W Kościele jest możliwa taka relacja, jaką stworzyli zmarły 20 lat temu Jerzy Turowicz i Karol Wojtyła – arcybiskup, kardynał, papież. Szczera do bólu w sporze o sprawy ważne, a mimo to wolna od oskarżania drugiej strony o złą wolę.
Jerzy Turowicz odpowiedział, nie kryjąc irytacji: „O fakcie istnienia i ścierania się na Soborze tych dwu nurtów: reformistycznego i konserwatywnego, o ścieraniu się mniejszości i większości piszą wszyscy, najbardziej autorytatywni komentatorzy. Czyżby tylko nam nie wolno było o tym pisać? Chęć, żeby o tym nie pisać, żeby podkreślać tylko jednomyślność, tylko działanie Ducha Świętego, pomijając wszelkie momenty kontrowersyjne czy nawet antagonistyczne, może płynąć tylko z jednego stanowiska: z niechęci do odnowy, chęci przedstawienia sprawy tak, że wszystko w Kościele zawsze było dobrze, że żadnych zmian nie potrzeba, że chodzi tylko o drobne adaptacje i rozwinięcia, co do czego w gruncie rzeczy wszyscy są zgodni, i że dyskusje toczące się wśród Ojców Soboru właściwie wiernych nie powinny obchodzić, że wystarczy, jak się dowiedzą (niekoniecznie prędko!) o rezultatach”.
Jak widać Turowicz nie wahał się wręcz zarzucić kardynałowi, że ten… jest niechętny soborowej odnowie! Na swoją obronę zresztą redaktor naczelny TP wysłał kardynałowi Wojtyle całą listę artykułów typowo formacyjnych, jednocześnie zaznaczając, że z informowania m.in. o narastającym kryzysie pismo nie może zrezygnować: „Sprawami odnowy Kościoła i wydarzeniami w Kościele Powszechnym z tymi sprawami się łączącymi musimy i będziemy się nadal zajmować, biorąc oczywiście pod uwagę to wszystko, co Ksiądz Kardynał na ten temat w swoim liście napisał”.
Krytyczna miłość
Spór między przyjaciółmi dotyczył też tego, czy krytyka Kościoła wynika z miłości do niego czy wręcz przeciwnie. Turowicz utrzymywał, że nie da się kochać Kościoła i nie nazywać, także publicznie, po imieniu tego, co w jego ludzkim wymiarze jest ułomne i grzeszne. Co ciekawe także w tej kwestii kard. Wojtyła zdaje się nie podzielać opinii Turowicza, ponownie podkreślając konieczność formacji, inicjacji: „Krytyka Kościoła nie może spełniać funkcji pozytywnej – i dlatego trudno w niej dostrzec prawdziwą miłość Kościoła. Miłość bowiem nie może się wyrażać przede wszystkim w krytyce. Z relacji choćby międzyludzkich wiemy, że zasadniczym wyrazem miłości nie może być krytyka, lecz afirmacja”.
Jeszcze później Kardynał Wojtyła zarzucał „Tygodnikowi” brak dostatecznego, jego zdaniem, zainteresowania Kościołem w Polsce: „Boli nas, gdy Kościół w Polsce czuje się raczej nieobecnym na szpaltach »Tygodnika«, nieinteresującym i przemilczanym. Boli nas, gdy czołowy organ katolicki traktuje Kościół w Polsce i sprawy, którymi on żyje, marginesowo”.
W odpowiedzi Turowicz znowu zamieszcza listę artykułów, które mają świadczyć o czymś odwrotnym, dodając: „Nie będę taił, że zabolał nas zawarty w liście Księdza Kardynała postulat, że środowisko nasze musi zespolić się z Kościołem w Polsce, zakorzenić się w Nim, stać się uczestnikiem Jego doświadczeń. Zdajemy sobie sprawę, że jako grupa inteligencka i redagująca pismo przeznaczone dla inteligencji posiadamy styl myślenia, odczuwania i przeżywania spraw religijnych odmienny od stylu szerokich mas ludowych. Jest to zjawisko naturalne i chyba spotykane we wszystkich krajach. Niemniej, należąc do szeregów inteligencji katolickiej w Polsce, stanowimy integralną część Kościoła Polskiego, jesteśmy w sprawy tego Kościoła zaangażowani...”.
Uważać, by nie zniszczyć
Korespondencja (ale też osobiste spotkania) obu przyjaciół nie skończyła się wraz z wyborem kard. Wojtyły na papieża. Co więcej, można wyczytać pewną ewolucję w myśleniu samego Jana Pawła II na sprawę krytyki Kościoła, o którą wcześniej spierał się z Turowiczem. Gdy w 1983 roku naczelny TP pisze jeden z odważniejszych listów, na końcu sam przeprasza za swoją śmiałość. W odpowiedzi papież pisze: „Dla Kościoła krytyka może i powinna być potrzebna i konstruktywna, zwłaszcza jeśli płynie z miłości”. I zamiast odpowiedzieć na zawarte w liście Turowicza uwagi, zaprasza go na rozmowę do Rzymu.
Ale i w okresie krakowskim, gdy przyjaźń ze środowiskiem TP przenikała się z jego krytyką, bp Wojtyła dawał sygnały swojej lojalności wobec gazety. Broniąc ją przed oskarżeniem przez jednego z intelektualistów o „niekatolickość”, napisał: „Jakkolwiek bowiem cenimy sobie bardzo sąd Pana Doktora w tej sprawie, to jednak musimy się ostatecznie kierować sądem własnym, zarówno gdy chodzi o przyznanie, jak i odmawianie »TP« kredytu katolickości. Sami też musimy brać za to odpowiedzialność, bacząc pilnie, aby na skutek sądu zbyt jednostronnego i zbyt surowego nie zniszczyć tego, co w założeniu nie jest złe, lecz dobre, choć stale bywa zagrożone”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).