Wszystko wskazuje na to, że święta Bożego Narodzenia w Nikaragui upłyną w smutnej atmosferze. Biskupi zachęcają wprawdzie do podjęcia dialogu narodowego, ale prezydent Ortega traktuje ich jak przestępców i terrorystów.
W Nikaragui wyrósł dzisiaj mur, który coraz bardziej dzieli – powiedział kard. Leopoldo Brenes, arcybiskup Managui. Dodał, że nie tak dawno był to najbezpieczniejszy kraj w Ameryce Środkowej. Obecnie w godzinach popołudniowych mocno zmniejsza się liczba ludzi na ulicach, centra handlowe i targi szybko pustoszeją, mieszkańcy zamykają się w swoich domach. Turystyka praktycznie nie istnieje. Od sześciu miesięcy kraj zmienił oblicze. Biskupi nikaraguańscy nie przestają wzywać do dialogu, jedynej drogi do pokojowego rozwiązania kryzysu społeczno-politycznego.
Po okresie ostrych protestów i idących za tym represji, które spowodowały 19 kwietnia br. masakrę wśród demonstrujących studentów, w maju powstała komisja krajowa do opracowania kalendarza przemian. Zakładał on spokojne odejście ze sceny prezydenta Daniela Ortegi, przynajmniej na rok przed konstytucyjnie wyznaczonym terminem wyborów w listopadzie 2021 roku. Nie doszło jednak do tego. W miejsce dialogu, w którym rolę głównego mediatora pełnił Kościół, pojawiły się represje na ogromną skalę. Wśród nich: aresztowania, zastraszanie, zaostrzenie kontroli, zwolnienia z pracy, zwiększone siły policyjne na ulicach oraz uzbrojone oddziały sandinistów w kluczowych punktach Managui. Wszystko po to, aby zapewnić spokój w miejscach publicznych oraz nie dopuścić do nowych manifestacji i protestów.
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Boże Narodzenie jest również okazją do ponownego uświadomienia sobie „cudu ludzkiej wolności”.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.