobaczeniu, w jaki sposób to, co na pozór trudne u współmałżonka, może być szansą związku.

I.G.: Dialog służy lepszemu poznaniu, wzajemnemu zrozumieniu, ale w wyniku wysłuchania i zrozumienia trzeba podjąć wspólną decyzję. Jeśli do tego nie dochodzi, trzeba cierpliwie kontynuować dialog.

Często jedna strona jest silniejsza i narzuca swoje zdanie, nawet jeśli towarzyszy temu dialog.

I.G.: Jeżeli ja odczuwam zdanie drugiej strony jako narzucone, to znaczy, że nie doszło jeszcze do prawdziwego dialogu. Fundamentem dialogu jest chęć zrozumienia, życzliwość, bezinteresowność. Trzeba wystrzegać się manipulacji, dążenia do osiągnięcia swojego celu, np. doprowadzenia do sytuacji, że współmałżonek zaczyna poddawać się mojej opinii, choć ma inne zdanie. Miłość szanuje inność drugiego człowieka.

Jakie miejsce w Waszym doświadczeniu dialogu zajmuje wiara?

J.G.: Gdy pytali Pana Jezusa, jakie jest największe przykazanie, odpowiedział, że miłość Boga i bliźniego. Mówił też: „Po tym poznają, żeście uczniami moimi, jeżeli miłość mieć będziecie jeden ku drugiemu”. Zachęcał też: „Trwajcie w miłości mojej”. Nasze 40-letnie doświadczenie z tysiącami małżeństw pokazało, że trwać w miłości Jezusa to właśnie dbać o dialog w swoim związku. Stąd drogą do wypełniania przykazania miłości jest szukanie, w jaki sposób się pełniej słuchać, rozumieć, dzielić sobą, a nade wszystko przebaczać. Jeżeli tak będziemy żyli, to będzie to oznaczać, że jesteśmy uczniami Jezusa. Świadomość, że dialog jest drogą do świętości, jest niesłychanie ważna. Znamy wiele małżeństw, które latami się kłóciły, były skonfliktowane, a dialog, którego doświadczyły, zmienił ich życie. Mówią wprost, że bez Boga byłoby to niemożliwe.

I.G.: Spotkania Małżeńskie w 100 procentach opierają się na wierze i łasce Bożej, choć ich uczestnicy odkrywają to na ogół dopiero po rekolekcjach. Łaska Boża daje nam zdolność bezinteresowności, czyli nieszukania jedynie swojego interesu. Bez zakorzenienia w miłości Bożej ryzyko interesownego prowadzenia rozmowy, manipulacji jest niezwykle duże. Ale to dzięki dialogowi, dzięki zatrzymaniu się w pędzie codziennego dnia na naszych rekolekcjach małżonkowie często doświadczają Bożej obecności w swoim życiu na nowo.

Wspomnieli Państwo o przebaczaniu w małżeństwie. Najczęstszą przyczyną rozwodów, 14 procent, jest zdrada. Pewne zachowania współmałżonka niezmiernie trudno jest wybaczyć.

J.G.: Jest to trudne szczególnie dla osób emocjonalnych i długo trzymających w sobie urazy, ale jest możliwe, a nawet konieczne. Zdrada jest często skutkiem długiego procesu odchodzenia małżonków od siebie. A druga strona musi mieć świadomość, że też ma jakiś udział w tym, że doszło do zdrady.

Nie dość, że ktoś został bardzo skrzywdzony, to jeszcze ma uznać, że jest w tym część jego winy?

I.G.: Pośrednio tak. Bo trudno czasem zauważyć, że moje zachowanie może doprowadzić do ucieczki współmałżonka do osoby trzeciej. Tym niemniej wiele małżeństw w wyniku dialogu na Spotkaniach Małżeńskich przebaczyło sobie nawet tak poważny kryzys. To wymaga jednak dojrzałości wiary. Jezus mówił, abyśmy sobie nawzajem przebaczali. Jeśli chcemy, aby Bóg nam przebaczył, to my musimy tak postępować wobec siebie nawzajem. To wezwanie Jezusa jest źródłem przebaczenia i punktem oparcia dalszego wspólnego życia.

W ramach Spotkań Małżeńskich prowadzone są Wieczory dla Zakochanych, które są formą przygotowania do sakramentu małżeństwa. Co jest w tym przygotowaniu najistotniejsze?

J.G.: Bardzo ważne jest wzajemne poznanie siebie, i to jest jeden z celów Wieczorów dla Zakochanych. Przygotowujący się do małżeństwa uważają, że rozmawiają ze sobą o wszystkim, tymczasem wielu tematów unikają albo nie wiedzą, że trzeba o nich porozmawiać. Często nie rozmawiają o swojej hierarchii wartości, motywacji do zawarcia związku, planowaniu dzieci, o wyjściu z domów rodzinnych i o relacjach z Bogiem. A przecież od poznania stosunku drugiej osoby do tych sfer zależy przyszłość związku.

I.G.: Najważniejszym celem warsztatów dla narzeczonych jest nauczenie ich dialogu, który prowadzi do prawdziwych wartości, właśnie do bezinteresownej miłości. Chcemy, aby odpowiedzieli sobie na pytanie, czy będą potrafili ze sobą rozmawiać i porozumieć się, gdy się pojawią trudności. Są pary, które po Wieczorach dochodzą do wniosku, że się nie uda, i rozstają się.

Obecnie bardzo dużo osób żyje w związkach nieformalnych. Czy trafiają na Wasze spotkania?

J.G.: Na Wieczory dla Zakochanych przychodzi sporo par mieszkających razem i na nich przygotowują się do ślubu. Często mówią, że na naszych spotkaniach po raz pierwszy dowiadują się, co to jest sakrament małżeństwa. Są też sytuacje, że ludzie będący od lat w związku nieformalnym lub tylko cywilnym decydują się na ślub kościelny. Księża często kierują ich na nasze rekolekcje w ramach przygotowania do ślubu.

Jakie wydarzenia z minionych 40 lat wspominają Państwo w sposób szczególny?

J.G.: Wycofane po rekolekcjach z sądów wnioski rozwodowe.

I.G.: Przypadkowe niekiedy spotkania z ludźmi, którzy mówią: „Państwo nas na pewno nie pamiętają, ale 20 lat temu byliśmy z wami na rekolekcjach, które zmieniły nasze życie”. Takie wspomnienia mamy my, ale także inni animatorzy Spotkań Małżeńskich.

W lutym otrzymali Państwo papieski medal Pro Ecclesia et Pontifice. Jakie znaczenie ma dla Was to wyróżnienie?

I.G.: Ja to odbieram jako wyróżnienie dla Spotkań Małżeńskich, dla wszystkich animatorów. Otrzymaliśmy je my, bo tego odznaczenia nie przyznaje się organizacjom, tylko konkretnym osobom.

J.G.: Nie byłoby tego odznaczenia, gdyby nie ogromne zaangażowanie setek małżeństw i kapłanów, którzy są animatorami naszego stowarzyszenia. Dla mnie jest to taki zastrzyk wzmacniający środowisko. Poprzez to odznaczenie Kościół docenił dzieło Spotkań Małżeńskich, wskazał, że jest ono ważne, i mówi nam: róbcie to dalej.

Irena i Jerzy Grzybowscy są założycielami Spotkań Małżeńskich. To katolickie stowarzyszenie zatwierdzone przez Stolicę Apostolską. Prowadzi rekolekcje o charakterze warsztatów, których celem jest nauczenie dialogu w małżeństwie oraz więzi z Bogiem.