O Bożych niespodziankach, wyzwaniach czekających na Zielonym Przylądku i pewnym meczu opowiada o. Szczepan Frankowski ze Zgromadzenia Ducha Świętego.
Agata Combik: Nie pochodzi Ojciec ze stolicy Dolnego Śląska, a jednak to miejsce miało swoje znaczenie w drodze do Afryki.
Ojciec Szczepan Frankowski: Urodziłem się na Śląsku, a do Wrocławia trafiłem za namową koleżanki. Po zdaniu matury, tuż przed podjęciem studiów (prawo i administracja), pojechałem po raz pierwszy do Taizé we Francji. Gdy brat Marek dowiedział się, że będę się uczył we Wrocławiu, wyciągnął karteczkę i napisał na niej dwa tajemnicze dla mnie wtedy słowa: „Bujwida Wawrzyny”. Poradził, bym tam zajrzał, wspominając, że odbywają się tam modlitwy ze śpiewami Taizé. Tak się zaczęła moja przygoda z duszpasterstwem. W pewnym momencie studia stały się dla mnie właściwie dodatkiem do działalności w DA „Wawrzyny”… Po studiach wyjechałem do Taizé, by dać sobie czas na rozeznanie swojej drogi. Ostatecznie podjąłem decyzję, że chcę dołączyć do braci. Przyjęli mnie do wspólnoty, a wkrótce zaproponowali wyjazd na tzw. fraternię do Dakaru w Senegalu. Tam odkryłem, że Bóg mnie wzywa jako kapłana do pracy misyjnej. Poznając misjonarzy ze Zgromadzenia Ducha Świętego, poczułem, że to jest to.
Już po święceniach powrócił Ojciec do Senegalu i rozpoczął posługę w Kedougou, gdzie poznał chłopaka, który obecnie studiuje we Wrocławiu.
Tak, Leon – który korzysta z ministerialnego stypendium, ucząc się w Polsce, a mieszka w DA „Maciejówka” – pochodzi z tego regionu. Uczył się w liceum publicznym i mieszkał w internacie, za który ja wtedy odpowiadałem. Potem zostałem przeniesiony na placówkę do Dakaru. W tym czasie, po maturze, trafił tam też Leon – zaczął studia na wydziale prawa. Kiedy pojawiła się możliwość studiów we Wrocławiu, wiedziałem, że będzie dobrym kandydatem. Dołączył do niego Louis, którego poznałem w Dakarze. Ich przyjazd był możliwy dzięki ministerialnemu stypendium, ale także wsparciu zapewnionemu przez ks. Mirosława Malińskiego.
Teraz staje Ojciec w Senegalu przed wyzwaniami związanymi z rodzącą się parafią…
Decyzję o jej powstaniu podjął arcybiskup Dakaru, który w 2017 r. odbył wizytę kanoniczną w naszej parafii Notre Dame du Cap Vert (Naszej Pani z Zielonego Przylądka) w Pikine – miejscowości oddalonej o 10 km od centrum Dakaru. Ta parafia ma obecnie dwa sektory: Pikine i Thiaroye. Arcybiskup stwierdził, że ten drugi dojrzał do tego, by utworzyć nową parafię. Na razie istnieje tam tzw. Fondation Thiaroye – jakby parafia w trakcie powstawania. Tak się złożyło, że powierzono mi jej utworzenie.
Jakie zadania stają przed Ojcem?
W Thiaroye istnieje wspólnota wierzących, praktykujących ludzi, natomiast brakuje infrastruktury. Znajduje się tam tymczasowa kaplica, która przypomina bardziej salę wielofunkcyjną. Można podzielić ją na trzy części i wtedy powstają sale do katechezy. Kilka salek jest też obok niej. Nie wystarcza to jednak, by prowadzić katechezę – na szczęście ojcowie pijarzy udostępniają nam w pobliżu sale lekcyjne. W pomieszczeniach, które mamy – a które wymagają pilnego remontu – odbywają się m.in. próby chóru, spotkania różnych grup. Arcybiskup podejmie decyzję, czy będziemy budować w tym miejscu nowy kościół, czy rozbudowywać kaplicę. Staram się również o utworzenie w jednej z salek kancelarii parafialnej oraz małego pokoiku dla siebie.
Ostatnio uczestniczył Ojciec w niezwykłych wydarzeniach.
Wszystko zaczęło się od tego, że w ramach Rejsu Niepodległości Dar Młodzieży zagościł w lipcu w Dakarze. Pallotyńska fundacja Salvatti szukała wtedy kontaktu z polskimi misjonarzami. Ja również zaangażowałem się w tę sprawę. Młodzież z mojej parafii pojechała zwiedzać polski statek. Następnego dnia część załogi przyjechała do nas. Mogli zobaczyć przedmieścia Dakaru, ale także… zagrać mecz Polska–Senegal. To miał być rewanż za przegraną Polski w czasie mistrzostw świata. Okazało się, że doszło do sromotnej porażki Polaków (5:1), towarzyszyła nam jednak wspaniała atmosfera. W Salvatti zrodziła się wówczas idea, by zaprosić dwóch młodych ludzi z naszej parafii na ŚDM w Panamie i żebym ja im towarzyszył. Tak się stało. Gdy pozwalamy prowadzić się Bogu, On szykuje dla nas niespodzianki. Wylatywaliśmy do Panamy z polską grupą, z nią też wróciliśmy do Polski. Mieliśmy niedawno w DA „Maciejówka” senegalski wieczór, opowiadaliśmy o tym kraju. Coś, co łączy Polaków i Senegalczyków, to gościnność (w języku wolof „teranga”). Ja wciąż jej tam doświadczam. Oni doświadczyli jej tu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.